Wprowadzenie
Wyobraźcie sobie, że wracacie do domu i widzicie wodę na podłodze. Zalanie. Panika. Co robić? Zadzwonić po hydraulika? Zacząć sprzątać? Robić zdjęcia?
Z mojego doświadczenia wynika, że pierwsze godziny po szkodzie są kluczowe dla późniejszego dochodzenia odszkodowania. To, co zrobicie (albo czego nie zrobicie) w tym czasie, może zadecydować o tym, czy dostaniecie pełne odszkodowanie, czy tylko jego część.
Dziś opowiem Wam o sprawie, w której poszkodowany zrobił prawie wszystko dobrze. Dzięki temu wygrał w sądzie i dostał o 77 tysięcy złotych więcej, niż oferował ubezpieczyciel. Co zrobił dobrze? Zaraz przeczytacie.

Historia zalania
Kwiecień 2016 roku. Pan W. buduje dom w Jeziorach Małych pod Poznaniem. Zlecił montaż basenu renomowanej firmie budowlanej. Wszystko wydawało się pod kontrolą. Prace przy basenie zostały ukończone.
Ale 25 kwietnia 2016 r. pojawiły się wykwity wilgoci na ścianach na niższym poziomie budynku. Okazało się, że pracownik wykonawcy nie dokręcił śrubunku przy dysży przeciwprądów. Woda przeciekała przez 2-4 tygodnie i zalała pięć pomieszczeń: maszynownię basenową, pomieszczenie gospodarcze, salę do bilarda, winiarnię i hol.
Szkody były poważne:
- Zawilgocone i napuchnięte ściany
- Zniszczone posadzki (pod którymi było ogrzewanie podłogowe)
- Wypaczone panele boazeryjne
- Uszkodzone drzwi i ościeżnice
Co zrobił poszkodowany? Oto lista:
Krok 1: Natychmiastowe zgłoszenie szkody
28 kwietnia 2016 r. – poszkodowany zgłosił szkodę ubezpieczycielowi. Nie zwlekał, nie czekał „aż wyschnie”, nie próbował najpierw sam naprawić. Od razu zgłosił.
To było kluczowe z dwóch powodów:
Po pierwsze: 30-dniowy termin na wypłatę odszkodowania liczy się od zgłoszenia szkody (art. 812 k.c.). Im wcześniej zgłosicie, tym wcześniej możecie żądać wypłaty.
Po drugie: Późne zgłoszenie szkody może budzić podejrzenia ubezpieczyciela. „Czemu zgłosili dopiero po miesiącu? Może sami coś schrzanili w międzyczasie?”
Jak zgłosić szkodę?
- E-mailem – zachowajcie potwierdzenie wysłania i odbioru
- Osobiście – poproście o potwierdzenie na piśmie z datą i podpisem
- Telefonicznie – wyślijcie potem e-mail potwierdzający, co zgłosiliście
W opisywanej sprawie poszkodowany zgłosił szkodę i dostał oświadczenie od wykonawcy robót z 28.04.2016 r., w którym potwierdzono zgłoszenie i zarejestrowanie szkody. To był dowód w sądzie.
Krok 2: Dokumentacja zdjęciowa
Poszkodowany zrobił setki zdjęć. Może nawet więcej, niż potrzeba. Ale lepiej za dużo niż za mało.
Zdjęcia dokumentowały:
- Wykwity wilgoci na ścianach
- Napuchnięte panele i drzwi
- Zawilgocone posadzki
- Miejsce nieszczelności (dyszę przeciwprądów)
Zdjęcia załączył do akt sprawy. Sąd i biegły mogli zobaczyć na własne oczy, jak wyglądała szkoda.
Co fotografować?
- Miejsce powstania szkody – skąd lała się woda, co było uszkodzone
- Zakres szkody – jak daleko sięgało zalanie, które pomieszczenia
- Szczegóły uszkodzeń – pęknięcia, plamy, wypaczenia
- Dla skali – zdjęcia z linijką, metrem, albo z przedmiotami dla porównania (np. długopis obok pęknięcia)
Róbcie zdjęcia z różnych kątów, z bliska i z daleka. Im więcej, tym lepiej.
Krok 3: Świadkowie
Poszkodowany miał szczęście: dwóch świadków widziało zalanie na własne oczy. Przyjechali tego samego dnia, gdy ujawniła się wilgoć. Widzieli wykwity na ścianach, napuchnięte panele, zawilgocone pomieszczenia.
Ci świadkowie zeznawali potem w sądzie. Potwierdzili zakres szkody. To było kluczowe, bo ubezpieczyciel próbował kwestionować, czy rzeczywiście wszystkie uszkodzenia powstały w wyniku tego zalania.
Kto może być świadkiem?
- Sąsiedzi – jeśli widzieli zalanie
- Rodzina, przyjaciele – jeśli byli na miejscu
- Fachowcy – hydraulik, elektryk, ekipa remontowa (o tym zaraz)
Nie musicie formalnie „zabezpieczać” świadków. Po prostu zapamiętajcie, kto był na miejscu. Potem możecie ich wezwać do sądu (albo prosić o pisemne oświadczenie dla ubezpieczyciela).
Krok 4: Natychmiastowe działanie – osuszanie
Poszkodowany nie czekał na decyzję ubezpieczyciela. Wiedział, że im dłużej pomieszczenia będą zawilgocone, tym większe będą szkody (pleśń, grzyb, dalsze pękanie).
Już w maju 2016 r. zlecił osuszanie specjalistycznej firmie. Osuszanie trwało 3-5 tygodni i kosztowało 45.149 zł.
Ubezpieczyciel potem próbował kwestionować te koszty: „Może było za drogo? Może można było taniej?”
Ale biegły sądowy potwierdził: metoda osuszania była prawidłowa, koszty były uzasadnione. Poszkodowany dostał pełne odszkodowanie za osuszanie.
Co robić od razu po szkodzie?
- Zabezpieczcie miejsce – zamknijcie dopływ wody, wyłączcie prąd (jeśli trzeba)
- Wezwijcie fachowców – hydraulika, firmę osuszającą, elektryka
- Dokumentujcie wszystko – każda faktura, każda usługa
Nie czekajcie na zgodę ubezpieczyciela. Art. 826 § 1 k.c. mówi wyraźnie:
„Ubezpieczający i ubezpieczony obowiązani są zrobić wszystko, co jest konieczne dla zmniejszenia szkody.”
Jeśli zaniedbaliście zapobieżenie dalszym szkodom (np. nie osuszyliście pomieszczeń i powstała pleśń), ubezpieczyciel może odmówić wypłaty za te dodatkowe szkody.
Krok 5: Zbieranie faktur i dokumentacji
Poszkodowany prowadził prace naprawcze przez kilka miesięcy. I za każdą usługę, każdy zakup materiałów zbierał faktury VAT.
Lista faktur z tej sprawy:
- Osuszanie: 45.149 zł (firma (…))
- Roboty budowlane: 75.000 zł (spółka (…) sp. j.)
- Roboty stolarskie: 41.943 zł (stolarz R.K.)
- Roboty płytkarskie: 29.153 zł (płytkarz A.M.)
- Płytki gresowe: 2.957 zł (zakup)
- Roboty malarskie: 25.523 zł (malarz W.S.)
- Demontaż sufitu: 1.214 zł (firma M.K.)
Łącznie: 220.939 zł w fakturach.
Ale poszkodowany nie poprzestał na fakturach. Miał też:
- Kosztorysy przed wykonaniem prac
- Oświadczenia wykonawców o zakresie prac
- Zdjęcia w trakcie i po pracach
To wszystko załączył do akt sprawy. Biegły mógł zweryfikować, czy prace były konieczne i czy ceny były rynkowe.
Jakie dokumenty zbierać?
- Faktury VAT – zawsze z dokładnym opisem usługi/towaru
- Kosztorysy – przed rozpoczęciem prac (żeby później nie było zarzutów „za drogo”)
- Umowy – z wykonawcami, jeśli są
- Protokoły odbioru – potwierdzenie wykonania prac
- Rachunki – nawet za drobne zakupy (np. farby, narzędzia)
Ubezpieczyciel może próbować kwestionować każdą pozycję. Wasza broń to dokumentacja.
Krok 6: Świadkowie – ekipy remontowe
To był geniusz poszkodowanego. Wezwał do sądu wszystkich wykonawców, którzy pracowali przy naprawie szkody:
- Firmę osuszającą
- Stolarza
- Płytkarza
- Malarza
Każdy z nich zeznawał jako świadek. Potwierdzał:
- Jaki był zakres uszkodzeń
- Jakie prace były konieczne
- Czy można było naprawić taniej (nie)
- Czy ceny były rynkowe (tak)
Ubezpieczyciel próbował kwestionować np. wymianę płytek w całym pomieszczeniu. Twierdził, że wystarczyło wymienić tylko uszkodzone płytki.
Płytkarz zeznał: „Nowa partia płytek miała inny odcień. Różnica była widoczna gołym okiem. Nie dało się tego połączyć.”
Biegły to potwierdził. Ubezpieczyciel przegrał.
Dlaczego świadkowie-fachowcy są ważni?
Bo ubezpieczyciel często zarzuca: „To było niepotrzebne”, „Można było taniej”, „To zrobiono na wyrost”.
Świadek-fachowiec odpowiada: „Nie, to było konieczne, bo…” I wyjaśnia dlaczego.
Sąd ufa fachowcom. Zwłaszcza jeśli ich zeznania są spójne i logiczne.
Krok 7: Cierpliwość i konsekwencja
Ubezpieczyciel wypłacał odszkodowanie etapami:
- Maj 2016: odmowa
- Czerwiec 2016: 40.048 zł
- Sierpień 2016: 59.307 zł
- Sierpień 2016: 13.046 zł
- Marzec 2017: 7.752 zł
Łącznie: 120.154 zł. I ubezpieczyciel stwierdził: „To wszystko, koniec.”
Poszkodowany wiedział, że to za mało. Wysłał odwołanie, żądając dopłaty 116.041 zł. Ubezpieczyciel odmówił.
Więc poszkodowany wytoczył powództwo.
Lipiec 2017 – czerwiec 2020: proces trwał prawie 3 lata.
Ale poszkodowany nie odpuścił. I wygrał. Sąd zasądził dodatkowe 76.609 zł (plus odsetki od maja 2016).
Czy warto było czekać 3 lata?
Policzmy:
- Dodatkowe odszkodowanie: 76.609 zł
- Odsetki (maj 2016 – czerwiec 2020, około 4 lata, średnio 7%): około 21.450 zł
- Łącznie: około 98.000 zł
Za 3 lata procesu? Moim zdaniem – tak, warto było.
Błędy, których uniknął poszkodowany
Widziałem wiele spraw, gdzie poszkodowani popełnili błędy, które kosztowały ich dziesiątki tysięcy złotych. Oto czego NIE robić:
Błąd 1: Brak zgłoszenia szkody
Niektórzy próbują załatwić sprawę „po cichu” ze sprawcą. „Przecież jesteśmy umówieni, zapłaci mi.” A potem sprawca znika, telefon nie odpowiada…
Zawsze zgłaszajcie szkodę ubezpieczycielowi. Od razu.
Błąd 2: Brak dokumentacji zdjęciowej
„Po co robić zdjęcia? Przecież widać, że było zalanie.”
A potem w sądzie ubezpieczyciel mówi: „Nie widzimy dowodów na to, że szkoda była tak duża.”
Błąd 3: Naprawa bez faktur
„Poprosiłem kumpla, naprawił, zapłaciłem gotówką.”
A potem nie macie dowodu, ile kosztowała naprawa.
Błąd 4: Zgoda na zaniżone odszkodowanie
Ubezpieczyciel oferuje 50 tysięcy, a szkoda wynosi 150 tysięcy. Ale poszkodowany myśli: „Lepsze 50 tysięcy teraz niż walka w sądzie.”
Tymczasem różnica to 100 tysięcy złotych. Czy to nie warte walki?
Błąd 5: Rezygnacja po pierwszej odmowie
Ubezpieczyciel odmawia wypłaty. Poszkodowany: „No trudno, nie mam szans.”
A prawda jest taka: większość odmów ubezpieczycieli jest nieuzasadniona. W sądzie często wygrywają poszkodowani.
Moja lista kontrolna po szkodzie
Oto co radzę robić po zalaniu (lub innej szkodzie):
W pierwszej godzinie:
- Zabezpieczyć miejsce (zamknąć wodę, wyłączyć prąd)
- Zrobić zdjęcia (dużo zdjęć!)
- Powiadomić świadków, żeby zobaczyli na własne oczy
Pierwszego dnia:
- Zgłosić szkodę ubezpieczycielowi (e-mail + telefon)
- Wezwać fachowców (hydraulik, firma osuszająca)
- Zrobić pierwsze notatki (co, gdzie, kiedy)
W pierwszym tygodniu:
- Zlecić osuszanie/zapobieżenie dalszym szkodom
- Zebrać oferty od firm remontowych
- Przygotować listę świadków
W następnych miesiącach:
- Zbierać wszystkie faktury i dokumenty
- Prowadzić korespondencję z ubezpieczycielem
- Nie przyjmować zaniżonych ofert
Jeśli ubezpieczyciel odmawia lub zaniża:
- Konsultacja z prawnikiem
- Wezwanie do zapłaty
- Pozew do sądu
Refleksja
Ta sprawa pokazuje, że przygotowanie i dokumentacja to klucz do sukcesu. Poszkodowany zrobił wszystko, co trzeba:
- Zgłosił szkodę od razu
- Zrobił dokumentację zdjęciową
- Zabezpieczył świadków
- Zebrał faktury i kosztorysy
- Nie odpuścił, gdy ubezpieczyciel zaniżał odszkodowanie
Efekt? Wygrał w sądzie i dostał o 77 tysięcy więcej, niż oferował ubezpieczyciel.
Czy to dużo pracy? Tak. Czy to się opłaca? Zdecydowanie.
Pamiętajcie: ubezpieczyciel ma swoje procedury, swoich rzeczoznawców, swoje „wytyczne”. Wy musicie mieć swoją dokumentację, swoich świadków, swoje dowody.
To nie jest walka na równych zasadach. Ale z dobrym przygotowaniem możecie wygrać.
Mieliście doświadczenia z zalaniem? Jak sobie poradziliście? Piszcie w komentarzach!
Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl oraz www.prawospadkowepoznan.pl.
Masz pytanie lub chcesz podzielić się swoją historią? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl