
Dwa szoki, które przeżywa poszkodowany
Pierwszy szok pojawia się zaraz po wypadku – ból, stres, wizyta na SOR, zwolnienie lekarskie. Drugi szok przychodzi zwykle po kilku tygodniach, gdy w skrzynce pojawia się decyzja zakładu ubezpieczeń. I wtedy okazuje się, że za miesiące cierpienia, rehabilitację, problemy w pracy ubezpieczyciel proponuje kwotę, która… no cóż, przypomina raczej zapłatę za zużyte opony niż rekompensatę za krzywdę.
Z praktyki kancelarii wiem, że to właśnie w tym momencie dzwoni telefon: „Otrzymałem decyzję, dostałem grosze. Co mam robić? Czy mogę się odwołać?”. Odpowiedź brzmi: można. Ale czy warto? To już bardziej skomplikowane pytanie.
Odwołanie do ubezpieczyciela – teoria a praktyka
Teoretycznie system działa tak: ubezpieczyciel wydaje decyzję, poszkodowany może się od niej odwołać w terminie 14 dni. Odwołanie rozpatruje… ten sam ubezpieczyciel. I tu już widać pewien paradoks – prosisz o rewizję decyzji podmiot, który doskonale wie, dlaczego wypłacił Ci tyle, ile wypłacił.
Odwołanie nie kosztuje (poza czasem poświęconym na jego napisanie), nie wymaga reprezentacji prawnej, można je złożyć samodzielnie. Na papierze brzmi prosto. W praktyce efektywność takich odwołań w sprawach odszkodowawczych oscyluje gdzieś w okolicach… no właśnie, bardzo niskich wartości.
Dlaczego?
Taktyka ubezpieczycieli – zaniżyć i czekać
Ubezpieczyciele doskonale znają statystyki. Wiedzą, że większość poszkodowanych nie będzie walczyć o wyższe odszkodowanie. Przyjmą pierwszą propozycję, bo:
- nie mają czasu na procesy
- boją się kosztów
- nie wiedzą, że mogą dostać więcej
- są zmęczeni całą sytuacją
To nie jest złośliwość – to po prostu biznesowy rachunek zysków i strat. Jeśli ubezpieczyciel wypłaci każdemu 30% należnego zadośćuczynienia, a tylko 10% poszkodowanych pójdzie do sądu, to matematyka jest prosta.
Dlatego odwołania w większości przypadków kończą się podobnie: albo ubezpieczyciel podwyższa odszkodowanie symboliczną kwotą (żeby pokazać „dobrą wolę”), albo podtrzymuje swoją decyzję w całości. Praktyka kancelarii pokazuje, że przełomowe zmiany stanowiska po odwołaniu to rzadkość.
Kiedy sąd, a kiedy odwołanie?
Czy zatem nigdy nie warto składać odwołania? Nie powiedziałbym tego. W niektórych sytuacjach ma sens:
Warto spróbować odwołania, gdy:
- Sprawa dotyczy małych kwot (kilka tysięcy złotych) i nie chce Ci się angażować prawnika
- Widzisz oczywisty błąd w kalkulacji (np. ubezpieczyciel nie uwzględnił wszystkich kosztów leczenia)
- Masz czas i cierpliwość, a nie zależy Ci na szybkim rozstrzygnięciu
Od razu idź do sądu, gdy:
- Różnica między propozycją ubezpieczyciela a Twoimi oczekiwaniami jest znaczna
- Masz poważne obrażenia i długi okres leczenia
- Ubezpieczyciel w ogóle odmówił wypłaty, a Twoim zdaniem bezpodstawnie
- Minęło już sporo czasu od wypadku i chcesz sprawę wreszcie zakończyć
Co się dzieje w sądzie?
Wiem, że samo słowo „sąd” brzmi groźnie. Ale w sprawach odszkodowawczych to często jedyna skuteczna droga. Statystyki są tu jednoznaczne – w zdecydowanej większości spraw o zadośćuczynienie sądy zasądzają kwoty wyższe niż te, które proponował ubezpieczyciel.
Dlaczego? Sąd ma niezależnych biegłych, może dokładnie ocenić stopień krzywdy, nie ma presji wyników finansowych jak ubezpieczyciel. Proces trwa (zwykle 1-2 lata), ale efekt końcowy jest przewidywalny – jeśli Twoje roszczenie jest zasadne, dostaniesz to, co Ci się należy, plus odsetki, plus zwrot kosztów procesu.
Moja rada: nie trać czasu
Z praktyki kancelarii wynika jasny wniosek: jeśli różnica między propozycją ubezpieczyciela a uzasadnionym roszczeniem jest znaczna, odwołanie to strata czasu. Lepiej od razu skierować sprawę na drogę sądową.
Oczywiście, nie każda sprawa nadaje się do sądu. Czasem propozycja ubezpieczyciela jest fair, czasem różnica jest na tyle mała, że nie warto angażować prawnika. Ale jeśli dostajesz tysiąc złotych za pół roku cierpienia i rehabilitacji, to nie jest fair. I wtedy odwołanie do tego samego ubezpieczyciela rzadko coś zmieni.
Pamiętaj: ubezpieczyciel nie wypłaca za mało przez pomyłkę. To świadoma strategia. Zmieni zdanie dopiero, gdy zobaczy, że naprawdę zamierzasz walczyć – a to oznacza sąd, nie odwołanie wewnętrzne.
A Ty, jakie masz doświadczenia?
Czy składałeś kiedyś odwołanie do ubezpieczyciela? Jak się to skończyło? A może od razu poszedłeś do sądu? Podziel się swoją historią w komentarzach – doświadczenia czytelników są często najcenniejsze.
Masz pytanie o swoją sprawę? Napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl
Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl oraz www.prawospadkowepoznan.pl.
Disclaimer: Niniejszy artykuł ma charakter informacyjny i nie stanowi porady prawnej. Każda sprawa odszkodowawcza wymaga indywidualnej analizy.