
Wprowadzenie
„Panie mecenasie, ile to potrwa?”
To pytanie słyszę w mojej kancelarii praktycznie codziennie. I za każdym razem widzę w oczach klientów nadzieję, że powiem: „Kilka miesięcy, może pół roku”. Chcieliby usłyszeć, że sprawiedliwość jest szybka, że ich cierpienie zostanie szybko wynagrodzone, że już niedługo będą mogli zamknąć ten rozdział życia.
I za każdym razem muszę powiedzieć prawdę. A prawda jest taka, że polskie sądownictwo w sprawach o zadośćuczynienie porusza się w tempie lodowca. Nie dlatego, że sędziowie są leniwi. Nie dlatego, że system jest złośliwy. Ale dlatego, że jest przeciążony, niedofinansowany i strukturalnie niezdolny do sprawnego rozpatrywania tego typu spraw.
Dzisiaj bez owijania w bawełnę, bez upiększania rzeczywistości – chcę opowiedzieć wam, jak długo naprawdę trwa sprawa o zadośćuczynienie w polskich sądach. I ostrzegam: nie będzie to optymistyczne czytanie.
Spis treści
- Etap przedsądowy – pierwsze miesiące walki z ubezpieczycielem
- Od pozwu do pierwszej rozprawy – oczekiwanie w kolejce
- Faza dowodowa – tam, gdzie czas się zatrzymuje
- Wyrok, apelacja i dalsze perypetie
- Aktualna sytuacja w poznańskich sądach – dramat na żywo
- Dlaczego to wszystko trwa tak długo?
- Praktyczne rady – jak przetrwać maraton procesowy
Etap przedsądowy – pierwsze miesiące walki z ubezpieczycielem
Zanim w ogóle wejdziesz na salę sądową, czeka cię pierwszy etap: procedura likwidacji szkody przez ubezpieczyciela.
Teoretycznie ubezpieczyciel ma 30 dni na rozpatrzenie twojego roszczenia i wydanie decyzji. Brzmi nieźle, prawda?
W praktyce? Zapomnijcie.
Ubezpieczyciel najpierw poprosi o dokumentację medyczną. Potem powie, że nie ma jej kompletnej i zażąda uzupełnień. Potem wyśle cię na komisję lekarską (najczęściej zaoczną – czyli lekarz wyda opinię bez badania, tylko na podstawie papierów).
Realny czas? 2-3 miesiące od zgłoszenia szkody do otrzymania decyzji.
I tu pojawia się pierwszy szok. Bo decyzja ubezpieczyciela w sprawach o zadośćuczynienie jest przewidywalna: albo oferują śmieszne pieniądze (np. 1 000 zł za poważny uraz), albo odmawiają w ogóle, kwestionując związek urazu z wypadkiem.
Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że w około 90% przypadków poszkodowani są niezadowoleni z wysokości dobrowolnie przyznanego zadośćuczynienia. To nie przypadek – to model biznesowy ubezpieczycieli.
Możesz jeszcze spróbować odwołania wewnętrznego do ubezpieczyciela. To kolejne 2-3 miesiące. I w 99% przypadków ubezpieczyciel podtrzymuje swoją pierwotną decyzję.
Podsumowanie etapu przedsądowego: 4-6 miesięcy – i jesteś tam, gdzie zacząłeś, tylko ze świadomością, że ubezpieczyciel nie zamierza ci pomóc.
Od pozwu do pierwszej rozprawy – oczekiwanie w kolejce
Decydujesz się na pozew. Znajdujesz prawnika, zbieracie dokumentację, piszecie pozew, płacisz wpis sądowy. Pozew wpływa do sądu.
I teraz zaczyna się prawdziwa zabawa – czekanie.
Ile czekasz na pierwszą rozprawę?
To zależy od sądu. W sądach rejonowych (sprawy o wartości do 100 000 zł) termin pierwszej rozprawy przypada zwykle 6-12 miesięcy po wniesieniu pozwu.
W Sądzie Okręgowym w Poznaniu? Przygotujcie się na jeszcze dłuższe oczekiwanie. O tym za chwilę.
Ale na pierwszej rozprawie właściwie nic się nie dzieje. Sędzia zazwyczaj:
- Sprawdza czy pozwany (ubezpieczyciel) odpowiedział na pozew
- Ewentualnie zarządza uzupełnienie braków formalnych
- Zamyka rozprawę i… wyznacza kolejną, za kilka miesięcy
Realnie: od wniesienia pozwu do merytorycznej rozprawy mija około roku.
Faza dowodowa – tam, gdzie czas się zatrzymuje
Tu zaczyna się najdłuższa, najbardziej frustrująca część procesu – przeprowadzenie dowodów.
W sprawach o zadośćuczynienie kluczowe są opinie biegłych. I tutaj tkwi sedno problemu.
Ile czeka się na opinię biegłego?
W teorii: biegły powinien sporządzić opinię w ciągu 30 dni od otrzymania akt.
W praktyce: 6-18 miesięcy to norma.
Dlaczego? Bo:
- Biegłych jest za mało (szczególnie dobrych, znających się na zadośćuczyniach)
- Sądy mają olbrzymie zaległości
- Biegli są przeciążeni zleceniami z dziesiątek sądów
- Biegły musi umówić się z tobą na badanie (to kolejne tygodnie)
- Biegły musi przeanalizować dokumentację (czasem setki stron)
A to dopiero początek. Bo ubezpieczyciel po otrzymaniu opinii biegłego (jeśli jest dla niego niekorzystna):
- Zakwestionuje opinię
- Zażąda opinii uzupełniającej (kolejne miesiące)
- Zażąda opinii innego biegłego (znowu kolejne miesiące)
- Zażąda opinii biegłego z innej dziedziny (np. rekonstruktora wypadków – kolejne miesiące)
W skomplikowanych sprawach liczba biegłych może sięgnąć 3-4. Każdy to około roku oczekiwania.
Z mojej praktyki: faza dowodowa w sprawie o zadośćuczynienie trwa średnio 2-3 lata.
Tak, dobrze przeczytaliście. Lata, nie miesiące.
Wyrok, apelacja i dalsze perypetie
No dobra, dowody przeprowadzone, sąd wydaje wyrok. Czy to koniec?
Nie do końca.
Bo ubezpieczyciel praktycznie zawsze wnosi apelację. To ich standard – walczą o każdą złotówkę do końca.
Apelacja trafia do sądu wyższej instancji (Sąd Okręgowy lub Apelacyjny). I tu znowu – kolejka.
Ile czeka się na rozpatrzenie apelacji? Od roku do dwóch lat.
W sumie, od momentu wniesienia pozwu do prawomocnego zakończenia sprawy (łącznie z apelacją) mija realnie 4-6 lat.
Brzmi jak science fiction? To codzienność polskich sądów.
Aktualna sytuacja w poznańskich sądach – dramat na żywo
A teraz najgorsze wiadomości. Bo to, o czym pisałem wyżej to optymistyczny scenariusz.
W Sądzie Okręgowym w Poznaniu sytuacja jest tragiczna.
Dlaczego? Bo poznański sąd okręgowy zmaga się z dwoma gigantycznymi problemami:
1. Powódź spraw frankowych Tysiące procesów dotyczących kredytów frankowych zalały sądy. To sprawy skomplikowane, wymagające głębokiej analizy, opinii biegłych z zakresu bankowości, ekonomii. Pochłaniają ogromne zasoby sądów.
2. Stały decernat rozwodów Sprawy rozwodowe (również skomplikowane, emocjonalne, czasochłonne) dodatkowo obciążają system.
Efekt? Sprawy o zadośćuczynienie w Sądzie Okręgowym w Poznaniu czekają w kolejce latami.
Z mojej praktyki mogę powiedzieć bez ogródek: 5 lat od wniesienia pozwu do prawomocnego wyroku to w Sądzie Okręgowym w Poznaniu nic nadzwyczajnego. Spotkałem się z sprawami, które trwały 6-7 lat, szczególnie gdy w grę wchodziło kilku biegłych.
W sądach rejonowych jest nieco lepiej – ale „lepiej” to względne pojęcie. 3-4 lata to norma, 5 lat również nie dziwi.
Pamiętam sprawę klienta, który po wypadku komunikacyjnym walczył o zadośćuczynienie za poważne obrażenia kręgosłupa. Pozew wnieśliśmy w 2016 roku. Prawomocny wyrok otrzymaliśmy w 2022. Sześć lat. Klient przez ten czas chodził na kolejne rozprawy, badania biegłych, żył w niepewności. A ból i cierpienie po wypadku? Oczywiście nie znikły – ale sprawiedliwość przyszła z sześcioletnim opóźnieniem.
Dlaczego to wszystko trwa tak długo?
To pytanie słyszę od klientów niemal zawsze, gdy informuję ich o przewidywanych czasach trwania sprawy. „Dlaczego to trwa wieki? Dlaczego system nie działa?”
Odpowiedź jest złożona, ale spróbuję ją uprościć:
1. Za mało sędziów Polskie sądy są po prostu niedofinansowane. Brakuje sędziów, referendarzy, pracowników obsługi. Jeden sędzia obsługuje setki spraw rocznie.
2. Za mało biegłych Dobrych biegłych medycznych (neurolog, ortopeda, psycholog), którzy rozumieją specyfikę spraw o zadośćuczynienie, jest garstka. A zapotrzebowanie – ogromne.
3. Skomplikowane procedury Kodeks postępowania cywilnego to obszerne regulacje. Każdy krok w procesie ma swoje terminy, formalności. To wszystko wydłuża sprawy.
4. Opieszałość ubezpieczycieli Ubezpieczyciele świadomie przeciągają sprawy. Im dłużej trwa proces, tym bardziej zmęczony i zdesperowany jest poszkodowany. Liczą, że w końcu się podda i zgodzi na niższą kwotę.
5. Przeciążenie konkretnych sądów Sprawy frankowe, rozwody, egzekucje – to wszystko pochłania zasoby sądów. Sprawy o zadośćuczynienie, choć ważne, często schodzą na dalszy plan.
Praktyczne rady – jak przetrwać maraton procesowy
Po tylu latach prowadzenia spraw o zadośćuczynienie nauczyłem się jednego: trzeba przygotować klientów psychicznie na długą drogę.
Bo jeśli wchodzisz do procesu z oczekiwaniem, że za rok będzie po wszystkim – czeka cię ogromne rozczarowanie.
Oto moje rady, jak przetrwać maraton procesowy:
1. Przygotuj się mentalnie na lata, nie miesiące Nie oszukuj się – to nie będzie szybkie. Przyjmij, że sprawa potrwa 3-5 lat. Łatwiej znieść, gdy się tego spodziewasz.
2. Wybierz prawnika, który będzie z tobą przez cały proces To maraton, nie sprint. Potrzebujesz kogoś, kto poprowadzi sprawę od początku do końca, kto będzie cierpliwy i wytrwały.
3. Dokumentuj wszystko na bieżąco Nawet jeśli proces trwa latami, zbieraj dokumentację medyczną, notatki o swoim stanie, zdjęcia. To wszystko może się przydać.
4. Nie rezygnuj z leczenia To kluczowe. Jeśli przerwiesz terapię, ubezpieczyciel powie: „Widzi pan? Już panu nie dolega!”. Kontynuuj leczenie, rehabilitację.
5. Stawiaj na rozprawach Nawet jeśli to frustrujące, staraj się być obecny na rozprawach. Twoja obecność ma znaczenie – sąd widzi, że sprawa jest dla ciebie ważna.
6. Pytaj prawnika o postępy Nie bój się dzwonić do prawnika co kilka miesięcy i pytać „co słychać?”. To twoja sprawa, masz prawo wiedzieć.
7. Pamiętaj o odsetkach Jeśli wygrasz, sąd zasądzi odsetki od kwoty zadośćuczynienia – zwykle od daty wypadku. Im dłużej trwa proces, tym wyższe odsetki. To nie jest pocieszenie, ale przynajmniej coś.
Refleksja na koniec – czy to w ogóle sprawiedliwość?
Po dwudziestu latach w tym zawodzie wciąż zadaję sobie pytanie: czy system, w którym poszkodowany musi czekać 5-6 lat na sprawiedliwość, może nazywać się sprawiedliwością?
Bo kiedy wygrywasz sprawę po latach – pieniądze oczywiście są. Ale ból, niepewność, frustracja, poczucie bezsilności – tego nie da się wynagrodzić żadną kwotą.
I za każdym razem myślę: to nie powinno tak wyglądać. Ale takie są realia polskiego sądownictwa. I póki system się nie zmieni – będzie tak dalej.
Jeśli jesteście w trakcie procesu o zadośćuczynienie – trzymajcie się. Wiem, że to ciężkie. Wiem, że czasem macie dość. Ale pamiętajcie: na końcu tej drogi czeka sprawiedliwość. Spóźniona, niesprawna, ale jednak.
A wy? Macie doświadczenia z przewlekłością spraw? Ile wam trwała sprawa o zadośćuczynienie? Dajcie znać w komentarzach – czasem sama świadomość, że nie jesteście sami, pomaga przetrwać.
Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl oraz www.prawospadkowepoznan.pl.
Masz pytanie lub chcesz podzielić się swoją historią? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl