
Kilka postów temu pisałem o jednym z ulubionych zarzutów ubezpieczycieli: przyczynieniu się poszkodowanego do powstania szkody przez brak zapiętych pasów bezpieczeństwa. Konkluzja była prosta – skuteczność tego zarzutu stoi i pada z wykazaniem związku przyczynowo-skutkowego między niezapiętymi pasami a powstałymi obrażeniami. Bez tego związku, żadnego zmniejszania odszkodowania.
Ale prawo odszkodowawcze ma to do siebie, że regularnie zaskakuje. Czasem wręcz przewraca nasze wyobrażenia o „logice” wypadków na nice. Dziś opowiem Wam o sprawie, która na zawsze utkwiła mi w pamięci – o przypadku, gdy niezapięcie pasów bezpieczeństwa paradoksalnie uratowało życie mojej klientce.
Spis treści
- Nawiązanie do wcześniejszego artykułu – przyczynienie się a pasy bezpieczeństwa
- Tragiczny wypadek na ulicach Poznania
- Obrażenia powódki – konsekwencje wyrzucenia przez przednią szybę
- Argumentacja ubezpieczyciela – klasyczny zarzut przyczynienia
- Kluczowe „ale” – zapięte pasy oznaczałyby pewną śmierć
- Analiza prawna – dlaczego Sąd Okręgowy w Poznaniu oddalił zarzut
- Paradoks bezpieczeństwa – refleksje nad sprawą
- Praktyczne wnioski dla podobnych spraw
Przyczynienie się a pasy bezpieczeństwa – krótkie przypomnienie
Zanim przejdę do sedna, szybkie przypomnienie. Zarzut przyczynienia się (art. 362 Kodeksu cywilnego) polega na tym, że ubezpieczyciel twierdzi: „Gdybyś miał zapięte pasy, Twoje obrażenia byłyby mniejsze, więc zmniejszamy odszkodowanie”. To klasyka gatunku w sprawach komunikacyjnych.
Problem w tym, że sama teza „nie miałeś pasów, więc się przyczyniłeś” to za mało. Ubezpieczyciel musi wykazać, że między brakiem pasów a konkretnymi obrażeniami istnieje związek przyczynowy. Jeśli tego nie udowodni – pasy w grę nie wchodzą, a odszkodowanie należy się w pełnej wysokości.
Z mojego doświadczenia wiem, że ubezpieczyciele często podnoszą ten zarzut automatycznie, licząc na to, że poszkodowany się przestraszy i przyjmie zaniżoną propozycję. Dlatego tak ważne jest, by nie dać się zastraszać i dokładnie analizować każdą sprawę.
Tragiczny wypadek na ulicach Poznania
Kilka lat temu reprezentowałem młodą kobietę w sprawie, która była jedną z najtrudniejszych emocjonalnie w mojej karierze. Wypadek miał miejsce na ulicach Poznania. W pojeździe podróżowało czworo młodych ludzi – kierowca oraz trzech pasażerów, w tym moja klientka.
Samochód uderzył w przydrożny słup. Siła uderzenia, co potwierdziła później ekspertyza, nie była kolosalna – mówimy o zderzeniu, które przy zapiętych pasach prawdopodobnie zakończyłoby się otarciami tułowia, może złamaniem obojczyków w wyniku napięcia pasów, ale nic więcej. Typowy „mniejszy” wypadek komunikacyjny.
Ale dalej… No właśnie, dalej działy się rzeczy, których nikt nie mógł przewidzieć.
Obrażenia powódki – wyrzucenie przez przednią szybę
Moja klientka nie miała zapiętych pasów. W momencie uderzenia w słup wyrzuciło ją przez przednią szybę. Rozbiła ją własnym ciężarem ciała, przeleciała przez nią i wylądowała na poboczu.
Obrażenia były dramatyczne:
- Cała twarz połamana i porozrywana
- Złamane kości rąk
- Uszkodzenia narządów wewnętrznych
- Liczne rany i blizny
W zasadzie wyglądało to tak, jakby ktoś celowo chciał pokazać, co się dzieje, gdy nie zapina się pasów. Klasyczny materiał do kampanii społecznej „Zapnij pasy – uratuj życie”.
Ubezpieczyciel oczywiście to wykorzystał.
Argumentacja ubezpieczyciela – biegły potwierdza oczywiste
Zakład ubezpieczeń podniósł zarzut przyczynienia się i… miał mocne argumenty. Powołany przez niego biegły stwierdził jednoznacznie:
„Do obrażeń doszło w wyniku wyrzucenia powódki przez przednią szybę. Gdyby miała zapięte pasy bezpieczeństwa, nie zostałaby wyrzucona z pojazdu. Przy takiej sile uderzenia, z zapiętymi pasami, doszłoby jedynie do ewentualnych otarć tułowia i złamań obojczyków w wyniku napięcia pasów. Ciężkie obrażenia twarzy i narządów wewnętrznych nie wystąpiłyby.”
Innymi słowy: związek przyczynowy był ewidentny. Niezapięcie pasów bezpośrednio doprowadziło do ciężkich obrażeń.
Na pierwszy rzut oka sprawa wydawała się przegrana. Ubezpieczyciel miał opinię biegłego, logikę po swojej stronie i – co tu ukrywać – prawo też zdawało się przemawiać na jego korzyść.
Ale był jeden szczegół. Jeden kluczowy, dramatyczny szczegół.
Kluczowe „ale” – zapięte pasy oznaczałyby pewną śmierć
Wspomniałem, że w wypadku uczestniczyło czworo młodych ludzi. Moja klientka była jedyną, która przeżyła.
Dlaczego pozostali zginęli?
Ponieważ natychmiast po uderzeniu w słup doszło do zapalenia się paliwa, a chwilę później – do wybuchu pojazdu. Kierowca i dwaj pozostali pasażerowie nie zdążyli wydostać się z samochodu. Mimo że w samym uderzeniu nie doznali śmiertelnych obrażeń, po prostu spłonęli żywcem.
A moja klientka? Ona w tym samym momencie, gdy doszło do uderzenia, została wyrzucona z pojazdu. Wylądowała na poboczu – pokiereszowana, poturbowana, ale żywa. I właśnie dlatego, że była poza samochodem, uniknęła losu pozostałych uczestników.
Gdyby miała zapięte pasy, najprawdopodobniej pozostałaby uwięziona w fotelu. I jak kierowca oraz dwaj inni pasażerowie – zginęłaby w płomieniach.
To był ten jeden tragiczny przypadek, gdy niezapięcie pasów zamiast doprowadzić do śmierci, uratowało życie.
Moja argumentacja przed Sądem – logika na opak
Stanąłem przed Sądem Okręgowym w Poznaniu i przedstawiłem argumentację, która brzmiała niemal jak science fiction:
„Tak, Wysoki Sądzie, moja klientka rzeczywiście doznała ciężkich obrażeń w wyniku niezapięcia pasów. Ale gdyby miała zapięte pasy, nie żyłaby. W tej konkretnej, tragicznej sytuacji konsekwencją zapięcia pasów byłby pewny zgon.”
Ubezpieczyciel twierdził, że zapięte pasy zapobiegłyby ciężkim obrażeniom. Ja odpowiedziałem: „Tak, zapobiegłyby. Ale kosztem życia mojej klientki”.
To był jeden z tych momentów w zawodzie prawnika, gdy zdajesz sobie sprawę, że prawo – choć wydaje się sztywne i przewidywalne – musi elastycznie reagować na rzeczywistość. Bo rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana niż jakikolwiek paragraf.
Wyrok Sądu Okręgowego w Poznaniu – oddalenie zarzutu
Sąd Okręgowy w Poznaniu podzielił moje stanowisko i oddalił zarzut przyczynienia się.
Uzasadnienie było proste, choć w praktyce rzadko spotykane: w tej konkretnej sprawie niezapięcie pasów było czynnikiem, który uratował życie poszkodowanej. Ubezpieczyciel wykazał co prawda, że między brakiem pasów a obrażeniami istnieje związek przyczynowy, ale to nie oznacza automatycznego zmniejszenia odszkodowania, gdy alternatywą dla tych obrażeń byłaby śmierć.
Innymi słowy: poszkodowana nie może ponosić konsekwencji prawnych za coś, co – w tak ekstremalnych okolicznościach – paradoksalnie ją ocaliło.
Refleksje – prawo nie jest czarno-białe
Ta sprawa nauczyła mnie czegoś, o czym często zapominam w codziennej praktyce: prawo odszkodowawcze to nie tylko paragrafy i precedensy. To także ludzkie historie, czasem tak dramatyczne i nieoczekiwane, że wymykają się wszelkim schematom.
Ubezpieczyciele lubią operować czarno-białą logiką: „Nie miałeś pasów – Twoja wina – mniejsze odszkodowanie”. Ale rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana. Czasem to, co na pierwszy rzut oka wydaje się oczywistym zaniedbaniem, w kontekście całej sytuacji okazuje się… ratunkiem.
Czy moja klientka powinna była mieć zapięte pasy? Oczywiście, że tak – to podstawowa zasada bezpieczeństwa. Ale czy fakt, że ich nie miała, powinien skutkować zmniejszeniem odszkodowania w sytuacji, gdy zapięcie pasów oznaczałoby śmierć? Sąd powiedział: nie.
I słusznie.
Praktyczne wnioski – nie każdy przypadek jest oczywisty
Co z tego wynika dla praktyki?
- Nie akceptuj automatycznie zarzutu przyczynienia się. Nawet jeśli ubezpieczyciel przedstawia opinię biegłego, warto dokładnie przeanalizować całą sytuację. Czasem kontekst zmienia wszystko.
- Każda sprawa wymaga indywidualnej analizy. Szablonowe podejście ubezpieczycieli („nie miał pasów = zmniejszamy odszkodowanie”) nie zawsze się sprawdza.
- Związek przyczynowy to nie wszystko. Nawet jeśli istnieje związek między zachowaniem poszkodowanego a obrażeniami, trzeba spojrzeć szerzej – na całość okoliczności wypadku.
- W sprawach o zadośćuczynienie warto mieć prawnika. Takie niuanse, jak ten w mojej sprawie, rzadko są dostrzegane przez poszkodowanych działających samodzielnie.
Podsumowanie – gdy pasy bezpieczeństwa stają się pułapką
Tę sprawę wspominam zawsze, gdy ktoś pyta mnie, czy prawo odszkodowawcze to nudne paragrafy. Odpowiadam wtedy: „Nie, to fascynujące studium ludzkiej rzeczywistości”. Bo choć zasady są jasne, życie pisze scenariusze, których żaden ustawodawca nie był w stanie przewidzieć.
Pasy bezpieczeństwa ratują życie – to niepodważalna prawda. Ale w jednym tragicznym przypadku w Poznaniu to właśnie brak pasów uratował życie mojej klientce. I prawo – dzięki elastyczności Sądu – potrafiło to dostrzec.
A Ty? Czy spotkałeś się kiedyś z podobnie paradoksalną sytuacją? Daj znać w komentarzach – ciekaw jestem Waszych historii.
Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl oraz www.prawospadkowepoznan.pl.
Masz pytanie lub chcesz podzielić się swoją historią? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl
Disclaimer: Niniejszy artykuł ma charakter informacyjny i nie stanowi porady prawnej. Każda sprawa odszkodowawcza jest indywidualna i wymaga analizy konkretnych okoliczności. W celu uzyskania profesjonalnej porady prawnej zapraszamy do kontaktu z naszą kancelarią.