
„Panie mecenasie, czy ja mogę po prostu sprzedać to roszczenie? Nie chce mi się ciągnąć tego procesu latami…”.
To pytanie usłyszałem kilka tygodni temu od klientki, która doznała urazu biczowego w wypadku. Ubezpieczyciel zaproponował jej 500 złotych zadośćuczynienia (klasyka gatunku), a ona – zmęczona walką, zniechęcona perspektywą procesu – zastanawiała się, czy może po prostu… sprzedać swoje roszczenie firmie odkupującej szkody.
Widziała reklamę. „Odkupimy Twoją szkodę! Szybko, bez stresu, bez sądu!”. Brzmi kusząco, prawda?
Musiałem jej powiedzieć coś, czego nie chciała usłyszeć: „Niestety, nie może pani tego zrobić. Prawo na to nie pozwala”.
Przyznaje się – na blogu dość często straszę trudnościami związanymi z dochodzeniem zadośćuczynienia za uraz biczowy. Procesy są długie, ubezpieczyciele uparte, kwoty śmiesznie niskie. Nie dziwię się, że ludzie szukają łatwiejszych rozwiązań.
Ale dziś chcę wyjaśnić, dlaczego akurat w przypadku zadośćuczynień za urazy na zdrowiu – takich jak whiplash – sprzedaż roszczenia jest… praktycznie niemożliwa. I dlaczego to może być dobrze dla ciebie.
Co mówi prawo? Zakaz sprzedaży zadośćuczynień
Art. 449 Kodeksu cywilnego brzmi jasno:
„Roszczenia przewidziane w art. 444-448 nie mogą być zbyte, chyba że są już wymagalne i że zostały uznane na piśmie albo przyznane prawomocnym orzeczeniem.”
Przetłumaczę to na ludzki język:
Nie możesz sprzedać roszczenia o zadośćuczynienie za uraz na zdrowiu (w tym za whiplash), dopóki:
- Nie masz prawomocnego wyroku sądu ustalającego jego wysokość, lub
- Ubezpieczyciel nie uznał na piśmie konkretnej kwoty zadośćuczynienia
Dopiero wtedy możesz to roszczenie „scedować” – czyli sprzedać.
Co to oznacza w praktyce?
Jeśli:
- Doznałeś urazu biczowego w wypadku
- Ubezpieczyciel odmówił wypłaty lub zaproponował symboliczną kwotę
- Nie masz jeszcze wyroku sądu
To nie możesz sprzedać tego roszczenia firmie odkupującej szkody. Kropka.
Ale przecież szkody komunikacyjne są odkupywane masowo!
Tak, to prawda. I tu właśnie tkwi najczęstsza pomyłka.
Firmy odkupujące szkody masowo reklamują się jako „odkupujemy szkody powypadkowe”. I faktycznie – odszkodowania za zniszczone auta można bez problemu sprzedać. Bo to są szkody w mieniu, nie szkody na osobie.
Różnica jest kluczowa:
Szkoda w mieniu (np. zniszczony samochód):
- ✅ Można sprzedać roszczenie w każdym momencie
- ✅ Łatwo wycenić (kosztorys naprawy, wartość auta)
- ✅ Nie wymaga wyroku ani uznania przez ubezpieczyciela
Szkoda na osobie (np. zadośćuczynienie za uraz biczowy):
- ❌ Nie można sprzedać roszczenia (z wyjątkami)
- ❌ Trudno wycenić (zależy od wielu czynników)
- ❌ Wymaga wyroku lub pisemnego uznania przez ubezpieczyciela
Dlaczego ustawodawca zakazał sprzedaży zadośćuczynień?
Gdy po raz pierwszy spotkałem się z tym przepisem na studiach, pomyślałem: „Dziwne. Przecież to moje roszczenie, dlaczego nie mogę go sprzedać?”.
Ale po latach praktyki rozumiem doskonale, dlaczego ten przepis istnieje. I szczerze? Uważam, że to dobry przepis.
Powód 1: Ochrona przed wyzyskiem
Firmy odkupujące szkody zarabiają na tym, że płacą ci mniej, niż wynosi twoje rzeczywiste roszczenie. To ich model biznesowy – kupują tanio, odzyskują drogo (lub sprzedają dalej z zyskiem).
W przypadku szkód w mieniu – okej. Możesz zweryfikować wartość swojego auta, zlecić prywatną opinię rzeczoznawcy. Wiesz mniej więcej, ile ci się należy.
Ale w przypadku zadośćuczynienia za uraz biczowy?
Tu nie ma żadnego „miernika”. Nie ma matematycznego wzoru. Wysokość zadośćuczynienia zależy od:
- Rodzaju i nasilenia urazu
- Czasu leczenia i rekonwalescencji
- Stopnia cierpienia
- Wpływu na życie codzienne
- Prognozy na przyszłość
- Lokalnego orzecznictwa sądów
Jak zwykły człowiek ma to wycenić?
Powód 2: Osobisty charakter zadośćuczynienia
Jest jeszcze głębszy powód, filozoficzny niemal.
Zadośćuczynienie to nie jest zwykła „należność”. To rekompensata za twoje cierpienie, twój ból, twoją krzywdę. To głęboko osobiste.
Ustawodawca uznał, że takie roszczenie nie powinno być przedmiotem swobodnego obrotu handlowego – jak towary na giełdzie. Że póki nie jest ustalone (wyrokiem lub uznaniem), należy je chronić jako coś wyjątkowego.
Brzmi patetycznie? Może trochę. Ale w tym jest sens.
Kiedy można sprzedać roszczenie? Wyjątki od zakazu
Przepis mówi jasno: można sprzedać roszczenie, jeśli:
Wyjątek 1: Masz prawomocny wyrok sądu
Jeśli sąd wydał prawomocny wyrok, ustalając, że należy ci się np. 20 tysięcy złotych zadośćuczynienia – możesz to roszczenie sprzedać.
Dlaczego? Bo wysokość jest już ustalona.
Wyjątek 2: Ubezpieczyciel uznał roszczenie na piśmie
Jeśli ubezpieczyciel wydał decyzję: „Przyznajemy Pani 15 tysięcy złotych zadośćuczynienia” – możesz to roszczenie sprzedać.
Znowu: wysokość jest znana, nie ma już pola do nadużyć.
Ale uwaga – musi być pisemne uznanie konkretnej kwoty. Jeśli ubezpieczyciel napisał: „Przyznajemy zadośćuczynienie, wysokość do ustalenia” – to nie wystarczy.
Moja refleksja: czy ten przepis ma sens?
Po latach praktyki uważam, że tak, ma sens. I to duży.
Widziałem zbyt wiele przypadków, gdy ludzie – z rozpaczy, zmęczenia, braku wiedzy – byli gotowi przyjąć absurdalnie zaniżone kwoty. Firmom odkupującym szkody na tym by zależało – płacić grosze, zarabiać tysiące.
Art. 449 KC to nie jest ograniczenie twoich praw. To ochrona przed pochopnymi decyzjami, które mogą kosztować cię fortunę.
Tak, proces jest długi. Tak, jest męczący. Tak, ubezpieczyciele są uparci.
Ale warto walczyć. Bo kwoty, które można uzyskać w sądzie, są nieporównywalnie wyższe niż to, co oferują firmy skupujące szkody czy ubezpieczyciele na początku.
Praktyczna rada: nie sprzedawaj, idź do sądu
Jeśli doznałeś urazu biczowego i:
- Ubezpieczyciel odmówił wypłaty
- Lub zaproponował śmiesznie niską kwotę (500-1000 zł)
Nie próbuj sprzedawać roszczenia. I tak nie możesz. Zamiast tego:
- Skonsultuj się z prawnikiem – darmowa konsultacja pokaże ci realne szanse
- Zbierz dokumentację – szpital, rehabilitacja, zwolnienia lekarskie
- Idź do sądu – tak, to potrwa, ale może zarobić ci dziesiątki tysięcy
- Nie daj się zwieść „szybkim pieniędzom” – one zawsze są za niskie
Podsumowanie: prawo chroni cię przed sobą
Czasem prawo ogranicza nasze wybory po to, by nas chronić. Art. 449 KC to właśnie taki przypadek.
Nie możesz sprzedać roszczenia o zadośćuczynienie za uraz biczowy, dopóki nie masz wyroku lub pisemnego uznania przez ubezpieczyciela. I to dobrze.
Bo gdybyś mógł – firmy odkupujące szkody zarobiłyby na tobie krocie, a ty zostałbyś z ułamkiem tego, co ci się naprawdę należy.
A jakie są Wasze doświadczenia? Może ktoś z Was rozważał sprzedaż roszczenia? Albo zna kogoś, kto to zrobił (legalnie, po wyroku)? Podzielcie się w komentarzach.
Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl oraz www.prawospadkowepoznan.pl.
Masz pytanie lub chcesz podzielić się swoją historią? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl