Stała suma ubezpieczenia- czyli o tym, że ubezpieczyciel powinien dotrzymywać słowa!

Wpis z gatunku: ciekawe i wygrane sprawy sądowe. O tyle sprawa ciekawa, iż przyjęta w opisanej w niniejszym artykule sprawa na pewno nie miała charakteru jednostkowego, a jak się okazało po sądowym rezultacie warto było podnieść rękawicę rzuconą przez ubezpieczyciela.

Otóż jakiś czas temu zgłosił się do mnie poszkodowany   – właściciel pojazdu marki Suzuki Swift, który z zakładem ubezpieczeń Hestia zawarł między innymi ubezpieczenie Autocasco.

Co istotne poszkodowany w momencie zakupu polisy zdecydował się za zapłatą dodatkowej składki do wykupienia opcji niezmiennej sumy wartości ubezpieczenia. Tj. płacąc dodatkowe kilkanaście procent wydawało mu się, iż uzyskał pewność, że przez okres ubezpieczenia w razie zdarzenia zakład ubezpieczeń nie będzie kwestionował ustalonej w polisie wartości auta.

No cóż był w błędzie.

W listopadzie 2015 r. miała miejsce kolizja, w której przedmiotowy pojazd został uszkodzony. Powód niezwłocznie zgłosił szkodę swojemu ubezpieczycielowi, który na podstawie oględzin pojazdu, stwierdził nieopłacalność jego naprawy oraz zakwalifikował szkodę jako całkowitą.

Z tym poszkodowany nie miał problemu.

Zdziwienie poszkodowanego wywołał fakt, iż ubezpieczyciel STU Ergo Hestia S.A. oszacował wartość szkody na kwotę 11.600 zł i takie też przyznał odszkodowanie.

Właściciel Suzuki o tyle się zdziwił, iż zakład ubezpieczeń przyjął wartość pojazdu przed szkodą w kwocie 15.800 zł, a wartość wraku w kwocie 4.200 zł. Gdy tymczasem powód zawierając umowę zdecydował się na stałą sumę ubezpieczenia tj. stałą wartość pojazdu w czasie obowiązywania umowy, która na dzień zawarcia umowy została ustalona na  18.625 zł. Co za tym idzie wartość szkody całkowitej zdaniem poszkodowanego powinna odpowiadać różnicy między 18625 a 4200.

Jedynie na marginesie pojawił się drugi zarzut, iż ubezpieczyciel dokonał wyceny wartości pojazdu na dzień zawarcia umowy w systemie INFO-EKSPERT, zamiast w systemie Eurotax. Poszkodowany nie godząc się na takie potraktowanie przez pozwanego, zlecił niezależnemu ekspertowi wykonanie opinii w sprawie wysokości wartości pojazdu na dzień zawarcia umowy.

Ubezpieczyciel  w swoich decyzjach jako przyczynę wyliczenia wartości pojazdu na dzień zawarcia umowy wskazał uprzednie niezgodne oszacowanie pojazdu z postanowieniami OWU. Pozwany powołując się na § 1.1 oraz 1.2. OWU KLAUZULE 02 dokonał ponownego oszacowania wartości pojazdu na dzień zawarcia umowy.

W skrócie STU ERGO Hestia twierdziła, iż faktycznie jej ubezpieczony kupił polisę z bajerem, tj. ochroną wartości ustalonej wartości pojazdu w polisie. Ale kwota ta przy zawarciu ubezpieczenia została ustalona źle co za tym idzie zdaniem ubezpieczalni można ja jeszcze raz zweryfikować.

Oczywiście w dół, a nie w górę.

Zdaniem poszkodowanego taka konstrukcja treści zawartej w OWU klauzuli pozwala na dowolną zmianę ww. wartości pojazdu.

Poszkodowany w wytoczonym Hestii pozwie wskazał, iż :

„Możliwość takiej ingerencji zaprzecza istocie instytucji stałej sumy ubezpieczenia i jest sprzeczna z dobrymi obyczajami. Warto podkreślić, iż przyjęcie stałej sumy ubezpieczenia jest dodatkowo płatne i zwiększa składkę AC uiszczaną na rzecz zakładu ubezpieczeń. Ponowne oszacowanie wartości umożliwia wypłatę mniejszego odszkodowania ubezpieczonym i prowadzi do osiągania korzyści przez zakład ubezpieczeń. Wobec powyższego należy uznać, że klauzla zwarta w § 1.1 oraz 1.2.OWU KLAUZULE ma charakter abuzywny.

Zgodnie z art. 385 [1] § kpc postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nie uzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy (niedozwolone postanowienia umowne). Niewątpliwe taki charakter ma powyższy zapis.

W rozumieniu art. 3851 § 1 k.c. „rażące naruszenie interesów konsumenta” oznacza nieusprawiedliwioną dysproporcję praw i obowiązków na jego niekorzyść w określonym stosunku obligacyjnym, natomiast „działanie wbrew dobrym obyczajom” w zakresie kształtowania treści stosunku obligacyjnego wyraża się w tworzeniu przez partnera konsumenta takich klauzul umownych, które godzą w równowagę kontraktową tego stosunku. Obie, wskazane w tym przepisie, formuły prawne służą do oceny tego, czy standardowe klauzule umowne zawarte we wzorcu umownym przekraczają zakreślone przez ustawodawcę granice rzetelności kontraktowej twórcy wzorca w zakresie kształtowania praw i obowiązków konsumenta. – tak SN w wyroku z dnia 13.07.2005 r. w sprawie I CK 832/04.

W piśmiennictwie nadto wskazuje się, w stosunkach z konsumentami szczególne znaczenie mają te oceny zachowań podmiotów w świetle dobrych obyczajów, które odwołują się do takich wartości jak: szacunek wobec partnera, uczciwość, szczerość, zaufanie, lojalność, rzetelność i fachowość. Im powinny odpowiadać zachowania stron stosunku, także w fazie przedumownej. Postanowienia umów, które kształtują prawa i obowiązki konsumenta, nie pozwalając na realizację tych wartości, będą uznawane za sprzeczne z dobrymi obyczajami (tak A. Olejniczak (w:) Kodeks cywilny. Komentarz. Tom III. Zobowiązania – część ogólna, Lex 2010).

Z uwagi na powyższe, pozostałe wyjaśnienia pozwanego zawarte w jego decyzjach uznać należy za zbędne, bowiem dotyczą one określania wartości pojazdu, do którego w rzeczywistości nie powinno ponownie dojść. Podpisując umowę strony obopólnie zgodziły się na przyjętą stałą sumę ubezpieczenia, natomiast zawartą w OWU klauzulę należy uznać za niedozwoloną, a tym samym podjęte na mocy jej treści działanie za bezpodstawne.

Nadto warto podkreślić, iż pozwany nie przestrzega zawartej przez strony umowy, bowiem wyceny wartości pojazdu na dzień zawarcia umowy dokonał w programie INFO-EKSPERT. Na mocy § 6 OWU Autocasco ustalenie wartości pojazdu dokonywane jest w oparciu o system Eurotax.”

Rezultat tak wniesionego pozwu?

Wyrok wydany a odszkodowanie już w pełnej wysokości na koncie klienta.

Ile kosztuje przegrany proces o odszkodowanie?

Jakiś czas temu pisałem o kosztach prowadzenia procesu przeciwko zakładowi ubezpieczeń lub sprawcy szkody. Wpis można znaleźć TUTAJ.

Dzisiaj chciałbym się zająć trochę innym tematem, ale ściśle odnoszącym się do wyżej podlinkowanego postu.

Otóż wydaje się oczywiste, iż chcąc iść do sądu musimy ponieść pewne koszty, ale w przypadku wygrania sprawy sądowej koszty te są zwracane w odpowiedniej proporcji do procentu w jakim wygraliśmy w stosunku do kwoty żądania zawartej w pozwie.

Jednakże nie dla każdego oczywistym jest, iż także druga strona ponosi pewne koszty, których ma również prawo domagać się od swojego przeciwnika procesowego  w razie gdy ten w sądzie ulegnie.

Ile zatem ryzykuje poszkodowany kierując sprawę o zapłatę odszkodowania lub zadośćuczynienia do sądu.

Po pierwsze ryzykuje te koszty, które poniósł wnosząc pozew, czyli koszty o których pisałem w artykule, do  którego odnośnik znajduje się u góry tego wpisu.

Jeżeli poszkodowany w wypadku przegra sprawę w sądzie, to po prostu kosztów tych nie dostanie od pozwanego ubezpieczyciela.

Po drugie ryzykuje kosztami jakie w toku sprawy poniesie ubezpieczyciel.

Są to przede wszystkim tzw. koszty zastępstwa procesowego, które regulowane są Rozporządzeniem Ministra Sprawiedliwości i na chwilę obecną wynoszą w zależności od wartości przedmiotu sporu:

,,

1)

do 500 zł – 90 zł;
2)

powyżej 500 zł do 1500 zł – 270 zł;

3)

powyżej 1500 zł do 5000 zł – 900 zł;

4)

powyżej 5000 zł do 10 000 zł – 1800 zł;

5)

powyżej 10 000 zł do 50 000 zł – 3600 zł;

6)

powyżej 50 000 zł do 200 000 zł – 5400 zł;

7)

powyżej 200 000 zł do 2 000 000 zł – 10 800 zł;

8)

powyżej 2 000 000 zł do 5 000 000 zł – 15 000 zł;

9)

powyżej 5 000 000 zł – 25 000 zł.”

Tytułem przykładu jeżeli pozwaliśmy ubezpieczyciela o zapłatę zadośćuczynienia o kwotę 20.000 zł, a sprawa została oddalona, to ubezpieczalni przysługuje zwrot od nas kwoty 3600 zł tytułem udziału ich radcy prawnego lub adwokata w postępowaniu sądowym.
Ponadto ubezpieczyciel może w toku sprawy ponosić inne koszty, które mogą być przedmiotem zasądzenia od strony przegrywającej spór z ubezpieczycielem. Mogą to być także zaliczki na biegłych, koszty tłumaczeń itp.
Wreszcie mogą także zaistnieć koszty wyłożone tymczasowo z środków Skarbu Państwa, czyli przez sąd i również te koszty strona przegrywająca obowiązana jest uiścić.Najczęściej mowa tutaj o kosztach sporządzonych opinii przez biegłych, które to koszty okazały się wyższe niż zaliczka, koszty tłumaczeń, stawiennictwa świadków.
Ryzyka prowadzenia procesu nie są więc małe. Między innymi ten fakt wykorzystują ubezpieczyciele, którzy wydając decyzje odmowne lub uznające roszczenie w mniejszym niż rzeczywistym wymiarze liczą na to, iż  poszkodowany ze strachu przed kosztami i ryzykami procesowymi odpuści.
Co więc warto zrobić aby te ryzyka zminimalizować?
Przede wszystkim warto rozważyć, czy nie skorzystać z pomocy profesjonalnego pełnomocnika mającego doświadczenie w sprawach toczonych przeciwko ubezpieczalniom.
Dobry doświadczony radca prawny lub adwokat jest wstanie ocenić, czy w ogóle warto iść do sądu z daną sprawą. Może także zaproponować pewne rozwiązania proceduralne, które znacznie zmniejszają ryzyko przegrania i poniesienia kosztów, a które pozwolą na uzyskanie przyznania przez sąd zasady odpowiedzialności.
Można także skorzystać z opinii rzeczoznawców, którzy przed wdaniem się w spór odpowiedzą na pytanie o jaką kwotę odszkodowania w ogóle warto pójść do sądu.
Wreszcie w przypadku niektórych mniej majętnych poszkodowanych sąd może zwolnić te osoby z obowiązku ponoszenia kosztów sądowych, a nierzadko zwłaszcza w sprawach o zadośćuczynienie sąd nie obciąża takiej przegrywającej osoby kosztami ubezpieczyciela.
Czy warto więc iść do sądu z ubezpieczycielem?
Moim zdaniem przy dobrej analizie ryzyka oczywiście tak.  Zakłady ubezpieczeń w dużej mierze korzystają bowiem z obawy poszkodowanych do sądzenia się jako takiego jak i do ponoszenia ryzyka finansowego z tego tytułu. Dlatego też w ogromnej liczbie spraw decyzja, która została wydana przez ubezpieczyciela jest w ostatecznym rozrachunku co do kwoty w niej zawartej podwyższana w wydawanym przez sąd wyroku.
A Państwo jakie macie zdanie: warto pozywać ubezpieczyciela?