Finał 7 letniej sądowej batalii o rentę wyrównawczą z tytułu wypadku samochodowego.

Jest taki stary prawniczy dowcip z bardzo długą brodą.

Młody, świeżo co upieczony aplikant adwokacki wraca po swojej pierwszej sprawie w sądzie do Kancelarii. Kancelaria rodzinna prowadzona z ojca na syna.

W drzwiach krzyczy rozentuzjazmowany do ojca: Tato udało się, zawarłem ugodę w tej sprawie o jabłonkę rosnąca na miedzy między polami Malinowskich i Kowalskich, którą ty i jeszcze wcześniej dziadek od 30 lat prowadzicie bez rezultatu.

Ojciec stary doświadczony adwokat posmutniał, opuścił ręce i odpowiada: Synu, to z czego ty teraz będziesz żyć

No cóż przypominał mi się ten prawniczy „suchar” dziś, gdy wracałem z Sądu Apelacyjnego w Poznaniu, po rozprawie na której Sąd oddalił apelację pozwanego zakładu ubezpieczeń. Nie ma może w tym wyroku niczego  szczególnego, gdyby nie fakt, iż zakończył on obecnie najdłużej prowadzoną przeze mnie sprawę w Kancelarii.

Otóż Klienta z sprawą o zapłatę renty wyrównawczej z tytułu zwiększenia potrzeb i utraty zarobków zgłosiła się do mnie ponad 7 lat temu i tyle trwały procedury sądowe.

Winnym jest tutaj w dużej mierze ubezpieczyciel, który kwestionował każdą fakturę na leczenie ponoszoną przez powódkę, a że poszkodowana doznała ponad 100% uszczerbku na zdrowiu i leczyła i leczy się u lekarzy kilku specjalności, to nie mieliśmy wyjście i koniecznym było przeprowadzenie  dowodu z 6 czy 7 opinii biegłych specjalistów, którzy byli zmuszeni wypowiadać się, czy dany lek ma związek z wypadkiem czy nie.

W każdym razie jaka z tego konkluzja.

Po pierwsze sprawa w sądzie może trwać, o czym zresztą już kiedyś pisałem TUTAJ.  Co prawda cierpliwość poszkodowanej była łagodzona faktem, iż w toku sprawy sąd zabezpieczył jej roszczenie ustanawiając rentę tymczasową nie mniej jednak 7 lat to szmat czasu.

Po drugie sprawa o zapłatę renty na tle innych spraw odszkodowawczych i o zapłatę zadośćuczynienia są moim zdaniem sprawami najbardziej wymagającymi i to pod względem czasu jak i zaangażowania intelektualnego.

Niestety często roszczenie rentowe jest traktowane jako przysłowiowy kwiatek u kożucha. Uzyskanie zadośćuczynienia jest relatywnie proste, trzeba opisać uszczerbek, określić negatywne konsekwencje porównać z kwotami zasądzanymi w podobnych sprawach i sąd jakąś tam kwotę zasądzi.

W przypadku renty musimy wykazywać sytuację hipotetyczną, a wiec niejako porównać stan obecny z stanem który by istniał gdyby nie doszło do wypadku samochodowego. Niestety nie jest tak, iż samo zgłoszenie w pozwie renty gwarantuje fakt jej zasądzenia.

Tak i też było w przypadku mojej klientki, która jeszcze kilka lat wcześniej prowadziła sprawę o zadośćuczynienie połączoną z rentą.  Osoba prowadząca jej te sprawę ewidentnie skoncentrowała się na „dużym” roszczeniu o zadośćuczynienie, w zasadzie przedstawiając jedynie szczątkowe wnioski dowodowe w zakresie rent.

Skończyło się jak skończyło i za poprzedni okres renty zostały oddalone. Gdyby nie fakt, iż zdrowie powódki ulegało dalszemu pogorszeniu, co skutkowało zmianą stosunków otwierająca możliwość wystąpienia z nowym pozwem być może w ogóle nie miała by szansy na zwrot wydatków i utraconych zarobków.

Tymczasem porównując świadczenia rentowe skumulowane za 7 lat procesu w zasadzie otrzymujemy kwotę prawie ze równą przyznanemu zadośćuczynieniu.

Renta jest więc szalenie istotnym roszczeniem związanym z wypadkiem i warto o nią się starać.