Wprowadzenie
Klient przychodzi do mnie z ofertą ubezpieczyciela: „Panie Bartoszu, ubezpieczyciel przysłał mi kosztorys sporządzony przez profesjonalnego rzeczoznawcę. Są tam wszystkie pozycje, szczegółowe wyliczenia… Ale jakoś mi ta kwota nie pasuje. Za mało to jest.”
I zazwyczaj ten klient ma rację. Bo wiesz co? Kosztorysy ubezpieczycieli to często dzieła sztuki – wyglądają profesjonalnie, pełne są technicznych terminów, mają pieczątki… A jednocześnie są systematycznie zaniżone.
Dziś opowiem Wam o sprawie, która idealnie pokazuje, jak wielka może być różnica między wyceną ubezpieczyciela a opinią niezależnego biegłego sądowego. Różnica? 77 tysięcy złotych. To nie literówka.

Dwie rzeczywistości, dwie kwoty
Mam przed sobą dokumenty z fascynującej sprawy. Zalanie pomieszczeń w budynku mieszkalnym. Szkoda na pierwszy rzut oka wyglądała na poważną: zawilgocone i napuchnięte ściany, zniszczone posadzki z ogrzewaniem podłogowym, wypaczone drzwi, uszkodzona boazeria…
Według ubezpieczyciela: szkoda wyniosła 120.154,83 zł. Wypłacili ją etapami (o czym pisałem w poprzednim artykule), ale ostatecznie uznali, że to właśnie tyle kosztowała naprawa.
Według biegłego sądowego: szkoda wyniosła 196.763,49 zł.
Moment, coś tu nie gra, prawda? Ta sama szkoda, te same faktury, te same prace naprawcze… A różnica w wycenie wynosi 76.608,66 zł. To prawie 40% więcej!
Jak to możliwe?
Z mojego doświadczenia wynika, że ubezpieczyciele stosują kilka „sztuczek”, żeby zaniżyć wycenę szkody. Nie mówię tu o oszustwie – to byłoby zbyt mocne słowo. Ale o… powiedzmy, „optymistycznym” podejściu do wyceny.
Sztuczka nr 1: Kwestionowanie zakresu prac
Ubezpieczyciel patrzy na fakturę za roboty stolarskie i mówi: „Dobra, wymiana drzwi – rozumiemy. Ale wymiana wszystkich ościeżnic? To chyba przesada, można było naprawić.”
Problem w tym, że jeśli drewno napuchło od wilgoci, naprawa często nie ma sensu. Albo nie jest możliwa. Albo będzie widoczna. W opisywanej sprawie biegły stwierdził jednoznacznie: wymiana była konieczna.
Ale ubezpieczyciel tego nie widział. Albo nie chciał widzieć.
Sztuczka nr 2: Zaniżanie stawek
Factura mówi: robocizna stolarza – 150 zł/h. Ubezpieczyciel mówi: „Ale przecież w naszych wytycznych stawka to 80 zł/h.”
Jakie wytyczne? Czyje? Z jakiego roku? To pozostaje tajemnicą.
Biegły sądowy operuje cenami rynkowymi. Sprawdza, ile faktycznie kosztują materiały i robocizna w danym regionie, w danym czasie. Ubezpieczyciel? Ubezpieczyciel ma swoje „wytyczne”.
Sztuczka nr 3: Pomijanie kosztów pośrednich
W opisywanej sprawie była sprawa z osuszaniem. Firma osuszająca wystawiła fakturę na 45.149 zł. W tej kwocie było:
- Wynajęcie sprzętu osuszającego
- Praca specjalistów
- Monitoring procesu osuszania
Ale czy ta kwota uwzględniała zużycie energii elektrycznej? Poszkodowany twierdził, że nie, i przedłożył rachunki za prąd na dodatkowe 8 tysięcy złotych. Ubezpieczyciel: nie uznajemy, nie ma dowodu, że prąd był zużyty tylko na osuszanie.
Biegły ostatecznie nie uwzględnił tej pozycji w swojej opinii (zabrakło jednoznacznego dowodu), ale pokazuje to, jak drobiazgowo trzeba wszystko dokumentować.
Sztuczka nr 4: „Przecież można było taniej”
Poszkodowany wymienił płytki gresowe na identyczne – w końcu chciał przywrócić stan poprzedni. Problemy? Nowa partia płytek miała inny odcień niż stara. Różnica była na tyle widoczna, że nie dało się ich połączyć – trzeba było wymienić płytki w całym pomieszczeniu, nie tylko te uszkodzone.
Ubezpieczyciel: „No ale po co całe pomieszczenie? Wystarczyło fragmentarycznie.”
Świadek – płytkarz – zeznał w sądzie: „Odcienie były różne, widoczność była taka, że nie dało się tego połączyć.” Biegły to potwierdził.
A ubezpieczyciel? Ubezpieczyciel miał swoje zdanie.
Dlaczego opinia biegłego jest inna?
Pracowałem z wieloma biegłymi sądowymi i wiem jedno: oni nie mają interesu w zaniżaniu ani zawyżaniu szkody. Ich zadanie to obiektywne określenie, ile kosztuje przywrócenie stanu poprzedniego.
Biegły w opisywanej sprawie:
- Pojechał na miejsce i obejrzał szkodę na własne oczy
- Przeanalizował dokumentację zdjęciową
- Przesłuchał świadków (ekipę remontową, osuszającą, itd.)
- Sprawdził faktury i kosztorysy
- Zastosował aktualne stawki rynkowe z oficjalnych cenników
I wyszła mu kwota 196.763 zł. Nie 120 tysięcy, nie 150 tysięcy. Prawie 197 tysięcy.
Co ciekawe, ubezpieczyciel w procesie próbował jeszcze kwestionować opinię biegłego! Argumentował, że ceny materiałów i robocizny spadły między 2016 r. (kiedy była szkoda) a 2019 r. (kiedy biegły robił wycenę), więc należałoby obniżyć kwotę o „jakieś 8-10%”.
Biegły kategorycznie odmówił. Wyjaśnił, że:
- Nie ma dostępu do oficjalnych cenników z 2016 r.
- Nie może bazować na szacunkach czy cenach z hurtowni
- Jego obowiązkiem jest stosowanie aktualnych, oficjalnych cenników
Sąd w pełni podzielił stanowisko biegłego. I miał rację – skąd to „8-10%”? Czemu nie 5%? Czemu nie 15%? To byłaby czysta arbitralność.
Moja rada: nie bojcie się biegłego
Często widzę, że klienci obawiają się sprawy sądowej, bo „tam będzie biegły, to dodatkowe koszty, to się przeciągnie…”. Rozumiem te obawy. Ale z mojego doświadczenia wynika, że opinia biegłego sądowego to najlepsza rzecz, jaka może Wam się przytrafić w sporze z ubezpieczycielem.
Dlaczego?
1. Niezależność – Biegły nie pracuje dla ubezpieczyciela. Nie pracuje dla poszkodowanego. Pracuje dla sądu. Jego opinia ma być obiektywna.
2. Profesjonalizm – Biegły sądowy to ekspert wpisany na listę biegłych. Ma doświadczenie, wiedzę, autorytet.
3. Szczegółowość – Opinia biegłego to nie jest kartka A4 z cyferkami. To często kilkadziesiąt stron szczegółowych analiz, z dokładnym opisem każdej pozycji.
4. Moc dowodowa – Sąd traktuje opinię biegłego jako kluczowy dowód. Jeśli biegły stwierdzi, że szkoda wynosi X złotych, sąd zazwyczaj to zaakceptuje.
W opisywanej sprawie biegły sporządził opinię na 23 stronach. Rozpisał każdy koszt:
- Osuszanie: 37.636 zł
- Roboty płytkarskie: szczegółowy kosztorys
- Roboty stolarskie: szczegółowy kosztorys
- Roboty malarskie: szczegółowy kosztorys
- Materiały: każda pozycja z ceną
I do tego wszystkiego dorzucił jeszcze VAT (7.513 zł), bo poszkodowany jako osoba fizyczna nie mógł go odliczyć. Ubezpieczyciel o tym nie pomyślał.
Praktyczne wskazówki
Jeśli jesteście w sporze z ubezpieczycielem o wysokość odszkodowania, oto co warto zrobić:
1. Zbierzcie własną dokumentację Zanim sprawa trafi do sądu, dobrze jest mieć własną dokumentację kosztów. Faktury, kosztorysy, oferty cenowe. To pomoże biegłemu w jego pracy.
2. Nie wyrzucajcie niczego Każdy rachunek, każda faktura, każde zdjęcie może się przydać. W opisywanej sprawie poszkodowany miał dokumentację zdjęciową, faktury od wszystkich wykonawców, nawet rachunki za prąd. To było kluczowe.
3. Świadkowie to skarb Biegły często opiera się na zeznaniach świadków – ekip remontowych, rzeczoznawców, sąsiadów. W opisywanej sprawie zeznawali: firma osuszająca, stolarz, płytkarz, malarz. Każdy potwierdził zakres i konieczność wykonanych prac.
4. Nie dajcie się zastraszyć kosztorysem ubezpieczyciela Ubezpieczyciel przysłał kosztorys z pieczątką rzeczoznawcy? To nie znaczy, że jest poprawny. To znaczy tylko tyle, że ktoś go sporządził. Dopiero opinia biegłego sądowego pokaże prawdę.
5. Rozważcie sprawę sądową Wiem, że to brzmi stresująco. Ale różnica między ofertą ubezpieczyciela a wyceną biegłego może wynieść dziesiątki tysięcy złotych. W opisywanej sprawie było to prawie 77 tysięcy. Czy to nie warte kilkunastu miesięcy procesu?
Refleksja
Prowadzę tego bloga, bo chcę, żebyście rozumieli, jak działa system odszkodowań. I prawda jest taka: kosztorys ubezpieczyciela to często punkt wyjścia do negocjacji, a nie ostateczna wycena szkody.
Ubezpieczyciele mają swoje zasady, swoje wytyczne, swoich rzeczoznawców. I wszystko to jest skonstruowane tak, żeby wypłacić jak najmniej. To nie jest ich wina – to po prostu ich model biznesowy.
Ale Wy macie prawo do sprawiedliwego odszkodowania. I narzędzie do tego – opinię biegłego sądowego – macie w zasięgu ręki. Wystarczy wnieść pozew i złożyć wniosek o dopuszczenie dowodu z opinii biegłego.
Z mojej praktyki wiem, że w 9 na 10 spraw opinia biegłego jest wyższa niż oferta ubezpieczyciela. Czasem różnica jest niewielka (kilka tysięcy), czasem – jak w opisywanej sprawie – ogromna (77 tysięcy). Ale prawie zawsze warto walczyć.
Czy mieliście doświadczenia z biegłymi sądowymi? Jak wyglądała Wasza sprawa? Piszcie w komentarzach – chętnie podyskutuję!
Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl oraz www.prawospadkowepoznan.pl.
Masz pytanie lub chcesz podzielić się swoją historią? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl