
Prowadzisz wieczorem przez drogę. Nic nie zapowiada zagrożenia. Nagle z ciemności wyskakuje dzik. Zderzenie, stłuczka, a Ty – w najlepszym razie – z kontuzjami i zepsutym samochodem. Myślisz sobie: „Przecież nie było tu znaku ostrzegawczego! Zarządca drogi powinien był go postawić!” Zgłaszasz sprawę, liczysz na odszkodowanie. I dostajesz… odmowę.
Tak wyglądała historia pani K., która w 2012 roku na ulicy w pobliżu wrocławskiego lotniska zderzyła się z dzikiem. Sprawa trafiła do sądu, a wyrok? Powództwo oddalono w całości. Dlaczego? Bo – jak się okazało – brak znaku ostrzegawczego A18B („Uwaga! Dzikie zwierzęta!”) nie oznacza automatycznie, że ktoś musi zapłacić.
Kiedy znak A18B powinien stać na drodze?
Z praktyki kancelarii wiem, że wielu poszkodowanych myśli, że wszędzie tam, gdzie dzik może pojawić się na drodze, znak ostrzegawczy powinien stać. Niestety prawo tak nie działa.
Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Infrastruktury znak A18B powinien być ustawiony w miejscach, gdzie zwierzęta dziko żyjące często przekraczają drogę. Chodzi o konkretne sytuacje:
- Wjazd do lasu o dużej ilości zwierzyny
- Miejsca przecięcia drogi z dojściem zwierząt do wodopoju
- Stałe trasy migracji zwierzyny
Kluczowe słowo to „często”. Nie wystarczy, że ktoś raz widział dzika. Nie wystarcza nawet to, że sołtys okolicznej wsi wspominał kiedyś o dzikich zwierząt w okolicy. Trzeba wykazać, że dany odcinek drogi to faktyczne miejsce systematycznego przechodu zwierzyny.
Co musiała udowodnić pani K. (i czego nie udowodniła)?
W sprawie IX C 487/14 Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Śródmieścia postawił sprawę jasno: to na poszkodowanym ciąży obowiązek udowodnienia, że:
- Zarządca drogi miał obowiązek postawić znak – czyli że to miejsce faktycznie było stałym przejściem zwierząt
- Brak znaku był przyczyną wypadku – że gdyby znak stał, zderzenia by nie było
Pani K. nie przedstawiła żadnych przekonujących dowodów na te okoliczności. Owszem, znalazła informację z internetu, że w pobliskiej wsi sołtys wspominał o dzikach – ale to było kilka kilometrów dalej i dwa miesiące wcześniej. Sąd uznał to za niewystarczające.
Co więcej – dzik pojawił się… przy płocie lotniska. Nie przy lesie, nie przy wodopoju, nie w żadnym typowym miejscu bytowania dzikiej zwierzyny. Po prostu przypadkiem.
„Było niespodziewanie” – argument, który robi różnicę
Zwróć uwagę na coś ciekawego. Pani K. sama zeznała, że dzik wtargnął na jezdnię niespodziewanie. Było ciemno, zwierzę było nisko i w szarej sierści – praktycznie niewidoczne. I tutaj następuje prawniczy kop: jeśli zderzenie było nieuniknione, to czy obecność znaku cokolwiek by zmieniła?
Sąd stwierdził wprost: nawet gdyby znak stał, to przy tak nagłym wtargnięciu dzika i niemożności wykonania manewru obronnego, zderzenia i tak by nie udało się uniknąć. A to przecina związek przyczynowo-skutkowy – fundamentalną przesłankę odpowiedzialności odszkodowawczej.
Mówiąc prościej: znak ostrzegawczy to nie tarcza ochronna. On jedynie przypomina kierowcy, żeby zachował ostrożność. Nie gwarantuje, że dzik nie wyskoczy.
Czy to oznacza, że nigdy nie dostaniesz odszkodowania za zderzenie z dzikiem?
Nie. Ale droga do odszkodowania jest trudna i wymaga solidnych dowodów.
Kiedy masz szansę?
- Gdy na danym odcinku drogi wielokrotnie dochodziło do zderzeń ze zwierzętami (są zgłoszenia policyjne, notatki zarządcy drogi)
- Gdy lokalne służby leśne lub łowieckie potwierdzą stałą obecność zwierzyny w tym miejscu
- Gdy zarządca drogi wiedział o problemie, a mimo to nie postawił znaku
Kiedy raczej przegrasz?
- Gdy dzik pojawił się „znikąd”, w nietypowym miejscu
- Gdy nie masz żadnych dowodów na systematyczność zagrożenia
- Gdy sam przyznasz, że zderzenie było nieuniknione
Co robić zamiast opierać się wyłącznie na braku znaku?
Jeśli faktycznie chcesz walczyć o odszkodowanie po zderzeniu z dzikiem, to:
- Zgromadź dowody na stałość zagrożenia – np. zwróć się do Policji o dane o innych wypadkach w tym miejscu, popytaj sołtysów, skontaktuj się z zarządcą obwodu łowieckiego
- Udokumentuj miejsce wypadku – zrób zdjęcia, zapisz dokładną lokalizację GPS
- Sprawdź inne podstawy odpowiedzialności – czasem za szkodę odpowiada dzierżawca obwodu łowieckiego (art. 46 ustawy Prawo łowieckie), a nie zarządca drogi
- Szukaj świadków – innych kierowców, którzy też widzieli tam dziki
Refleksja na koniec
Po latach praktyki dostrzegam pewien paradoks. Poszkodowani w zderzeniach z dzikami szukają odpowiedzialności tam, gdzie jej nie ma – u zarządców dróg. A przecież to nie zarządca wypuszcza dziki na jezdnię. To nie on kontroluje, gdzie one chodzą.
Czasem po prostu trzeba pogodzić się z pechowym zrządzeniem losu.
A wyrok w sprawie IX C 487/14? To kolejne potwierdzenie zasady, którą powtarzam klientom od lat: w sprawach odszkodowawczych to Ty musisz udowodnić winę drugiej strony. Sąd nie zrobi tego za Ciebie.
Źródła:
- Wyrok Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia z dnia 19 listopada 2014 r., sygn. akt IX C 487/14
- Ustawa z dnia 21 marca 1985 r. o drogach publicznych (art. 20 pkt 4)
- Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 3 lipca 2003 r. w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych (pkt 2.2.20.2 załącznika nr 1)
- Wyrok Sądu Apelacyjnego w Białymstoku z dnia 10 stycznia 2013 r., I ACa 717/12
- Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 19 kwietnia 1974 r., II CR 157/74
Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl oraz www.prawospadkowepoznan.pl.
Masz pytanie lub chcesz podzielić się swoją historią? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl
Czy, w nawiązaniu do bajki o dziecku, które woła „wilk”, są przepisy na to, że należy zdjąć znak „uwaga dzikie zwierzęta”? Bo po 30 latach jeżdżenia znaków takich widziałem dużo, a dzika na drodze ani jednego, więc reaguję na te znaki tak jak na znak „uwaga oszronienie jezdni” w lecie.
PolubieniePolubienie
Dokładnie taki czarny łabędź. Znak stoi 30 lat → zero dzików → wszyscy mają go w poważaniu. A jak już ten jeden raz na 300 lat dzik wyskoczy (nawet na osiedlu szeregówek pod Warszawą, gdzie lasu nie uświadczysz), to nagle okazuje się, że znaku nie było , więc „larum grają”.I tu jest właśnie sedno : dla poszkodowanego to często gra w rosyjską ruletkę przegrana z góry. Teoretycznie można wystąpić do zarządcy ale w praktyce… łatwiej chyba złapać tego dzika gołymi rękami niż wygrać z argumentem „znak nie było, ale dzików dawniej tez nie było”.Efekt? 99,9% kierowców traktuje taki znak jak dekorację krajobrazu i ma rację – dopóki nie stanie się tą jedną setną procenta statystyki. I wtedy płaci (albo walczy latami z towarzystwem ubezpieczeń, Klasyczny Taleb w polskim wydaniu: ryzyko ekstremalnie rzadkie, ale asymetryczny koszt wpadki bywa totalny.
PolubieniePolubienie