Zderzenie z dzikiem, sarną lub łosiem – czy można uzyskać odszkodowanie?
Dzik, sarna, łoś wybiega na drogę tuż przed maskę pojazdu. Zdarzenie praktycznie nie do uniknięcia. Rozbity samochód, czasem połamane kości, w najgorszych przypadkach – ofiary śmiertelne.
To jedna z częstszych przyczyn kolizji komunikacyjnych w Polsce. Wiem to nie tylko ze statystyk, ale z liczby zapytań od poszkodowanych, którzy trafiają do kancelarii z tym samym pytaniem: czy ktoś mi za to zapłaci?
Odpowiedź jest brutalna: szanse są minimalne. Jeśli nie masz autocasco, w większości przypadków rozsądniej odpuścić niż narażać się na koszty przegranego procesu.
Dlaczego tak trudno uzyskać odszkodowanie?
Dzika zwierzyna jest dzika – to truizm, ale ma konsekwencje prawne. Nie istnieje podmiot odpowiedzialny za zachowanie wolno żyjących zwierząt. Sarna nie ma właściciela, który odpowiadałby za jej wtargnięcie na jezdnię.
Żeby uzyskać odszkodowanie, trzeba znaleźć kogoś, komu można przypisać winę za zdarzenie. A to wyjątkowo trudne.
Kto teoretycznie mógłby odpowiadać?
Koło łowieckie lub organizator polowania – gdyby zwierzę wybiegło na drogę w wyniku nagonki. Teoretycznie możliwe, praktycznie niemal niespotykane. Kierowca przejeżdżający przez las zwykle nie ma pojęcia, że dzik uciekał akurat przed sforą psów. Nigdy nie prowadziłem sprawy opartej na takiej podstawie.
Zarządca drogi – to częstsza linia argumentacji, ale równie trudna do wykazania.
Odpowiedzialność zarządcy drogi
Zgodnie z art. 20 ustawy z dnia 21 marca 1985 r. o drogach publicznych do zarządcy drogi należy m.in. utrzymanie urządzeń zabezpieczających ruch i innych urządzeń związanych z drogą. Obejmuje to także stawianie znaków ostrzegawczych – w tym znaku A-18b „zwierzęta dzikie”.
Można więc argumentować: jeśli w miejscu zdarzenia nie było znaku ostrzegającego o dzikiej zwierzynie, a powinien tam być, to zarządca drogi zaniedbał swój obowiązek.
Problem w tym, że:
- Winy zarządcy nie domniemujemy – to poszkodowany musi udowodnić, że brak znaku stanowił zaniedbanie i przyczynił się do szkody.
- Zwierzęta nie czytają znaków – do zdarzenia może dojść w miejscu, gdzie zwierzyna normalnie nie występuje. Trudno wymagać znaku „uwaga dziki” w centrum miasta, do którego wtargnął dzik.
- Sądy są sceptyczne – nawet jeśli znaku nie było, sądy często przyjmują, że przy nagłym wtargnięciu zwierzęcia znak i tak by nie pomógł uniknąć wypadku. Kierowca nie zdążyłby zareagować, nawet gdyby wiedział o potencjalnym zagrożeniu.
- W praktyce znak zwykle jest – albo poszkodowany po prostu nie pamięta, czy go widział. A brak pewności co do stanu oznakowania drogi kończy sprawę.
Co z tego wynika?
Większość moich klientów, po przedstawieniu im kosztów procesu i realnych szans na sukces, decydowała się nie dochodzić odszkodowania. To rozsądna decyzja w większości przypadków – choć każda sprawa wymaga indywidualnej analizy.
Zdarzenia z udziałem dzikiej zwierzyny to jeden z tych obszarów, gdzie prawo odszkodowawcze oferuje niewiele. Nikt nie ponosi odpowiedzialności za to, że sarna postanowiła przebiec przez drogę.
Praktyczna rada: wykup autocasco i traktuj znak A-18b poważnie. Zwolnij, wypatruj ruchu na poboczu. To jedyna skuteczna ochrona przed finansowymi skutkami spotkania z dzikiem czy łosiem na drodze.
Powyższy wpis ma charakter informacyjny i nie stanowi porady prawnej. Każda sprawa wymaga indywidualnej analizy. Stan prawny na dzień publikacji.
Bartosz Kowalak radca prawny
