Odszkodowanie a brak wskazania przyczyny śmierci w karcie zgonu.

Na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy dwukrotnie zwrócili sie do mnie klienci zainteresowani dochodzeniem odszkodowania z tytułu polisy NNW, a konkretnie grupowego ubezpieczenia pracowniczego oferowanej przez jednego z największych na naszym rynku ubezpieczycieli.

W obu przypadkach sytuacja wyglądała podobnie. Mąż i ojciec klientów nagle zmarli z przyczyn naturalnych. Zgon nastąpił błyskawicznie i zanim przyjechało pogotowie było po wszystkim.

Oczywiście pogrążona w żałobie rodzina w pierwszej kolejności zajęła sie kwestią najważniejszą, tj. przeprowadzeniem pogrzebu. W przypadku jednego z klientów doszło nawet do kremacji.

Gdy bliscy trochę ochłonęli rozpoczęli porządkowanie dokumentów po zmarłym i ustalaniu, czy w związku z śmiercią może im coś przysługiwać.

Okazało się, iż oboje Panowie mieli wykupione polisy od następstw nieszczęśliwych wypadków  NNW w swoim zakładzie pracy, czyli tzw. ubezpieczeniowe grupowe, kolokwialnie grupówkę.

Do ubezpieczyciela poszło zgłoszenie roszczenia z wnioskiem o zapłatę przewidzianego polisą odszkodowania z tytułu śmierci. Zakład ubezpieczeń zażyczył sobie przedstawienia kart zgonu.

Podkreślić należy, iż żadna z rodzin nie zdecydowała sie na przeprowadzenie sekcji zmarłych, po porostu nawet nie przyszło im to do głowy. Tak więc w karcie zgonu w przypadku jednego z zmarłych wskazano zgon nagły- przyczyna nieznana, a w stosunku do drugiego nagłe zatrzymanie krążenia. Oczywiście zdaniem lekarzy pogotowia, którzy byli na miejscu na 90% w każdym z tych przypadków przyczyna zgonu był zawał.

Ubezpieczyciel po zapoznaniu sie z dokumentacją wydał decyzje odmowną.   Ubezpieczyciel odmówił, gdyż wskazał na zapisy umowy oraz ogólne warunki ubezpieczenia, które przewidywały wypłatę po nagłym zdarzeniu wywołanym przyczyną zewnętrzną (w tym przypadku tak nie było), a także gdy śmierć ubezpieczonego nastąpiła w związku z zawałem serca lub udarem mózgu. Ubezpieczyciel zastrzegł, że śmierć w następstwie udaru lub zawału powinna być wskazana w karcie zgonu lub w protokole badania sekcyjnego.

Obie rodziny znalazły się w kropce. W przypadku jednego ze zmarłych jakiekolwiek badanie nawet w wyniku ekshumacji było już z uwagi na spalenie niemożliwe. W przypadku drugiej rodziny w zasadzie wolała ona darować sobie możliwość dochodzenia kilkudziesięciu tysięcy złotych niż narażać się na stres i dyskomfort psychiczny związany z otwieraniem grobu.

Pytanie jakie w związku z tak brzmiącą decyzją ubezpieczyciela sie pojawiło, to czy osoby uprawnione z polisy mogą coś jeszcze zrobić, mimo iż faktycznie ani z karty zgonu ani z protokołu sekcyjnego nie wynika przyczyna zgonu, a w szczególności aby ta przyczyna był zawał?

Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w orzecznictwie. i od razu uchylę rąbka tajemnicy, iż jest to odpowiedź dla uposażonych korzystna. Sądy doszły do wniosku, iż możliwe jest wykazania a raczej wysokie uprawdopodobnienie, iż do zgonu doszło w wyniku zawału na podstawie zeznań świadków, dotychczasowej historii leczenia i opinii biegłego, który na podstawie tak zebranego materiału dowodowego wypowie sie co do prawdopodobnych przyczyn zgonu. Żądanie zawarte w OWU aby ta przyczyna wynikała tylko i wyłącznie z karty zgonu lub z wyników sekcji zwłok jest niedozwolonym postanowieniem umownym. Sąd Rejonowy w Olsztynie w sprawie IX Ca 229/15 uznał przy tym, że postanowienia dotyczące odpowiedzialności pozwanego towarzystwa uzależnione od działań osób trzecich, które w ogóle nie muszą zdawać sobie sprawy z bycia uprawnionymi do dochodzenia świadczenia, rażąco naruszają dobre obyczaje, interesy samego ubezpieczonego i tym samym osób uposażonych. Takim niedozwolonym postanowieniem umownym jest właśnie obowiązek stwierdzenia, że śmierć w następstwie udaru mózgu i zawału serca powinna być wskazana jako przyczyna zgonu. Zapisy takie nie wiążą wobec tego konsumenta i w konsekwencji osób przez niego upoważnionych.

Podobnie wypowiedział się Sąd Rejonowy w Puławach, który to wyrok znalazł aprobatę w oczach Sadu Okręgowego w Lublinie, sygn. akt: II Ca 55/14

W tym miejscu dla pełnego obrazu sytuacji faktycznej pozwolę sobie przytoczyć część treści uzasadnienia Sądu:

„Na gruncie niniejszej sprawy spór dotyczył ustalenia, czy zaistniałe zdarzenie będące przyczyną śmierci ubezpieczonego mieści się w zakresie odpowiedzialności pozwanego i czy w związku z tym ubezpieczyciel zobowiązany jest wypłacić powodowi umówioną sumę pieniężną. Odmawiając wypłaty odszkodowania ubezpieczyciel wskazał, że nie zostały spełnione wszystkie przesłanki, które warunkują jego odpowiedzialność, a które w sposób wyraźny zostały określone w ogólnych warunkach grupowego ubezpieczenia następstw nieszczęśliwych wypadków, a mianowicie nie zostało dowiedzione, że M. Ż. (1)zmarł na skutek zawału serca, zdefiniowanego w OWU.

Zgodnie z § 3 ust. 1 pkt 2 ogólnych warunków ubezpieczenia przedmiotem ubezpieczenia jest śmierć ubezpieczonego w następstwie zawału serca lub udaru mózgu, zaistniałego w okresie ubezpieczenia. § 2 pkt 13 ogólnych warunków grupowego ubezpieczenia zawiera definicję zawału serca, zgodnie z którą jest to martwica mięśnia sercowego, spowodowana niedokrwieniem.

W związku z treścią tych postanowień umowy oraz faktem, że w karcie statystycznej zgonu jako przyczyną bezpośrednią zgonu wskazano nagłe zatrzymanie krążenia oraz niewydolność krążeniowo – oddechową, a jako przyczynę wtórną niewydolność krążenia, niezbędne dla prawidłowego rozstrzygnięcia sprawy było ustalenie, czy przyczyna zgonu ubezpieczonego wypełniła wszystkie wskazane w ogólnych warunkach ubezpieczenia przesłanki. W tym zakresie zasadniczy walor dowodowy przypisywany jest opiniom sądowo – lekarskim sporządzonym w sprawie przez lekarzy specjalistów, posiadających fachową medyczną.

W niniejszej sprawie w postępowaniu pierwszoinstancyjnym został dopuszczony dowód z opinii biegłego kardiologa, która miała na celu ułatwienie należytej oceny zebranego materiału dowodowego, w sytuacji gdy potrzebne były do tego wiadomości specjalne.

Po zapoznaniu się ze zgromadzoną dokumentacją medyczną biegła sądowa z zakresu kardiologii H. S.wydała opinię, na której Sąd oparł zaskarżone w niniejszej sprawie rozstrzygnięcie. Biegła wyjaśniła w ekspertyzie, że jeśli zgon jest nagły i nie ma czasu lub możliwości na wykonanie potrzebnych badań dodatkowych, aby ustalić przyczynę – chorobę zgonu, jako rozpoznanie wpisuje się mechanizm zgonu, którym jest nagłe zatrzymanie krążenia, nawet gdy lekarz podejrzewa zawał serca lub udar mózgu. Z opinii wynika, że zatrzymanie krążenia jest pojęciem szerokim, niekonkretnym. Biegła wskazała, że w przypadku M. Ż. (1) z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że przyczyną, która doprowadziła do nagłego zatrzymania krążenia był w około 80% zawał serca, a w 20 % udar mózgu, a inne przyczyny raczej nie wchodzą w grę. Biegła wyjaśniła, że na jej ocenę wpływa mechanizm nagłego zgonu – migotanie komór, które zazwyczaj (w 75 % przypadków) doprowadzają do zgonu w zawale serca.

Według biegłej na rozpoznanie przyczyny zgonu miał ponadto wpływ fakt, że M. Ż. (1) chorował od dłuższego czasu na nadciśnienie nadtętnicze, które uszkodziło jego serce i które jest głównym czynnikiem ryzyka zawału serca i udaru mózgu.

W ocenie biegłej stopień prawdopodobieństwa wystąpienia u ubezpieczonego zawału serca stanowił 80 % i pozwalał w niniejszej sprawie uznać, że przyczyna zgonu mieściła się w zakresie umowy ubezpieczenia zawartej z pozwanym.

Należy ponadto zwrócić uwagę, że biegła podkreśliła, iż definicja zawału serca wskazana w ogólnych warunkach ubezpieczenia jest archaiczna i niepraktyczna, natomiast pojęcie zatrzymania krążenia jest pojęciem szerokim i niekonkretnym. Stosownie natomiast do treści art. 12 ust. 3 ustawy z dnia 22 maja 2003 roku o działalności ubezpieczeniowej (Dz.U. 2003 r., Nr 124, poz. 1151 ze zm.) ogólne warunki ubezpieczenia oraz umowa ubezpieczenia powinny być formułowane jednoznacznie i w sposób zrozumiały. W świetle zaś art. 12 ust. 4 tej ustawy postanowienia sformułowane niejednoznacznie interpretuje się na korzyść ubezpieczającego, ubezpieczonego, uposażonego lub uprawnionego z umowy ubezpieczenia. Powyższe uregulowanie nawiązuje do treści art. 385 § 2 k.c., który stanowi z kolei, że wzorzec umowy powinien być sformułowany jednoznacznie i w sposób zrozumiały, a postanowienia niejednoznaczne tłumaczy się na korzyść konsumenta.

W orzecznictwie Sądu Najwyższego wyrażany jest pogląd, że ubezpieczyciel, jako autor ogólnych warunków ubezpieczenia, a przy tym profesjonalista, ma obowiązek sformułować je precyzyjnie. W razie niejasności czy wątpliwości co do poszczególnych postanowień podlegają one wykładni według reguł określonych w art. 65 § 2 k.c., a wykładnia taka nie może pomijać celu, w jakim umowa została zawarta. Ujemne skutki wadliwie opracowanych ogólnych warunków ubezpieczeń, polegające na możliwości dowolnej ich interpretacji, powinny obciążać ubezpieczyciela, jako profesjonalistę i autora tych warunków.

Stanowisko, w świetle którego ogólne warunki ubezpieczenia powinny być formułowane jednoznacznie i w sposób zrozumiały, a postanowienia zawierające sformułowania niejednoznaczne powinny być interpretowane na korzyść ubezpieczonego, jest również ugruntowane w orzecznictwie (wyrok Sądu Najwyższego z dnia 20 grudnia 2012 roku, sygn. akt IV CSK 257/12, Legalis, wyrok Sądu Najwyższego z dnia 18 marca 2003 roku, sygn. akt IV CKN 1858/00, LEX nr 78897; wyrok Sądu Najwyższego z dnia 10 grudnia 2003 roku, sygn. akt V CK 35/03, LEX nr 196761; uzasadnienie wyroku Sądu Najwyższego z dnia 2 września 1998 roku, sygn. akt III CKN 605/97, LEX nr 1215932; wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 8 lipca 1997 roku, sygn. akt I ACa 181/97, Pr.Gosp. 1998/5/41).

Ponadto należy pamiętać, że umowa ubezpieczenia pełni funkcję ochronną i przy wykładni jej postanowień nie można tracić z pola widzenia tego jej zasadniczego celu (por. wyrok Sądu Najwyższego z dnia 9 października 2002 r., IV CKN 1421/00, niepubl.).

Fakt, że M. Ż. (1) dobrowolnie zawarł umowę ubezpieczenia z pozwanym i zgodził się na treść ogólnych warunków ubezpieczenia nie oznacza, że należało w okolicznościach niniejszej sprawy przyjąć interpretację prawną omawianego przepisu dokonaną przez pozwanego. Skoro z opinii biegłego wynika wprost, że przyczyną śmierci ubezpieczonego M. Ż. (1) z 80 % prawdopodobieństwem był zawał serca, ewentualnie udar mózgu (20 % prawdopodobieństwa) i obie przyczyny śmierci zostały ujęte w ogólnych warunkach ubezpieczenia, należało przyjąć, że pozwany winien ponieść odpowiedzialność z tytułu umowy ubezpieczenia zawartej z M. Ż. (1). W ocenie Sądu przyczyna zgonu ubezpieczonego wskazana przez biegłego sądowego wypełniła wskazane przez pozwanego przesłanki.”

Podróż z pijanym kierowcą radykalnie zmniejsza szanse na odszkodowanie.

Bloot,_Pieter_de_-_Tavern_Interior_-_1630s
Pieter de Bloot Tavern Interior

Sam fakt bycia osobą poszkodowaną w wypadku drogowym nie oznacza jeszcze automatycznie, iż wypłacone odszkodowanie w pełni będzie pokrywać wyrządzoną szkodę.

Jednym z narzędzi zmniejszających wysokość przyznawanego odszkodowania czy zadośćuczynienia jest bowiem instytucja przyczynienie się.

Kodeks cywilny w Art. 362 stanowi, iż

„Jeżeli poszkodowany przyczynił się do powstania lub zwiększenia szkody, obowiązek jej naprawienia ulega odpowiedniemu zmniejszeniu stosownie do okoliczności, a zwłaszcza do stopnia winy obu stron.”

Pytanie zatem jakie się pojawia, to kiedy takie przyczynienie ma miejsce?

Okazuje się, iż całkiem często. Wystarczy tylko wsiąść jako pasażer do auta, które prowadzone jest przez pijanego kierowcę. Oczywiście aby przyjąć przyczynienie się do zdarzenia pasażer musi o tym fakcie wiedzieć.

W każdym razie w sytuacji, w której wracamy jako pasażer z kierowcą, z którym dopiero co piliśmy w knajpie, czy na imieninach u cioci, to w sytuacji zajścia wypadku należne nam zadośćuczynienie zostanie zmniejszone.

Sądy są w tej kwestii mało pobłażliwe dla takich pasażerów i redukują przyznawane świadczenia nawet o 70%.

Co więcej według danych zebranych przez Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny Sądy zarzut przyczynienia się uwzględniły w ponad 90% spraw dotyczących pasażerów pijanego kierowcy.

Cytując za stroną ufg :

„Gdy pasażer wsiada  do samochodu z nietrzeźwym kierowcą – często wcześniej pijąc z nim alkohol –  to bierze na siebie nie tylko moralną współodpowiedzialność za ewentualny wypadek, ale również zgadza się na poniesienie finansowych konsekwencji związanych z własną szkodą –podkreśla Sława Cwalińska Weychert, wiceprezes Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. – I o tym warto pamiętać decydując się na podróż z pijanym za kierownicą. Zamiast później obwiniać świat dookoła i mieć żal że ubezpieczyciel czy sąd, po dokonaniu oceny zachowania poszkodowanego, zmniejszył mu odszkodowanie, jako następstwo jego przyczynienia się do powstania szkody „

Na tej samej stronie UFG podaje przykłady spraw, w oparciu o wyroki Sądów, w których przyczynienie to zostało zastosowane:

„20 letni pasażer ginie w wypadku. Wcześniej, wspólnie z kierowcą pili alkohol, podróżowali w niezapiętych pasach. O odszkodowanie występuje matka jego paroletniego syna, w imieniu własnym i dziecka. UFG wypłaca z 50 proc. przyczynieniem. Sąd podtrzymuje stopień przyczynienia na tym samym poziomie.

 kilka osób pije razem wódkę; nad ranem kończy im się alkohol. Dwie z nich: kobieta i mężczyzna postanawiają pojechać po następny – na stację benzynową. W trakcie jazdy kobieta traci panowanie nad kierownicą i uderza w drzewo. Dwudziestokilkuletni pasażer (bez pasów) trafia do szpitala z licznymi obrażeniami. Wypłacone dla niego odszkodowanie zostaje zmniejszone – ze względu na przyczynienie – o 70 procent.

16 lat po wypadku żona występuje do UFG o zadośćuczynienie za śmierć męża, który w nim zginął. Prawie 40 letni wówczas mąż podróżował jako pasażer Fiatem Cinquecento – z pijanym kierowcą. Wcześniej razem pili i w efekcie pasażer miał 2,5 promila, kierowca zaś 3,3 promila. Na łuku drogi kierowca zjechał i uderzył w drzewo – zginęli obaj. Przyczynienie 50 procent.”

Tak więc chyba jedyną rozsądną decyzją potencjalnego pasażera osoby pijącej jest wyciągnięcie kluczyków z stacyjki.

Kogo pozwać sprawcę czy jego ubezpieczyciela, a może obu?

Dość często kierując pozew do Sądu przeciwko ubezpieczycielowi sprawcy szkody Klienci pytają mnie, czy pozywamy także samego sprawcę?

Co do zasady przepisy prawa polskiego w stosunku do roszczeń z tytułu umowy ubezpieczenia pozwalają na pozwanie zarówno ubezpieczyciela jak i samego sprawcę.

Poszkodowany dochodzący odszkodowania ma więc tu pełny wybór.

Możemy pozwać samego ubezpieczyciela, samego sprawcę albo obu łącznie na zasadach podobnych do tzw. solidarności. Ta zasada obejmuje także większość Państw Unii Europejskiej w zakresie dochodzenia roszczeń z tytułu OC pojazdów mechanicznych, ale w przypadku innych ubezpieczeń może być inaczej.

Spróbujmy zatem odpowiedzieć na pytanie kiedy warto roszczenie, czy pozew kierować bezpośrednio wobec sprawcy wypadku?

W zasadzie jedynym oczywistym przypadkiem jest sytuacja, w której ubezpieczyciel odmawia wypłaty odszkodowania wskazując np. na fakt, iż jego polisa nie obejmuje odpowiedzialności za sprawcę, lub gdy istnieje spore ryzyko uznania, iż tak właśnie może być.

Wówczas lepiej ograniczyć się do pozwania sprawcy- zwłaszcza gdy wiemy, iż jest on osobą wypłacalną. Co prawda ten będzie mógł wnosić o przypozwanie ubezpieczyciela, który może się do sprawy przyłączyć, ale nie jest to regułą, zwłaszcza gdy ubezpieczyciel wcześniej odmówił wypłaty odszkodowania.

Można oczywiście pozew kierować przeciwko ubezpieczycielowi i osobie odpowiedzialnej za zdarzenie jeżeli poszkodowanemu zależy na tym aby sprawca musiał stawiać się w sądzie i w ten sposób dodatkowo go w jakiś sposób „ukarać”

Czy warto natomiast pozywać sprawcę obok ubezpieczyciela, gdy nie ma wątpliwości co do odpowiedzialności zakładu ubezpieczeń ani też nie zależy nam ambicjonalnie na obecności winnego wypadku komunikacyjnego w sądzie.

Moim zdaniem nie warto.

Spór z samym zakładem ubezpieczeń jest sporem koncentrującym się na istocie sprawy, tj. uznaniu bądź nie odpowiedzialności sprawcy i ewentualnie ustaleniu wysokości należnego odszkodowania lub zadośćuczynienia.

Udział w sporze kolejnego podmiotu- osoby fizycznej może wnieść do procesu niepotrzebne emocje, może skutkować nieprzewidzianymi wnioskami dowodowymi, które mogą przedłużać postępowanie.

Wreszcie co bardzo istotne, gdy po drugiej stronie procesu mamy dwóch pozwanych każdy z nich może wynająć do pomocy adwokata lub radcę prawnego, których koszty w razie przegrania musimy ponieść. Niejako więc idąc z takim powództwem ryzykujemy podwójnie – co jest moim zdaniem absolutnie wystarczająca przesłanką dla zostawienia biednego sprawcy w spokoju i procesowania się jedynie z jego ubezpieczycielem.

Mam nadzieję, iż moja praca w jakikolwiek sposób pomogła w twojej sprawie odszkodowawczej, czy w ocenie twoich szans na uzyskanie należytego zadośćuczynienia od zakładu ubezpieczeń. Jeżeli tak, to się cieszę. Możesz zostawić komentarz lub poszperać po blogu w poszukiwaniu innych tematów związanych z dochodzeniem odszkodowań. Jeżeli nie czujesz się na siłach by prowadzić samemu spor z ubezpieczalniom zapraszam do kontaktu z moją osobą.

Z wyrazami szacunku

Bartosz Kowalak

Kancelaria Prawna

795777519

ul. Mickiewicza 18a/3 Poznań

www.prawnikpoznanski.pl

Zadośćuczynienie za uraz kręgosłupa- uraz biczowy vel smagnięcie batem. Czy należy się odszkodowanie i ile się należy?

Whiplash
autor: Bruce Blaus CC BY-SA 4.0

Uraz biczowy jest jednym z najczęściej występujących urazów będących konsekwencją wypadku, czy nawet stłuczki samochodowej. Jednocześnie jest to uraz, który na gruncie sporu z zakładem ubezpieczeń powoduje pewne problemy, a często nawet ubezpieczyciel odmawia wypłaty zadośćuczynienia (odszkodowania za szkodę na osobie).

Dlaczego o tym za chwilę.

Najpierw może przypomnijmy czym się charakteryzuje „whiplash” – smagnięcie biczem.

Do powstanie tego urazu dochodzi najczęściej w wyniku nawet drobnej stłuczki samochodowej. Stłuczka może być co prawda drobna, ale działające siły powodują gwałtowny i niespodziewany ruch kręgosłupa, najpierw głowa gwałtownie leci w jednym kierunku by za chwilę wrócić do pierwotnego położenia.

Ruch głowy jest podobny do ruchu końcówki bata przy jego smagnięciu (stąd nazwa), kłopot w tym, iż w wyniku tych gwałtownych niekontrolowanych zgięć może dojść do poważnego uszkodzenia tkanek.

Jako ze nie jestem ortopedą, neurologiem,ani nawet rehabilitantem, to odsyłam do poniższego linka, gdzie uraz ten został jak mniemam bardzo ładnie pod kątem fizjologicznym opisany.

Problem jaki wiąże się z tym urazem, to fakt, iż zmiany w tkankach nie są w żaden sposób widoczne na zdjęciach rtg ( nie odchodzi do uszkodzenia układu kostnego), czy w obrazie rezonansu magnetycznego MR.

Dla ubezpieczyciela sprawa jest więc dość oczywista, skoro nie ma urazu w dokumentacji medycznej, to nie ma szkody, nie ma tez odszkodowania.

Mimo tego poszkodowany cały czas odczuwa bóle szyi, głowy ma problemy z spaniem, często ból promieniuje do rąk. Mogą się pojawić wymioty, nudności, sztywnienie karku, drętwienie rak.

Słowem dużo nieprzyjemnych rzeczy.

Drugi problem jaki wiąże się z urazem biczowym, to fakt iż zwykle w wyniku działającej adrenaliny poszkodowany tuż po szkodzie nie odczuwa żadnej dolegliwości. Te najczęściej pojawiają się po kilku godzinach, na drugi dzień, czy kilka dni po wypadku gdy zgłasza się na SOR celem uzyskania pomocy.

I znów ubezpieczyciel może kwestionować związek między wypadkiem a szkodą skoro nastąpił tutaj rozstrzał czasowy między datą szkody a powstaniem dolegliwości.

Mimo iż brak tutaj twardych dowodów w postaci zdjęć dokumentujących uraz z ubezpieczycielem warto i nawet trzeba wejść w spór.

O ile zakład ubezpieczeń nie przyzna zadośćuczynienia lub przyzna je w niewielkim zakresie, to warto wystąpić na drogę sądową, gdzie dla każdego biegłego neurologa, czy ortopedy uraz ten jest chlebem powszednim i oczywistością.

Jakiego zadośćuczynienie można zatem się domagać. Po pierwsze zawsze wysokość zadośćuczynienia jest kwestią indywidualną, jednakże zwykle orzekany uszczerbek mieście się w przedziale od kilku do 10%. Co może się przedkładać na realne roszczenie o odszkodowanie na poziomie kilku do kilkunastu tysięcy złotych.

Może Państwo mieliście tego typu nieszczęśliwą przygodę i jak wyglądała kwestia uzyskania odszkodowania od ubezpieczyciela?

Mam nadzieję, iż moja praca w jakikolwiek sposób pomogła w twojej sprawie odszkodowawczej, czy w ocenie twoich szans na uzyskanie należytego zadośćuczynienia od zakładu ubezpieczeń. Jeżeli tak, to się cieszę. Możesz zostawić komentarz lub poszperać po blogu w poszukiwaniu innych tematów związanych z dochodzeniem odszkodowań. Jeżeli nie czujesz się na siłach by prowadzić samemu spor z ubezpieczalnią zapraszam do kontaktu z moją osobą.

Z wyrazami szacunku

Bartosz Kowalak

Kancelaria Prawna

795777519

ul. Mickiewicza 18a/3 Poznań

www.prawnikpoznanski.pl

Odszkodowanie z OC sprawcy – utrata wartości handlowej pojazdu. Czy zawsze ma miejsce?

Car_paint_scheme
Matt Bateman CC BY 2.0

Jakiś czas temu pisałem post o utracie wartości handlowej jako elemencie składowym szkody w pojeździe. Dzisiaj chciałbym pociągnąć ten wątek i zastanowić się nad tym, czy każdy pojazd i w każdej sytuacji związanej z jego uszkodzeniem kwalifikuje jego posiadacza do wystąpienia z roszczeniem o zapłatę odszkodowania z tytułu utraty wartości handlowej?

Skoro zadałem takie pytanie, to w zasadzie można się spodziewać, iż odpowiedź będzie negatywna. Pytanie jakie zatem się rodzi, to w jaki sposób tę szkodę- jej wartość ustalić. Z tym pytaniem należy się zwrócić do rzeczoznawcy samochodowego, czy w procesie sądowym do biegłego. Przy czym biegli rzeczoznawcy ustalając wysokość szkody w postaci utraty wartości handlowej kierują się Instrukcją określania rynkowego ubytku wartości pojazdów nr 1/2009 z dnia 12 lutego 2009 roku, przez Stowarzyszenie Rzeczoznawców Samochodowych EKSPERTMOT.

Kliknij, aby uzyskać dostęp Instrukcja%20Ruw%203_2009.pdf

Co prawda z punktu widzenia prawnego może budzić wątpliwość, czy tego typu dokument może być w danej sprawie wiążący- Instrukcja ta nie jest uchwalonym przepisem prawa. Niemniej jednak w praktyce odwołując się do jej wskazań można określić, czy w naszej sprawie w ogóle mamy szanse mówić o szkodzie.

Co do zasady do przyjęcia, iż w danym pojeździe powstała szkoda kwalifikują się pojazdy, które:

  • pojazd jest relatywnie młody, nie starszy jak lat 6,

  • pojazd był w dobrym stanie technicznym,

  • jest to pierwsze uszkodzenie tego pojazdu o charakterze kolizyjnym,

  • naprawa pojazdu jest technicznie i ekonomicznie zasadna,

  • uszkodzeniu uległy konkretne elementy tego pojazdu jak: powłoka lakiernicza, metalowe elementy nadwozia czy rama pojazdu,

W skrócie więc jeżeli nasz pojazd nie odpowiada powyższym kryterium, to utratę wartości handlowej możemy sobie darować.

Czy brak zapiętych pasów zawsze powoduje przyjęcie przyczynienia się?

512px-Seatbelt_CU
autor: Jusmar

Jednym z najczęstszych zarzutów podnoszonych przez ubezpieczyciela w toku postępowania likwidacyjnego lub później w toku sprawy sądowej jest zarzut przyczynienia się do powstania wypadku z uwagi na fakt niezapięcia pasów bezpieczeństwa.

Zgodnie z art. 362 k.c. ,,Jeśli poszkodowany przyczynił się do powstania lub zwiększenia szkody, obowiązek jej naprawienia ulega odpowiedniemu zmniejszeniu stosownie do okoliczności, a zwłaszcza stopnia winy obu stron”.

Dość oczywiste w tym kontekście wydaje się zatem przyznanie słuszności takiemu zarzutowi. Skoro dajmy na to poszkodowany doznaje obrażeń ciała w wyniku niekontrolowanego i nie powstrzymywanego przez pas przemieszczenia się ciała w kabinie pojazdu lub poza ten pojazd, to łatwo sobie wyobrazić sytuację alternatywną, co by się działo z poszkodowanym, gdyby pas był zapięty.

W 90% przypadkach do obrażeń w ogóle by nie doszło, albo obrażenia te byłyby radykalnie mniejsze i np. ograniczałyby się do złamania żeber przez uciskający pas, czy naciągnięcia mięśni szyi.

Zwykle ubezpieczyciele i dalej Sądy w sytuacji ustalenia, iż poszkodowany nie miał zapiętych pasów i między tym faktem, a obrażeniami istnieje związek przyczynowo skutkowy, przyjmują przyczynienie się w granicach od 20/30 do nawet 50%. Jednakże co istotne brak jest tutaj automatyzmu.

Sam fakt stwierdzenia, iż pasy nie były zapięte nie oznacza, iż ta okoliczność była współprzyczyną takich a nie innych obrażeń. Okoliczność te musi udowodnić strona zarzut ten podnosząca.

Polecam w tym zakresie lekturę uzasadnienia Sądu Okręgowego w Gdańsku, z dnia 19 maja 2014 r. Sygn. akt I C 1840/12, gdie Sąd ten wyłuszczył co następuje:

„W okolicznościach niniejszej sprawy pozwany podnosił zarzut przyczynienia się powoda do powstania szkody albowiem w chwili wypadku nie miał on zapiętych pasów bezpieczeństwa. Należało zatem zbadać czy zachowanie powoda stanowiło współprzyczynę szkody odpowiadającą cechom normalnego związku przyczynowego. O tym zaś decyduje ocena konkretnych okoliczności danej sprawy, dokonana według kryteriów obiektywnych i uwzględniająca zasady doświadczenia, a w razie potrzeby także wiadomości specjalne (por. wyrok SN z 19 listopada 2009 r., IV CSK 241/09, LEX nr 677896). Jak wskazał Sąd Apelacyjny w Łodzi w wyroku z dnia 3 grudnia 2013 r. w sprawie I ACa 881/13 , który pomimo odmiennego stanu faktycznego znajduje zastosowanie również w okolicznościach niniejszej sprawy okoliczność, że pieszy był w stanie nietrzeźwym w chwili najechania go przez samochód, nie stanowi samo przez się podstawy do przyjęcia, że pieszy ten przyczynił się do zaistnienia wypadku i szkody, a tym samym do zmniejszenia należnego mu odszkodowania. Zastosowanie art. 362 k.c. może wchodzić w grę tylko w razie ustalenia, iż nietrzeźwość miała wpływ na powstanie lub rozmiar szkody. Z powyższego jednoznacznie wynika, iż Sąd nie może stosować automatyzmu przy ustalaniu faktu przyczynienia się poszkodowanego do powstania szkody. Fakt ten musi zostać udowodniony, a obowiązek ten, zgodnie z art. 6 k.c. obciąża podmiot, który powołuje się na fakt przyczynia tj. ubezpieczyciela. W okolicznościach niniejszej sprawy pozwany, poza arbitralnym przyjęciem, że powód przyczynił się do powstania szkody w 20 % albowiem nie miał zapiętych pasów bezpieczeństwa, nie wykazał by zachowanie to stanowiło współprzyczynę szkody. Pozwany nie powołał żadnych dowodów w celu udowodnienia powyższej okoliczności, w szczególności nie wnosił o dopuszczenie dowodu z opinii biegłego. Negatywne skutki takiego zaniechania mogą obciążać jedynie pozwanego, tym bardziej, iż powód kwestionował fakt przyczynienia się do powstania szkody. Biorąc zaś pod uwagę okoliczności wypadku, jego przebieg oraz charakter obrażeń powoda, Sąd nie jest władny samodzielnie ustalić jak kształtowałaby się sytuacja zdrowotna powoda, gdyby miał on zapięte pasy bezpieczeństwa. W praktyce bowiem fakt, iż poszkodowany nie miał zapiętych pasów bezpieczeństwa różnie wpływa na zakres odniesionych przez niego obrażeń. Ustalenie zatem czy fakt niezapięcia przez powoda pasów bezpieczeństwa wpłynął na zakres i rozmiar szkody wymaga wiadomości specjalnych jakimi dysponuje biegły, jednak pozwany tego rodzaju wniosku dowodowego nigdy nie zgłosił, a przecież to on z faktu przyczynienia wywodził korzystne dla siebie skutki prawne w postaci ograniczenia swej odpowiedzialności odszkodowawczej. Mając na uwadze, iż sam fakt niezapięcia pasów bezpieczeństwa nie może stanowić podstawy do przyjęcia, iż powód przyczynił się do powstania szkody, zaś pozwany powyższej okoliczności nie wykazał, jego zarzut w tym zakresie należy uznać za nieuzasadniony.”

Wartość rzeczywista a wartość odtworzeniowa

FARMER(1884)_Detroit,_p425_THE_CAMPAU_HOUSE
„FARMER(1884) Detroit, p425 THE CAMPAU HOUSE” by Image extracted from page 425 of The history of Detroit and Michigan or, the metropolis illustrated …, by FARMER, Silas.. Original held and digitised by the British Library. Copied from Flickr.Note Licensed under Public Domain via Wikimedia Commons

Wartość rzeczywista a wartość odtworzeniowa

Pojęciami, które pojawiają się przy ubezpieczeniach majątkowych, a które mają istotny wpływ na wysokość składki a dalej na wysokość uzyskanego odszkodowania są pojęcia ubezpieczenia mienia według tzw: wartości odtworzeniowej (nowa) lub wartości rzeczywistej.

O co chodzi w tym rozróżnieniu? Wiadomo, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Prawda ta ma jak najbardziej zastosowanie do tego problemu.

Otóż udając się do agenta celem ubezpieczenia naszego mienia chcemy je ubezpieczyć na jak najwyższą sumę, za jak najmniejsze pieniądze. Gdy przyświeca nam taki cel, to ubezpieczyciel przygotował dla nas pewne warianty ubezpieczenia, o których skutkach warto pamiętać wybierając model ubezpieczenia się.

Załóżmy, iż przedmiotem ubezpieczenia jest nieruchomość, dom jednorodzinny. Powiedzmy wybudowany i zamieszkały jakieś 20 lat temu, którego wyposażenie miało miejsce na przestrzeni tych dwudziestu lat. Są tu więc i elementy nowe jak i elementy wyposażenia o większym stażu lat.

Jaka jest więc wysokość naszej szkody, w sytuacji gdy dajmy na to los sprowadził na naszą nieruchomość pożar w wyniku, którego majątek ten utraciliśmy?

Nie mając domu należałoby go od nowa wybudować, wówczas potrzebujemy np. miliona złotych na taką inwestycję, ale dom który zasiedliliśmy był już częściowo zużyty, zamortyzowany- gdybyśmy go więc sprzedawali, to dostalibyśmy jedynie połowę tej kwoty.

Na przeciw temu dylematowi wyszli ubezpieczyciele, którzy proponują ubezpieczenie w dwóch wariantach, tańszym- w opcji wartości rzeczywistej i znacznie droższym- wartości odtworzeniowej.

W przypadku wyboru wariantu droższego ( znacznie wyższa składka ubezpieczeniowa, bo i ryzyko ubezpieczyciela większe) odszkodowanie powinno odpowiadać kosztom, które zostały poniesione w celu przywrócenia ubezpieczonego mienia do stanu sprzed powstania szkody. Czyli ubezpieczyciel powinien pokryć całość kosztów takich jak naprawa, remont czy odbudowa, w tym samym miejscu uwzględniając dotychczasowy charakter nieruchomości.

W podanym wyżej przypadku mimo iż nasza nieruchomość warta jest jedynie 500 tyś zł, to wysokość odszkodowania, które otrzymamy może być znacznie większa, bo uwzględniać będzie koszty odtworzenia nieruchomości do stanu sprzed zdarzenia.

Gdybyśmy jednak ubezpieczyli się w opcji wartości rzeczywistej, to sumą ubezpieczenia jest wartość nieruchomości uwzględniająca zużycie eksploatacyjne. W tym przypadku odszkodowanie jakie uzyska poszkodowany nie będzie obejmowało kosztów naprawy i innych podobnych, lecz będzie ustalone jako wartość tej nieruchomości przed wypadkiem przy uwzględnieniu jej zużycia.

I na koniec można odwołać się do przykładu z OWU największego polskiego ubezpieczyciela:

OGÓLNE WARUNKI UBEZPIECZENIA PZU Dom ustalone uchwałą Zarządu Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Spółki Akcyjnej nr UZ/354/2013 z dnia 18 grudnia 2013 r.

§ 2

120) wartość nowa – wartość odpowiadająca kosztom przywrócenia mienia do stanu nowego, lecz nie ulepszonego:

a) w przypadku mieszkania, domu, budynku niemieszkalnego lub budynku niemieszkalnego w stadium budowy, budowli, obiektu specjalistycznego oraz nagrobka cmentarnego – wartość odpowiadająca kosztom naprawy lub odbudowy określona zgodnie z zasadami kalkulacji i ustalania cen robót budowlanych, elektrycznych i instalacyjnych stosowanych w budownictwie z uwzględnieniem dotychczasowej konstrukcji, wymiarów i standardu wykończenia, przy zastosowaniu takich samych lub najbardziej zbliżonych materiałów,

b) w przypadku stałych elementów – wartość odpowiadająca kosztom naprawy lub odbudowy określona zgodnie z zasadami kalkulacji i ustalania cen robót budowlanych, elektrycznych i instalacyjnych stosowanych w budownictwie z uwzględnieniem dotychczasowej konstrukcji, wymiarów i standardu wykończenia, przy zastosowaniu takich samych lub najbardziej zbliżonych materiałów, lub nabycia (wytworzenia) nowego przedmiotu tego samego lub najbardziej zbliżonego rodzaju, tej samej lub najbardziej zbliżonej marki przy uwzględnieniu średnich cen obowią zujących na danym terenie oraz kosztów montażu,

c) w przypadku ruchomości domowych – wartość odpowiadająca kosztom naprawy lub nabycia (wytworzenia) nowego przedmiotu tego samego lub najbardziej zbliżonego rodzaju, tej samej lub najbardziej zbliżonej marki przy uwzględnieniu średnich cen obowiązujących na danym terenie oraz kosztów montażu;

122) wartość rzeczywista – wartość nowa pomniejszona o wartość stanowiącą iloczyn stopnia zużycia technicznego i wartości nowej;

 

Niedoubezpieczenie- małe zamieszanie w sporach z ubezpieczycielami dzięki Sądowi Najwyższemu.

512px-Burning_house,_Bekonscot
MichaelMaggs (Praca własna) [CC BY-SA 2.5 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.5)%5D, Wikimedia Commons

W zasadzie odkąd pamiętam jednym z pierwszych zarzutów branych pod uwagę przez ubezpieczyciela przy ocenie wysokości należnego poszkodowanemu odszkodowania było ustalenie, czy w danej szkodzie zachodzi niedoubezpieczenie. Co za tym idzie, czy zakład ubezpieczeń może zastosować tzw. zasadę proporcji przy wypłacie odszkodowania.

Ale po kolei, co to jest to niedoubezpieczenie?

Otóż idąc do naszego agenta z chęcią ubezpieczenia naszego mienia, możemy to zrobić w trojaki sposób. Możemy ustalić sumę ubezpieczenia w wysokości idealnie odpowiadającej wartości naszego ubezpieczanego mienia. Możemy ustalić wartość sumy ubezpieczenia w wartości wyższej jak to mienie- ale to nam nic nie daje poza koniecznością zapłaty wyższej składki. Odszkodowanie z reguły ograniczone jest pułapem szkody, stąd wyższa suma ubezpieczenia nie przekłada się w tej sytuacji na wyższe odszkodowanie.

Wreszcie możemy się ubezpieczyć na sumę mniejszą niż wartość ubezpieczanego mienia. I w tej sytuacji wystąpi tzw. niedoubezpieczenie- a więc sytuacja, w której suma ubezpieczenia jest niższa jak wartość ubezpieczanego mienia.

Przekładając powyższe na język przykładów, można to zobrazować w następujący sposób.

Dom wart na milion, możemy ubezpieczyć polisą opiewającą na a) milion, b) półtora miliona (nadubezpieczenie), c) pół miliona (niedoubezpieczenie).

W zasadzie z tak określonym poziomem naszego ubezpieczenia nie byłoby większego problemu, gdyby nie pewna sztuczka, którą ubezpieczyciela wprowadzili do swoich ogólnych warunków ubezpieczenia (OWU).

Otóż wydawałoby się, iż nawet gdy mamy dom ubezpieczony na pół miliona, to w sytuacji, w której szkoda wyniosłaby dajmy na to 100 tyś, to taką kwotę jako nieprzekraczającą sumy pół miliona powinniśmy byliby otrzymać. Nasze ryzyko ograniczałoby się natomiast do sytuacji, gdy szkoda przekroczyłaby pół miliona. I np. w sytuacji spalenia się domu w całości i straty na poziomie 1 mln i tak otrzymalibyśmy jedynie sumę ubezpieczenia, w kwocie pół miliona.

Jednakże ogólne warunki ubezpieczenia (OWU) w zasadzie chyba wszystkich ubezpieczycieli zawierają pewną klauzulę odnoszącą się do sytuacji niedoubezpieczenia. Klauzula ta sprowadza się do wprowadzenia zasady proporcji w wypłacie odszkodowania.

Według większości zapisów w sytuacji niedoubezpieczenia i wystąpienia szkody, wysokość odszkodowania ustalana jest w proporcji do stosunku niedoubezpieczenia.

Żeby nie być gołosłowny sięgnijmy do przykładowego zapisu z Ogólnych warunków ubezpieczenia mienia od ognia i innych żywiołów dla małych i średnich przedsiębiorców ustalonych uchwałą nr UZ/562/2008 Zarządu Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Spółki Akcyjnej z dnia 6 listopada 2008 r. ze zmianami ustalonymi uchwałą nr UZ/430/2010 z dnia 8 grudnia 2010 r. oraz uchwałą nr UZ/411/2011 z dnia 22 grudnia 2011 r.:

„W sytuacji, kiedy wskazana w umowie ubezpieczenia

suma ubezpieczenia jest niższa, niż wartość mienia

1) w przypadku zaistnienia szkody częściowej odszkodowanie zmniejsza się w takim stosunku, w jakim pozostaje zadeklarowana suma ubezpieczenia do wartości odtworzeniowej albo rzeczywistej mienia w zależności od wartości mienia zadeklarowanej do ubezpieczenia z zastrzeżeniem 23ust.2. W takim samym stosunku zmniejszane są koszty, o których mowa w § 6, również w przypadku, gdy poniesione zostały na polecenie PZU SA;

2) w przypadku zaistnienia szkody całkowitej – odszkodowanie ogranicza się do wysokości sumy ubezpienia mienia będącego przedmiotem szkody”

W praktyce wygląda to tak, odwołując się do naszego przykładu. Ubezpieczyliśmy mienie warte milion na kwotę 500 tys złotych, a więc połowę jego wartości. Czyli mamy polisę z sumą ubezpieczenia na kwotę 500 tys zł.

Gdy doszło do powstania szkody wyliczonej na kwotę 100 tys złotych ubezpieczyciel porówna wartość sumy ubezpieczenia do wartości mienia- w naszym przykładzie wyjdzie mu 50%. I tak ustaloną wartość podstawi do ustalonej wartości szkody.

W konsekwencji zakład ubezpieczeń w tym konkretnym przykładzie wypłaci nam jedynie 50 tys złotych, a więc połowę szkody.

Taka praktyka Ubezpieczycieli spotkała się jednak z brakiem zrozumienia z strony Sądu Najwyższego, który w wyroku pod sygn. akt III CSK 302/13 zapadłym w dniu 16 października 2014 r. nie uznał stosowania zasady proporcji w stosunkach ubezpieczyciel-konsument jako dopuszczalnej.

Sąd doszedł do wniosku, iż stosowanie zasady proporcji naruszałoby zasadę ekwiwalentności świadczeń. Ubezpieczony płaciłby bowiem składkę od wartości sumy ubezpieczenia, a otrzymywałby nieekwiwalentnie pomniejszone odszkodowanie.

Oddając głos Sądowi:

„W przypadku ubezpieczeń majątkowych składka ta, co do zasady odpowiada ryzyku ubezpieczeniowemu wyrażającemu się sumą ubezpieczenia. Skoro zatem ubezpieczyciel pobrał składkę odpowiadającą ryzyku ubezpieczeniowemu do określonej kwoty (suma ubezpieczenia), to w razie wystąpienia szkody na skutek zdarzenia objętego ubezpieczeniem (wypadek ubezpieczeniowy) powinien ponosić odpowiedzialność będącą równowartością świadczenia (składki), które otrzymał od ubezpieczającego (art. 805 § 1 i § 2 pkt 1 k.c.). …. Kontrahenci ci nie powinni wyłącznie ponosić skutków określenia przez siebie sumy ubezpieczenia, która może nie odpowiadać wartości przedmiotu ubezpieczenia (tak nadubezpieczenia jak niedoubezpieczenia), skoro nie wartość a suma ubezpieczenia decyduje o wysokości składki, w której nie uwzględnia się przecież żadnych późniejszych, możliwych proporcji rzeczywistej wysokości świadczenia.”

Podsumowując ubezpieczyciel nie może zmniejszać świadczenia proporcjonalnie do niedoubezpieczenia, jeśli szkoda nie przekracza kwoty ubezpieczenia. Co jest dla każdego ubezpieczonego konsumenta bardzo dobrą wiadomością.

Zderzenie z dzikiem- czy mamy szansę na odszkodowanie

V0021303EL An elk (moose) standing on the grassy verge of a forest. Col Credit: Wellcome Library, London. Wellcome Images images@wellcome.ac.uk http://wellcomeimages.org An elk (moose) standing on the grassy verge of a forest. Colour halftone. 1926 Published: 1926 Copyrighted work available under Creative Commons Attribution only licence CC BY 4.0 http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
V0021303EL An elk (moose) standing on the grassy verge of a forest. Col
Credit: Wellcome Library, London. Wellcome Images
images@wellcome.ac.uk
http://wellcomeimages.org
An elk (moose) standing on the grassy verge of a forest. Colour halftone.
1926 Published: 1926
Copyrighted work available under Creative Commons Attribution only licence CC BY 4.0 http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/

Jedną z najczęstszych przyczyn kolizji komunikacyjnych w Polsce, kolizji w których także giną ludzie, są zderzenia z dziko żyjącą zwierzyną. Dzik, łoś, sarna wbiega na drogę tuż przed maskę pojazdu- w zasadzie zdarzenie nie do uniknięcia.

Sytuacje te są dość częste, co mogę potwierdzić po dość sporej ilości zapytań jakie pojawiają się od poszkodowanych w ten sposób klientów. Pytanie jakie wówczas się nasuwa, to czy ktoś nam zapłaci za rozbity samochód, czy połamane kości.?

Niestety przyglądając się tego typu zdarzeniom prze lata mogę stwierdzić, iż szansę są na to wysoce iluzoryczne, i o ile nie mieliśmy autocasco, to rozsądniej sobie dochodzenia odszkodowania odpuścić niż narażać się na dość wysokie koszty prowadzenia procesu, Oczywiście zawsze decyzja co do takiego kroku winna być wydana po dokładnej analizie sprawy.

Taką też decyzję podejmowała większość moich klientów, która po poinformowaniu o ewentualnych kosztach jakie mogą ponieść i bardzo wysokim ryzyku procesowym sprawę sobie odpuszczała.

Dlaczego tak ta sprawa wygląda w praktyce. Po pierwsze dzika zwierzyna jako tak jest dzika i nie ma podmiotu, który miałby ponosić odpowiedzialność za jej zachowanie. Co wydaje się być truizmem.

Teoretycznie jednak mogą zdarzyć się sytuacje, w których można by się dopatrywać czyjejś winy za wybiegnięcie dzika, czy łosia na jezdnie pod koła auta.

Pierwszą taką dość oczywistą przesłanką, która mogłaby prowadzić do przypisania winy jest prowadzenie nagonki na polowaniu w wyniku, której spłoszone zwierze wybiega pod koła. Wówczas mielibyśmy odpowiedzialność koła łowieckiego lub organizatora polowania. Praktycznie jednak nigdy się z taką sytuacją nie spotkałem. Nie wiem, czy polowania nie są prowadzone w pobliżu dróg, czy też raczej poszkodowany przjeźdźając lasem po prostu nie miał wiedzy, iż dzik uciekał akurat przed sforą psów.

Drugim podmiotem, któremu teoretycznie można by przypisać winę jest właściwy zarządca drogi.

Wskazać przy tym należy, iż tej winy nie domniemujemy, a musimy wykazać konkretnie, który z swoich obowiązków naruszył, a w wyniku tego naruszenia doszło do kolizji. Podstawowym obowiązkiem zarządcy jest ostrzeganie o potencjalnym niebezpieczeństwie, a więc najczęściej zamieszczenie odpowiedniego znaku drogowego informującego o ryzyku spotkania na drodze dzikiej zwierzyny. Zgodnie bowiem z treścią art. 20 ustawy z dnia 21 marca 1985 r. o drogach publicznych (tekst jedn. Dz. U. z 2007 r., nr 19, poz. 115 z późn. zm.) do zarządcy drogi należy w szczególności utrzymanie nawierzchni drogi, chodników, drogowych obiektów inżynierskich, urządzeń zabezpieczających ruch i innych urządzeń związanych z drogą. Przez utrzymanie drogi natomiast należy rozumieć wykonywanie robót konserwatoryjnych, porządkowych i innych zmierzających do zwiększenia bezpieczeństwa i wygody ruchu. W tym także do stawiania znaków informacyjnych.

Co za tym idzie teoretycznie można by w sytuacji, w której znaku takiego by w miejscu zdarzenia nie było zastanawiać się nad winą zarządcy. Przy czym nie wątpliwie do zdarzenia może dojść także poza miejscem gdzie zwierzęta normalnie jezdnie przekraczają. Trudno oczekiwać ustawienia znaku uwaga zwierzęta w mieście,a do którego to miasta wtargnął dzik lub łoś.

Wreszcie nawet gdybyśmy doszli do sytuacji, w której znaku nie ma, a jest to miejsce zwykłego występowania zwierzyny, to pojawia się pewien problem orzecznicy.

Sądy przyjmowały bowiem także, iż nawet w takiej sytuacji wobec nagłego wtargnięcia zwierzyny znak by nic nie dał i nie pozwolił na uniknięcie wypadku.

Zresztą i tu pojawia się kolejny problem, zwykle w praktyce znak jest, albo poszkodowany nie ma żadnej wiedzy na temat tego czy on był.

Podsumowując, mimo iż niekiedy można by poszukiwać odpowiedzialności osoby trzeciej za zdarzenie z dzikim zwierzęciem, to na poszkodowanym spoczywa obowiązek wykazania winy, co w praktyce redukuje szanse na uzyskanie odszkodowania do minimum.

Tak więc przezornie lepiej wykupić autocasco a widząc znak ostrzegający o dzikiej zwierzynie zwolnić i wypatrywać rogów czy szabel wyłaniających się z lasu.

 

Odmowa wypłaty zadośćuczynienia z uwagi na brak trwałego uszczerbku na zdrowiu.

A_machine_monitors_a_man's_broken_leg_Wellcome_V0049896
[CC BY 4.0 (http://creativecommons.org/licenses/by/4.0)%5D, Wikimedia Commons

Co prawda jakbyśmy poszukali skojarzeń z słowami wypadek i poszkodowany, to raczej przed oczami stają nam osoby, które w wyniku tego zdarzenia ucierpiały w sposób szczególny. Czy to doświadczyły złamania nogi, pęknięcia czaszki czy utraty śledziony. W zasadzie w takiej sytuacji sprawa z punktu widzenia odpowiedzialności za skutki takiego wypadku z OC jest dość jasna.

Krzywda jest ewidentna i raczej trudno sobie wyobrazić aby uznając swoją odpowiedzialność zakład ubezpieczeń odmówił wypłaty zadośćuczynienia ( inną kwestią jest jego wysokość).

Gro jednak wypadków kończy się, na szczęście, dla osób poszkodowanych znacznie lżejszymi konsekwencjami zdrowotnymi. Poszkodowany może doznać wstrząśnienia mózgu, skręcenia mięśni szyi, czy po prostu być solidnie poobijanym.

W takiej sytuacji po pewnym czasie w zasadzie wraca do zdrowi i może funkcjonować w pełni jak przed wypadkiem.

W tej sytuacji kwestia wypłaty zadośćuczynienia nie jest, przynajmniej dla ubezpieczycieli, taka oczywista. Często wydając decyzję zakład ubezpieczeń odmawia wypłaty zadośćuczynienia, lub te proponuje w rażąco niskiej kwocie, takiej osobie wskazując, iż nie zaistniał w jej przypadku trwały uszczerbek na zdrowiu.

O ile faktycznie z tą konstatacją ubezpieczyciela należy się zgodzić, biegli którzy ewentualnie badaliby takiego poszkodowanego również orzekliby o zerowym uszczerbku na zdrowiu. To w żaden sposób fakt doznania szkody/krzywdy w mniejszym rozmiarze nie oznacza, iż szkody tej nie ma.

W takiej sytuacji pozostaje nam oczywiście droga sądowa. Wydaje się, iż dobrze szacując szkodę warto także zrezygnować z opinii biegłego, która raczej zagrałaby na niekorzyść poszkodowanego i zdać się na osąd sędziego rozpoznającego sprawę. W Kancelarii tego typu spraw, czyli klient poobijany z sińcami i ustępującymi bólami, prowadziliśmy co najmniej kilkanaście. Wychodząc z roszczeniem od dwóch do kilkunastu tysięcy złotych- w zależności od stanu faktycznego.

Co ciekawe większość tych spraw kończyła się ugodą. Dla zakładu ubezpieczeń sprawa o 2-3 tysiące złotych nie jest warta zaangażowania całego batalionu prawników i ponoszenia dalej idących kosztów.

Tak więc w zasadzie nie ma żadnych ograniczeń w intensywności uszczerbku na zdrowiu, które mogłyby stanowić przeszkodę dla dochodzonego roszczenia.

Mam nadzieję, iż moja praca w jakikolwiek sposób pomogła w twojej sprawie odszkodowawczej, czy w ocenie twoich szans na uzyskanie należytego zadośćuczynienia od zakładu ubezpieczeń. Jeżeli tak, to się cieszę. Możesz zostawić komentarz lub poszperać po blogu w poszukiwaniu innych tematów związanych z dochodzeniem odszkodowań. Jeżeli nie czujesz się na siłach by prowadzić samemu spor z ubezpieczalnią zapraszam do kontaktu z moją osobą.

Z wyrazami szacunku

Bartosz Kowalak

Kancelaria Prawna

795777519

ul. Mickiewicza 18a/3 Poznań

www.prawnikpoznanski.pl