Odmowa wypłaty zadośćuczynienia z uwagi na brak trwałego uszczerbku na zdrowiu.

Zadośćuczynienie bez trwałego uszczerbku na zdrowiu – czy to możliwe?

Czy poszkodowany w wypadku, który nie doznał trwałego uszczerbku na zdrowiu, może otrzymać zadośćuczynienie? Tak, może. Brak trwałego uszczerbku nie oznacza braku krzywdy – a to właśnie krzywda, nie uszczerbek, jest podstawą zadośćuczynienia z art. 445 § 1 k.c.

Kiedy myślimy o wypadku i poszkodowanym, przed oczami stają nam osoby, które ucierpiały w sposób szczególnie widoczny – złamanie nogi, pęknięcie czaszki, utrata śledziony. W takich przypadkach sprawa z punktu widzenia odpowiedzialności z OC sprawcy wydaje się jasna. Krzywda jest ewidentna i trudno wyobrazić sobie, by ubezpieczyciel odmówił wypłaty zadośćuczynienia.

Tymczasem większość wypadków kończy się – na szczęście – znacznie lżejszymi konsekwencjami zdrowotnymi.

Lżejsze obrażenia to nadal obrażenia

Poszkodowany może doznać:

  • wstrząśnienia mózgu,
  • skręcenia mięśni szyi (tzw. whiplash),
  • stłuczeń i otarć,
  • siniaków i obrzęków,
  • ogólnego poturbowania.

Po pewnym czasie wraca do zdrowia i może funkcjonować jak przed wypadkiem. Nie ma trwałych następstw, biegły orzekłby zerowy procent uszczerbku na zdrowiu.

Ale czy to oznacza, że krzywdy nie było?

Jak reagują ubezpieczyciele?

W takich sytuacjach ubezpieczyciele często odmawiają wypłaty zadośćuczynienia lub proponują kwoty rażąco niskie – 200, 500, może 1000 złotych. Argumentacja jest zawsze podobna: „brak trwałego uszczerbku na zdrowiu”, „obrażenia o charakterze przemijającym”, „brak podstaw do przyznania zadośćuczynienia”.

O ile z samą konstatacją o braku trwałego uszczerbku należy się zgodzić – bo faktycznie po kilku tygodniach poszkodowany wraca do zdrowia – to w żaden sposób nie oznacza to, że krzywdy nie było.

Ból, cierpienie, stres, ograniczenia w codziennym funkcjonowaniu przez kilka tygodni – to wszystko składa się na krzywdę w rozumieniu art. 445 § 1 k.c. I za tę krzywdę należy się zadośćuczynienie.

Czy warto iść do sądu z „drobnymi” obrażeniami?

Z mojej praktyki wynika, że jak najbardziej warto. W Kancelarii prowadziliśmy co najmniej kilkanaście takich spraw – poszkodowani poobijani, z siniakami, z bólami, które po kilku tygodniach ustąpiły.

Wychodząc z roszczeniem od 2 do kilkunastu tysięcy złotych – w zależności od stanu faktycznego – osiągaliśmy pozytywne rezultaty.

Co ciekawe, większość tych spraw kończyła się ugodą. Dla zakładu ubezpieczeń sprawa o 2-3 tysiące złotych nie jest warta angażowania batalionu prawników i ponoszenia kosztów procesu. Łatwiej i taniej jest się ugodzić.

Czy rezygnować z opinii biegłego?

To zależy od okoliczności, ale w sprawach z drobnymi obrażeniami warto rozważyć rezygnację z opinii biegłego. Biegły, badając poszkodowanego po kilku miesiącach od wypadku, gdy wszystkie dolegliwości ustąpiły, orzeknie zapewne zerowy uszczerbek na zdrowiu.

Taki wynik może „zagrać” na niekorzyść poszkodowanego – ubezpieczyciel wykorzysta go jako argument przeciwko zasadności roszczenia.

Lepszą strategią może być oparcie się na dokumentacji medycznej z okresu tuż po wypadku i zdanie się na osąd sędziego, który oceni rozmiar krzywdy na podstawie całokształtu okoliczności.

Jakie kwoty zadośćuczynienia są realne?

Przy obrażeniach bez trwałego uszczerbku na zdrowiu realne kwoty zadośćuczynienia kształtują się zazwyczaj w granicach:

  • 1.000–3.000 zł – przy drobnych stłuczeniach, siniakach ustępujących w ciągu 2-3 tygodni,
  • 3.000–8.000 zł – przy skręceniach, wstrząśnieniu mózgu, dolegliwościach utrzymujących się 4-8 tygodni,
  • 8.000–15.000 zł – przy poważniejszych urazach bez trwałych następstw, dłuższym okresie leczenia i rehabilitacji.

To oczywiście wartości orientacyjne – każda sprawa jest inna i wymaga indywidualnej oceny.


FAQ

Czy przy zerowym uszczerbku na zdrowiu w ogóle przysługuje zadośćuczynienie?

Tak. Zadośćuczynienie przysługuje za doznaną krzywdę – ból, cierpienie, stres, ograniczenia w codziennym życiu. Trwały uszczerbek na zdrowiu jest tylko jednym z czynników wpływających na wysokość zadośćuczynienia, ale jego brak nie wyklucza prawa do rekompensaty.

Ubezpieczyciel odmówił wypłaty, bo „obrażenia miały charakter przemijający” – co robić?

Złożyć odwołanie od decyzji, a jeśli to nie pomoże – rozważyć drogę sądową. Przemijający charakter obrażeń nie oznacza braku krzywdy. Przez kilka tygodni poszkodowany odczuwał ból, miał ograniczenia w funkcjonowaniu – i za to należy mu się zadośćuczynienie.

Czy opłaca się iść do sądu o 2-3 tysiące złotych?

Często tak. Ubezpieczyciele w drobnych sprawach wolą zawierać ugody niż ponosić koszty procesu. Z mojego doświadczenia wynika, że większość takich spraw kończy się ugodą na etapie sądowym – na kwotach wyższych niż pierwotna propozycja ubezpieczyciela.

Jak udokumentować krzywdę przy drobnych obrażeniach?

Kluczowa jest dokumentacja medyczna z okresu bezpośrednio po wypadku – karty informacyjne ze szpitalnego oddziału ratunkowego, zaświadczenia od lekarza pierwszego kontaktu, recepty na leki przeciwbólowe. Pomocne są też zdjęcia obrażeń (siniaków, otarć) i zeznania świadków o ograniczeniach w codziennym funkcjonowaniu.


Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl.

Masz pytanie o zadośćuczynienie przy drobnych obrażeniach? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl

Dziura w drodze, uszkodzony samochód – jak uzyskać odszkodowanie od zarządcy drogi?

Najechanie na dziurę w jezdni, wyrwę w asfalcie czy uszkodzoną studzienkę to jedna z najczęstszych przyczyn szkód komunikacyjnych. I jedna z najtrudniejszych do uzyskania odszkodowania – przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Schemat jest zazwyczaj taki: zgłaszasz szkodę zarządcy drogi, ten kieruje Cię do swojego ubezpieczyciela, a ubezpieczyciel w 90% przypadków odmawia wypłaty. Standardowe uzasadnienie? „Nie wykazał Pan winy zarządcy drogi”.

Ale jest sposób, żeby to odwrócić.

Standardowa linia obrony ubezpieczyciela

Ubezpieczyciel powołuje się na art. 415 Kodeksu cywilnego – odpowiedzialność na zasadzie winy. Twierdzi, że zarządca drogi odpowiada tylko wtedy, gdy poszkodowany udowodni jego winę: że wiedział o dziurze i jej nie naprawił, że zbyt rzadko patrolował drogi, że zlekceważył zgłoszenie.

To postępowanie dowodowe nie jest niemożliwe, ale bywa trudne. Skąd masz wiedzieć, kiedy ostatnio zarządca kontrolował tę ulicę?

Kiedy ciężar dowodu przechodzi na zarządcę?

Jest kategoria szkód, przy których to zarządca drogi musi udowodnić, że nie ponosi odpowiedzialności – nie odwrotnie. Chodzi o odpowiedzialność na zasadzie ryzyka z art. 434 Kodeksu cywilnego:

„Za szkodę wyrządzoną przez zawalenie się budowli lub oderwanie się jej części odpowiedzialny jest samoistny posiadacz budowli, chyba że zawalenie się budowli lub oderwanie się jej części nie wynikło ani z braku utrzymania budowli w należytym stanie, ani z wady w budowie.”

Klucz tkwi w pojęciu „oderwanie się części budowli”.

Sprawa ze studzienką – z mojej praktyki

Sam prowadziłem sprawę, w której klient wjechał kołem w źle zabezpieczoną studzienkę drogową. Właz podskoczył i uszkodził pojazd. Sąd I instancji oddalił powództwo. W apelacji przekonałem sąd, że mamy do czynienia z „oderwaniem się części budowli” – a więc odpowiedzialnością na zasadzie ryzyka.

Argumentacja była następująca:

Czy droga i studzienka to „budowla”? Tak. Kodeks cywilny nie definiuje tego pojęcia, więc sięgamy do art. 3 pkt 3 Prawa budowlanego. Budowla to m.in. „obiekty liniowe”, a te obejmują „drogę wraz ze zjazdami” oraz „kanalizację”. Studzienka jest częścią kanalizacji lub drogi – w obu przypadkach częścią budowli.

Czy podskoczenie właza to „oderwanie się części”? Tak. Właz oderwał się od studzienki i uderzył w pojazd. To klasyczne „oderwanie się części budowli”.

Konsekwencja: To zarządca drogi musiał udowodnić, że szkoda nie wynikła z braku utrzymania studzienki w należytym stanie ani z wady w budowie. Nie udowodnił – sprawę wygraliśmy.

Czy dziura w jezdni to też „zawalenie się budowli”?

Można argumentować, że tak. Wyrwa w asfalcie to miejsce, gdzie nawierzchnia drogi (czyli część budowli) przestała istnieć – „zawaliła się”. W takim ujęciu ciężar dowodu również powinien spoczywać na zarządcy.

To interpretacja, która wymaga przekonania sądu, ale ma solidne podstawy w wykładni systemowej.

Kiedy zasada ryzyka nie zadziała?

Nie uda się przerzucić ciężaru dowodu przy szkodach spowodowanych przez przedmioty porzucone na jezdni: kamień, oponę, deskę. Trudno tu mówić o „zawaleniu się budowli” czy „oderwaniu jej części” – to obcy przedmiot, nie element drogi.

W takich przypadkach pozostaje klasyczne wykazywanie winy zarządcy: że wiedział o przeszkodzie, że nie patrolował drogi z należytą starannością, że zignorował zgłoszenie.


Podsumowanie: zasada winy vs. zasada ryzyka

Rodzaj szkody Podstawa odpowiedzialności Kto musi udowodnić?
Dziura w jezdni Art. 434 KC (można argumentować) Zarządca – że nie zawinił
Uszkodzona studzienka, właz Art. 434 KC Zarządca – że nie zawinił
Przedmiot na drodze (kamień, opona) Art. 415 KC Poszkodowany – winę zarządcy

Powyższy wpis ma charakter informacyjny i nie stanowi porady prawnej. Każda sprawa wymaga indywidualnej analizy okoliczności. Stan prawny na dzień publikacji.

Bartosz Kowalak radca prawny

Rzecznik Ubezpieczonych o stawkach za robociznę blacharską i lakierniczą

Stawki za roboczogodzinę w naprawach powypadkowych – dlaczego ubezpieczyciele je zaniżają?

Czy ubezpieczyciel może obniżyć stawkę za roboczogodzinę w Twoim kosztorysie naprawy, powołując się na „średnie stawki rynkowe”? Robi to nagminnie – ale niekoniecznie ma do tego prawo. Rzecznik Ubezpieczonych przyjrzał się tej praktyce i wnioski są jednoznaczne: ubezpieczyciele systematycznie zaniżają odszkodowania, stosując stawki, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością rynkową.

W raporcie opublikowanym w Monitorze Ubezpieczonych (nr 61/2015) Rzecznik Ubezpieczonych przeanalizował skargi poszkodowanych i dostrzegł nieprawidłowości w rozliczaniu szkód komunikacyjnych. Warto przyjrzeć się tym ustaleniom bliżej.

Na czym polega problem ze stawkami za roboczogodzinę?

Ubezpieczyciele permanentnie obniżają stawki za robociznę blacharską, lakierniczą i mechaniczną w kosztorysach napraw. Argumentacja jest zawsze podobna: stawki warsztatu, który ma naprawić samochód, są rzekomo wyższe od „przeciętnych” lub „średnich” obowiązujących na rynku.

Innymi słowy – ubezpieczyciel weryfikuje wartość roboczogodziny, posiłkując się kryterium makroekonomicznym, czyli ogólną sytuacją na rynku. I tu tkwi zasadniczy błąd tego podejścia.

Dlaczego uśrednianie stawek jest nieuczciwe?

Serwis serwisowi nie jest równy. Nie można wrzucać do jednego worka wszystkich warsztatów i wyliczać wspólnej średniej stawki. Na rynku działają przecież:

  • firmy jednoosobowe i wieloosobowe,
  • warsztaty garażowe i duże specjalistyczne hale,
  • zakłady z flotą pojazdów zastępczych, pomocą drogową, salonem, parkingiem strzeżonym,
  • serwisy autoryzowane i nieautoryzowane,
  • warsztaty działające w sieciach, współpracujące z ubezpieczycielami lub działające indywidualnie.

Wszystkie te różnorodne cechy kreują inne koszty prowadzenia działalności. To oznacza, że adekwatna stawka za robociznę nie może być identyczna dla każdego zakładu naprawczego. Dla wielu firm stawka „uśredniona” przez ubezpieczyciela po prostu nie pozwala na rentowne prowadzenie działalności.

Co na to Sąd Najwyższy?

Rzecznik Ubezpieczonych słusznie przywołuje uchwałę Sądu Najwyższego z dnia 13 czerwca 2003 r. (sygn. akt III CZP 32/03). W orzeczeniu tym SN jednoznacznie uznał, że zakłady ubezpieczeń mają obowiązek pokryć cały koszt robocizny – nawet jeżeli stawki warsztatu przewyższają średnie wartości rynkowe.

W orzecznictwie sądów powszechnych rozwinięto to stanowisko: korekta stawek przez ubezpieczyciela może nastąpić dopiero wówczas, gdy wysokość stawki danego serwisu przekroczy średnie stawki rynkowe w sposób rażący – czyli o około 20-30 złotych na roboczogodzinie.

To nie jest rozwiązanie idealne, bo nadal odwołuje się do kryterium makroekonomicznego. Ustalenie rzeczywiście adekwatnej stawki dla konkretnego warsztatu wymagałoby przeprowadzenia audytu – co jest kosztowne i znacznie wydłuża postępowanie.

Jak ubezpieczyciele manipulują danymi o stawkach?

Rzecznik Ubezpieczonych zwrócił uwagę na jeszcze jedną nieprawidłowość: ubezpieczyciele dowolnie żonglują wysokościami „uśrednionych” stawek. Inne stawki podają:

  • gdy pojazd naprawiono, inne gdy nie,
  • przy szkodzie częściowej, inne przy całkowitej,
  • z polisy OC sprawcy, inne z autocasco.

Ta arbitralność sama w sobie potwierdza nieuczciwość stosowanych praktyk.

Co najważniejsze – Rzecznik dostrzegł, że podawane przez ubezpieczycieli „średnie” stawki wcale nie są średnie ani przeciętne. Są minimalne. Wskazywane przez ubezpieczycieli wartości odpowiadają stawkom obowiązującym w 2009 roku – są więc mocno nieaktualne.

Co możesz zrobić, gdy ubezpieczyciel obniża stawki?

Jeśli ubezpieczyciel w kosztorysie naprawy zastosował stawkę niższą niż ta obowiązująca w warsztacie, który ma naprawić Twój samochód:

  • Nie musisz się na to godzić – masz prawo do naprawy w wybranym przez siebie warsztacie.
  • Zażądaj uzasadnienia – poproś ubezpieczyciela o wskazanie źródła „średnich stawek rynkowych”.
  • Porównaj z rzeczywistością – sprawdź, jakie stawki stosują warsztaty w Twojej okolicy.
  • Odwołaj się od decyzji – jeśli różnica jest istotna, złóż reklamację.
  • Rozważ drogę sądową – w postępowaniu sądowym biegły ustali, czy stawka warsztatu rażąco odbiega od średnich rynkowych.

FAQ

Czy ubezpieczyciel może narzucić mi stawkę za roboczogodzinę?

Nie. Ubezpieczyciel nie może jednostronnie decydować o wysokości stawki za roboczogodzinę. Ma obowiązek pokryć rzeczywiste koszty naprawy. Może zakwestionować stawkę tylko wtedy, gdy rażąco – o 20-30 zł – odbiega ona od średnich stawek rynkowych.

Skąd ubezpieczyciele biorą „średnie stawki rynkowe”?

To dobre pytanie. Często są to dane nieaktualne, niekompletne lub po prostu zaniżone. Rzecznik Ubezpieczonych wykazał, że podawane przez ubezpieczycieli „średnie” stawki w rzeczywistości odpowiadają stawkom minimalnym sprzed kilku lat.

Czy muszę naprawiać auto w warsztacie wskazanym przez ubezpieczyciela?

Nie. Masz prawo do wyboru warsztatu naprawczego. Ubezpieczyciel nie może narzucić Ci konkretnego zakładu naprawczego ani uzależniać wysokości odszkodowania od naprawy w „sieci partnerskiej”.

Co jeśli różnica w stawkach jest niewielka – czy warto walczyć?

To zależy od zakresu naprawy. Przy rozbudowanych naprawach różnica kilku złotych na roboczogodzinie może przełożyć się na setki złotych niedopłaty. Warto policzyć i podjąć świadomą decyzję.


Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na http://www.prawnikpoznanski.pl.

Masz pytanie o zaniżone stawki w kosztorysie naprawy? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl

Kluczyki w płaszczu na krześle – rażące niedbalstwo czy nie? Dwa wyroki, dwa wnioski

Niniejszy artykuł ma charakter informacyjny i nie stanowi porady prawnej.


Czy trzymanie kluczyków od samochodu w kieszeni płaszcza przewieszonego przez krzesło to rażące niedbalstwo? Odpowiedź brzmi: to zależy. W ostatnim tygodniu media opisały dwa wyroki sądowe w niemal identycznych stanach faktycznych – z diametralnie różnymi rozstrzygnięciami. I właśnie to pokazuje, jak nieprzewidywalne potrafią być sprawy o odszkodowanie z autocasco.


Spis treści

  1. Dwa wyroki, dwa płaszcze, dwa różne wnioski
  2. Skąd bierze się problem z kluczykami i dokumentami?
  3. Czym jest rażące niedbalstwo w rozumieniu OWU?
  4. Czy warto iść do sądu z ubezpieczycielem AC?

Dwa wyroki, dwa płaszcze, dwa różne wnioski

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Lublinie (sygn. akt I ACa 718/12): Kierowca trzymał dokumenty pojazdu w kieszeni płaszcza przewieszonego przez krzesło. Sąd uznał, że nie można mu przypisać rażącego niedbalstwa w przechowywaniu dokumentów.

Wyrok Sądu Najwyższego (sygn. akt I CSK 479/14): Kierowcy skradziono auto po wcześniejszej kradzieży kluczyków. Kluczyki miał w płaszczu odwieszonym na wieszaku obok stolika. Sąd Najwyższy dopatrzył się rażącego niedbalstwa w zabezpieczeniu kluczyków.

Płaszcz na krześle – brak rażącego niedbalstwa. Płaszcz na wieszaku obok stolika – rażące niedbalstwo. Jak to możliwe?


Skąd bierze się problem z kluczykami i dokumentami?

Całe zagadnienie sprowadza się do treści ogólnych warunków ubezpieczenia (OWU) tworzonych przez zakłady ubezpieczeń. W przypadku polis autocasco standardem – od którego praktycznie nie ma odstępstwa – jest wprowadzenie warunku zabezpieczenia z należytą starannością kompletu kluczy i dokumentów pojazdu poza pojazdem.

Przykład z OWU PZU Auto (uchwała Zarządu PZU SA nr UZ/358/2014 z 5 grudnia 2014 r.):

§ 12 ust. 1 pkt 11 – Wyłączenia odpowiedzialności: AC nie są objęte szkody kradzieżowe, jeżeli: a) kierowca wysiadł z pojazdu, pozostawiając wewnątrz kluczyk lub sterownik (…) bez ich zabezpieczenia przed możliwością uruchomienia pojazdu przez osobę niepowołaną, lub b) po opuszczeniu pojazdu i pozostawieniu go bez nadzoru (…) nie dokonano zabezpieczenia poza pojazdem: dokumentów pojazdu, kluczyka lub sterownika (…)

Podobne zapisy znajdziemy w OWU praktycznie każdego ubezpieczyciela oferującego AC.


Czym jest rażące niedbalstwo w rozumieniu OWU?

Tu zaczyna się sedno problemu. Sam fakt, że dokumenty lub kluczyki zostały skradzione wraz z pojazdem, nie wystarczy do odmowy wypłaty odszkodowania.

Zakład ubezpieczeń może powołać się na wyłączenie odpowiedzialności tylko wtedy, gdy niezabezpieczenie kluczyków lub dokumentów miało postać co najmniej rażącego niedbalstwa – a nie zwykłej lekkomyślności czy nieuwagi.

Problem w tym, że granica między rażącym niedbalstwem a zwykłą niestarannością jest wysoce ocenna. Kryterium stanowi:

  • zdrowy rozsądek,
  • zasady doświadczenia życiowego,
  • okoliczności konkretnej sprawy.

I właśnie dlatego dwa różne sądy, w dwóch podobnych sprawach, mogą wydać całkowicie przeciwstawne wyroki.

Z mojego doświadczenia wynika, że ubezpieczyciele niemal automatycznie odmawiają wypłaty, gdy tylko stwierdzą kradzież kluczyków czy dokumentów przed kradzieżą auta. Liczą na to, że klient się nie odwoła. A tymczasem w sądzie sprawa wcale nie musi wyglądać tak jednoznacznie.


Czy warto iść do sądu z ubezpieczycielem AC?

Skoro nawet Sąd Najwyższy i Sąd Apelacyjny dochodzą do różnych wniosków w podobnych stanach faktycznych – co to oznacza dla poszkodowanego?

Wniosek praktyczny: Po oszacowaniu ryzyk procesowych często warto wejść z ubezpieczycielem na drogę sądową.

Argumenty za:

  1. Odmowa wypłaty oparta na zarzucie „rażącego niedbalstwa” to nie koniec sprawy – to dopiero początek dyskusji.
  2. Sąd bada okoliczności indywidualnie: gdzie leżał płaszcz, jak daleko od właściciela, czy miejsce było publiczne, czy prywatne.
  3. Ciężar dowodu spoczywa na ubezpieczycielu – to on musi wykazać rażące niedbalstwo.
  4. Orzecznictwo jest niejednolite, co daje pole do argumentacji.

Oczywiście nie namawiam do procesowania się za wszelką cenę. Ale automatyczna akceptacja odmowy ubezpieczyciela to błąd, który widuję zbyt często.


FAQ – Najczęściej zadawane pytania

Czy ubezpieczyciel może odmówić wypłaty AC, gdy skradziono mi kluczyki? Może powołać się na wyłączenie z OWU, ale tylko jeśli wykaże, że niezabezpieczenie kluczyków stanowiło rażące niedbalstwo. Zwykła nieuwaga nie wystarczy do odmowy.

Co to jest rażące niedbalstwo przy zabezpieczeniu kluczyków? To niezachowanie minimalnych, oczywistych reguł ostrożności – np. pozostawienie kluczyków w widocznym miejscu bez nadzoru w miejscu publicznym. Granica jest ocenna i zależy od okoliczności sprawy.

Czy muszę trzymać kluczyki zawsze przy sobie? OWU wymagają „zabezpieczenia z należytą starannością poza pojazdem”. Nie oznacza to obowiązku ciągłego trzymania kluczyków w kieszeni spodni, ale rozsądnego ich przechowywania.

Czy warto odwoływać się od decyzji ubezpieczyciela AC? Tak, szczególnie gdy okoliczności kradzieży nie są jednoznaczne. Orzecznictwo w tych sprawach bywa rozbieżne, co daje szansę na korzystne rozstrzygnięcie w sądzie.

Kto musi udowodnić rażące niedbalstwo? Ciężar dowodu spoczywa na zakładzie ubezpieczeń. To ubezpieczyciel musi wykazać, że sposób przechowywania kluczyków lub dokumentów był rażąco niedbały.


Podsumowanie

Dwa wyroki sądowe w niemal identycznych sytuacjach – płaszcz z kluczykami na krześle vs. na wieszaku – pokazują, jak nieprzewidywalne są sprawy o rażące niedbalstwo przy zabezpieczeniu kluczyków. Ubezpieczyciele chętnie powołują się na wyłączenia z OWU, ale automatyczna odmowa to nie wyrok ostateczny. Granica między zwykłą nieuwagą a rażącym niedbalstwem jest płynna, a sądy oceniają każdą sprawę indywidualnie. Warto rozważyć drogę sądową.


Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl.

Masz własne doświadczenia z odmową wypłaty AC? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl


Źródła:

  • Wyrok Sądu Apelacyjnego w Lublinie z dnia […], sygn. akt I ACa 718/12
  • Wyrok Sądu Najwyższego z dnia […], sygn. akt I CSK 479/14
  • OWU PZU Auto – uchwała Zarządu PZU SA nr UZ/358/2014 z dnia 5 grudnia 2014 r.

Przyczynienie a odmowa poddania się zabiegowi operacyjnemu

Przyczynienie się poszkodowanego przez odmowę leczenia lub operacji – czy to możliwe?

Czy odmowa poddania się operacji lub przerwanie leczenia może skutkować zmniejszeniem odszkodowania lub zadośćuczynienia? To pytanie, które w sprawach odszkodowawczych pojawia się częściej, niż mogłoby się wydawać. Odpowiedź nie jest jednoznaczna – zależy od rodzaju zabiegu i związanego z nim ryzyka.

Instytucją Kodeksu cywilnego często wykorzystywaną w sporach o wysokość zadośćuczynienia jest przyczynienie się poszkodowanego, uregulowane w art. 362 k.c.: „Jeżeli poszkodowany przyczynił się do powstania lub zwiększenia szkody, obowiązek jej naprawienia ulega odpowiedniemu zmniejszeniu stosownie do okoliczności, a zwłaszcza do stopnia winy obu stron.”

Przepis wydaje się prosty, ale jego zastosowanie w praktyce potrafi się skomplikować – szczególnie gdy w grę wchodzi zdrowie poszkodowanego i decyzje dotyczące leczenia.

Kiedy zaniechanie leczenia może być uznane za przyczynienie?

W przypadku szkód osobowych – gdy doszło do uszczerbku na zdrowiu lub rozstroju zdrowia – ubezpieczyciele często podnoszą zarzut przyczynienia się poszkodowanego poprzez:

  • niepodjęcie leczenia,
  • niekontynuowanie zaleconej terapii,
  • odmowę udziału w rehabilitacji,
  • odmowę poddania się zabiegowi operacyjnemu.

Teoretycznie taki zarzut może okazać się skuteczny. Ale – i tu zaczyna się „ale” – ubezpieczyciel musi wykazać, że gdyby poszkodowany podjął zalecone leczenie, jego uszczerbek na zdrowiu lub krzywda byłyby mniejsze.

Z mojej praktyki wynika, że wcale nie jest to takie oczywiste do udowodnienia.

Dlaczego pacjenci przerywają leczenie?

Z reguły pacjenci rezygnują z kontynuowania terapii w sytuacjach, gdy niewiele ona wnosi. Przykładowo: brak poprawy po rocznym leczeniu psychiatrycznym czy regularnych wizytach u psychologa. W takiej sytuacji:

  • trudno udowodnić poszkodowanemu złą wolę,
  • jeszcze trudniej wykazać, że w wyniku przerwania leczenia jego krzywda się zwiększyła.

Niemniej teoretycznie można sobie wyobrazić sytuację, w której sąd zmniejszy zasądzoną kwotę z powodu biernej postawy poszkodowanego wobec leczenia. Teoretycznie.

Odmowa operacji – tu sprawa się komplikuje

Znacznie bardziej złożona jest kwestia zabiegów operacyjnych. Z jednej strony operacja może dać radykalną poprawę zdrowia i zmniejszenie uszczerbku. Z drugiej – wiąże się dla poszkodowanego z istotnym ryzykiem medycznym.

Poglądów w doktrynie i orzeczeń w tym zakresie jest mnóstwo. Najczęściej akceptowane w orzecznictwie stanowisko wyraził Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 11 stycznia 1978 r. (sygn. akt III PR 183/77): jeżeli operacja jest skomplikowana i wiąże się z ryzykiem, poszkodowany ma prawo mieć obawy o jej skutek. Jeśli jednak jest to prosty zabieg dający praktycznie zawsze pozytywny rezultat – ocena pasywnej postawy poszkodowanego może być inna.

Jakie zabiegi można odmówić bez konsekwencji?

Zasada wynikająca z orzecznictwa jest następująca:

Odmowa poddania się operacji związanej z ryzykiem dla zdrowia nie stanowi przyczynienia się do zwiększenia szkody. Poszkodowany nie ma obowiązku narażać swojego zdrowia i życia, aby zmniejszyć rozmiar szkody, za którą odpowiada sprawca.

Inaczej może być oceniona odmowa poddania się zabiegowi:

  • o praktycznie zerowym ryzyku,
  • bez znieczulenia ogólnego,
  • dającego pewny pozytywny rezultat.

W takim przypadku bierność poszkodowanego teoretycznie mogłaby być rozpatrywana przez pryzmat art. 362 k.c.

Jak to wygląda w praktyce sądowej?

Z moich obserwacji – nigdy nie zdarzyło mi się, aby sąd zmniejszył zadośćuczynienie z powodu odmowy poddania się zabiegowi operacyjnemu.

Co ciekawe, sytuacje, gdy ubezpieczyciel podnosił taki zarzut, były dość rzadkie. I dotyczyły zabiegów, które już na pierwszy rzut oka niosły istotne ryzyko – jak choćby operacje na kręgosłupie. W takich przypadkach zarzut przyczynienia nie miał szans powodzenia.

Wydaje się, że ubezpieczyciele sami zdają sobie sprawę ze słabości tego argumentu i podnoszą go raczej „na wszelki wypadek” niż z rzeczywistym przekonaniem o jego skuteczności.

Praktyczne wskazówki dla poszkodowanych

Jeśli jesteś poszkodowany i zastanawiasz się nad odmową zabiegu lub przerwaniem leczenia:

  • Dokumentuj przyczyny swojej decyzji – najlepiej w formie pisemnej odmowy z uzasadnieniem obaw.
  • Konsultuj się z lekarzem – poproś o pisemną informację o ryzyku związanym z zabiegiem.
  • Nie przerywaj leczenia bez konsultacji – jeśli terapia nie przynosi efektów, uzyskaj opinię lekarza potwierdzającą ten fakt.
  • Zbieraj dokumentację medyczną – w razie sporu będzie kluczowa dla oceny zasadności Twojej decyzji.

FAQ

Czy ubezpieczyciel może zmniejszyć odszkodowanie, bo nie poszedłem na rehabilitację?

Teoretycznie tak, ale musi udowodnić, że rehabilitacja przyniosłaby poprawę, a jej brak zwiększył Twoją krzywdę. W praktyce jest to trudne do wykazania, szczególnie gdy rehabilitacja nie dawała wymiernych efektów lub była niedostępna (np. z powodu długich kolejek w NFZ).

Czy muszę zgodzić się na operację, żeby dostać pełne odszkodowanie?

Nie. Poszkodowany nie ma obowiązku poddawania się zabiegom operacyjnym, które wiążą się z ryzykiem dla zdrowia. Odmowa skomplikowanej operacji nie stanowi przyczynienia się do szkody.

Co jeśli lekarz zaleca operację, a ja się boję?

Strach przed operacją – szczególnie związaną ze znieczuleniem ogólnym lub ryzykiem powikłań – jest uzasadniony i akceptowany przez sądy. Poszkodowany ma prawo do obaw o skutki zabiegu.

Czy przerwanie leczenia psychiatrycznego może zmniejszyć zadośćuczynienie?

W praktyce jest to bardzo trudne do wykazania przez ubezpieczyciela. Jeśli leczenie nie przynosiło poprawy przez dłuższy czas, przerwanie go jest zrozumiałe i nie powinno być traktowane jako przyczynienie się do szkody.


Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl.

Masz pytanie o przyczynienie się poszkodowanego lub odmowę leczenia w kontekście odszkodowania? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl

I