OC, odszkodowanie a rowery na samochodowym dachu

W zeszłym roku na majowy weekend wybrałem się na Rugię, która słynie z bardzo dobrej infrastruktury rowerowej. Rowery zabrałem ze sobą umieszczając je na bagażniku dachowym. I w zasadzie okoliczność ta nie stanowiłaby inspiracji do napisania niniejszego posta, gdyby nie informacja jaką otrzymał mój kolega od swojego agenta ubezpieczeniowego. Otóż agent namówił go ( nota bene też prawnika) do zakupu najdroższego ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej w życiu prywatnym motywując to tym, iż ubezpieczenie OC nie obejmuje szkód spowodowanych umieszczonymi na dachu rowerami.

Byłby to spory problem w przypadku spowodowania szkody, a właściwie jej zakres mógłby być bardzo finansowo dotkliwy. Nie problem wyobrazić sobie sytuację, gdy spadający rower zmusza do manewru inne auto, które wjeżdża w kolejne i kraksa i tysiące złotych czy euro odszkodowania do wyłożenia z własnej kasy. Słowem gdyby tak było, to mocno bym się zastanawiał nad transportem rowerów.

Zgodnie z Ustawą o UBEZPIECZENIACH OBOWIĄZKOWYCH, UBEZPIECZENIOWYM FUNDUSZU GWARANCYJNYM I POLSKIM BIURZE UBEZPIECZYCIELI KOMUNIKACYJNYCH z dnia 22 maja 2003 r. (Dz.U. Nr 124, poz. 1152)
Art. 34 [Odszkodowanie za wyrządzoną szkodę]

1. Z ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych przysługuje odszkodowanie, jeżeli posiadacz lub kierujący pojazdem mechanicznym są obowiązani do odszkodowania za wyrządzoną w związku z ruchem tego pojazdu szkodę, będącą następstwem śmierci, uszkodzenia ciała, rozstroju zdrowia bądź też utraty, zniszczenia lub uszkodzenia mienia.
2. Za szkodę powstałą w związku z ruchem pojazdu mechanicznego uważa się również szkodę powstałą podczas i w związku z:
1) wsiadaniem do pojazdu mechanicznego lub wysiadaniem z niego;
2) bezpośrednim załadowywaniem lub rozładowywaniem pojazdu mechanicznego;
3) zatrzymaniem lub postojem pojazdu mechanicznego.

Niewątpliwie gdy rower spadnie w trakcie jazdy i wyrządzi szkodę, to mamy do czynienia z sytuacją, w związku z ruchem pojazdu mechanicznego. Bądź co bądź gdyby nie ruch tego pojazdu, to by rower nie spadł. Raczej nie miałbym więc żadnych wątpliwości co do faktu, iż ubezpieczenie obowiązkowe OC obejmuje także tego typu szkody.

Penetrując jednak głębiny internetu natknąłem się na inny problem, który może był przyczynkiem do takiego a nie innego twierdzenia agenta, który ubezpieczał mojego kolegę. Otóż znalazłem pogląd, iż w przypadku, gdy doszło do wypadku z winy innego kierowcy, w wyniku którego to wypadku dojdzie do uszkodzenia rowerów znajdujących się w bagażniku rowerowym, wówczas ubezpieczyciel ma prawo do odmowy odszkodowania w zakresie w jakim szkoda obejmuje zniszczone rowery. Uzasadnieniem dla tej koncepcji jest twierdzenie, iż rowery nie są rzeczą, która zwykle jest przewożona w samochodzie, a co za tym idzie brak jest adekwatnego związku przyczynowo skutkowego pomiędzy kolizją pojazdów, a uszkodzeniem rowerów.
Z takim poglądem również nie sposób się zgodzić. Po pierwsze skoro istnieje cały przemysł produkcji bagażników rowerowych, co więcej są przepisy odnoszące się do tego typu konstrukcji, to nie sposób uznać, iż przewożąc rower na dachu, czy na klapie auta działamy w jakikolwiek sposób niestandardowy. Zresztą wystarczy popatrzeć na drogi w trakcie długiego weekendu, czy wakacji- auta z załadowanymi rowerami pojawiają się co chwilę.
Natomiast inną kwestią jest oczywiście kwestia własnej polisy autocasco, ta może i pewnie bardzo często tak jest, wyłączać odpowiedzialność ubezpieczyciela w sytuacji gdy dojdzie do uszkodzenia rowerów, czy samochodu przez rowery w bagażniku. Tutaj jednak trzeba by zbadać treśc stosownych ogólnych warunków ubezpieczenia.

 

Czy sprawca wypadku obowiązany do zapłaty zadośćuczynienia lub nawiązki w postępowaniu karnym może żądać jej zwrotu od zakładu ubezpieczeń?

Powodując kolizję drogową poza samymi zniszczeniami w uczestniczących w zdarzeniu pojazdach osoba odpowiedzialna za wypadek doprowadza także do zranienia lub śmierci jego uczestników. Tym samym poza odpowiedzialnością o charakterze cywilnym kierowca pociągany jest także pod odpowiedzialność karną. Jednym z elementów wyroku są orzekane środki karne w postaci zadośćuczynienia lub nawiązki płaconej na rzecz osoby pokrzywdzonej.

W związku z tym pojawia się pytanie, czy tak wypłacone kwoty przez sprawcę wypadku można odzyskać od zakładu ubezpieczeń, który tego sprawce ubezpieczał?

Dość długo odpowiedź na te pytanie była negatywna, Sąd Najwyższy a za nim sądy powszechne przyjmowały bowiem, iż środki karne mają dość ścisły charakter karny, co za tym idzie bliżej im do kary jaka nakładana jest na sprawcę niż do środka mającego polepszyć sytuacje osoby poszkodowanej.

Jak jednak wiadomo, tylko „krowa nie zmienia poglądów”, a jako że Sąd Najwyższy krową nie jest, to i swój pogląd zmienił.

Uchwałą z dnia 13 lipca 2011 roku, sygn. akt III CZP 31/11 Sąd Najwyższy uznał, że: Sprawca wypadku komunikacyjnego, wobec którego zastosowano środek karny polegający na obowiązku naprawienia szkody (art. 46 § 1 w związku z art. 39 pkt 5 k.k.), może domagać się od ubezpieczyciela – na podstawie umowy ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej posiadaczy pojazdów mechanicznych za szkody powstałe w związku z ruchem tych pojazdów – zwrotu świadczenia zapłaconego na rzecz pokrzywdzonego.

Uzasadniając swoje stanowisko Sąd Najwyższy zwrócił uwagę, że nie ma dostatecznych podstaw do uznania, że środek karny w postaci obowiązku naprawienia szkody pełni wyłącznie funkcję penalną czy resocjalizacyjną. Taka funkcja niewątpliwie ma istotne znaczenie; jeżeli środek taki został orzeczony, powinnością skazanego jest jego wykonanie, zatem nie może żądać, aby inny podmiot za niego to uczynił. Nie oznacza to jednak, że funkcja penalną jest jedyna, czy też że wykazuje przewagę nad funkcją kompensacyjną. Sama nazwa tego środka karnego wskazuje, że jego istotą jest naprawienie wyrządzonej przestępstwem szkody. Warunkiem jego orzeczenia w wyroku karnym jest istnienie w dacie wyrokowania szkody w całości lub części, nie orzeka się go zatem, jeżeli szkoda została naprawiona przez sprawcę albo inną osobę. Ani tego środka, ani też nawiązki stanowiącej substytut naprawienia szkody, jak również zadośćuczynienia nie orzeka się, jeżeli roszczenie wynikające z popełnienia przestępstwa jest przedmiotem innego postępowania albo o roszczeniu tym prawomocnie orzeczono (art. 415 § 5 k.p.k.). Jeżeli orzeczone środki karne nie pokrywają całej szkody, pokrzywdzony może dochodzić dodatkowych roszczeń w postępowaniu cywilnym (art. 415 § 6 k.p.k.). Już zatem przepisy kodeksu karnego i kodeksu postępowania karnego wskazują, że przy orzekaniu tego środka karnego (a także nawiązki czy zadośćuczynienia) chodzi nie tylko o represję wobec sprawcy czy jego resocjalizację, ale także, a nawet przede wszystkim, o naprawienie wyrządzonej pokrzywdzonemu szkody. Trzeba też dodać, że jeżeli po wydaniu wyroku karnego szkoda zostanie naprawiona przez inną osobę, skazany może się uchylić od wykonania nałożonego nim obowiązku naprawienia szkody, wnosząc o pozbawienie tytułu wykonawczego w tej części wykonalności. Zasadnicze znaczenie ma zatem fakt, czy szkoda została naprawiona. Wyżej wskazano, że środek karny powinien wykonać skazany, który nie może żądać, aby uczyniła to inna osoba. Pokrzywdzony nie jest jednak pozbawiony możliwości wystąpienia z roszczeniem o naprawienie szkody bezpośrednio przeciwko ubezpieczycielowi (art. 19 u.b.o.) i nie można wykluczyć sytuacji, w której ubezpieczyciel spełni świadczenie zanim środek karny zostanie wykonany.

Zakres odpowiedzialności ubezpieczyciela, wynikający z umowy ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej, określa art. 822 § 1 k.c. Zgodnie z tym przepisem, zakład ubezpieczeń zobowiązany jest do zapłacenia określonego w umowie ubezpieczenia odszkodowania za szkody wyrządzone osobom trzecim, względem których odpowiedzialność za szkodę ponosi ubezpieczający albo osoba, na rzecz której została zawarta umowa ubezpieczenia. Gdy chodzi o ubezpieczenia komunikacyjne, zakres ten konkretyzuje art. 34 ust. 1 u.b.o., zgodnie z którym z ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych przysługuje odszkodowanie, jeżeli posiadacz lub kierujący pojazdem mechanicznym są obowiązani do odszkodowania za wyrządzoną w związku z ruchem tego pojazdu szkodę, której następstwem jest śmierć, uszkodzenie ciała, rozstrój zdrowia bądź też utrata, zniszczenie lub uszkodzenie mienia. Z żadnego z tych przepisów nie wynika wykluczenie odpowiedzialności ubezpieczyciela w wypadku, w którym obowiązek naprawienia szkody orzeczony został jako środek karny.

Wykonanie przez sprawcę wypadku komunikacyjnego orzeczonego wobec niego środka karnego w postaci obowiązku naprawienia szkody nie pozbawia go możliwości wystąpienia przeciwko ubezpieczycielowi z roszczeniem regresowym na podstawie umowy obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej. Nie ma bowiem w istocie znaczenia, czy sprawca spełnił świadczenie wobec poszkodowanego dobrowolnie, czy też zobowiązany do tego wyrokiem karnym. Skoro naprawił szkodę, może domagać się zwrotu spełnionego świadczenia. Pozwany odpowiada w granicach odpowiedzialności cywilnej sprawcy (art. 13 ust. 2 u.b.o.).

Co więcej uznanie, iż orzeczenie w postępowaniu karnym środka karnego w postaci obowiązku naprawienia szkody wyklucza możliwość regresu ze strony sprawcy wypadku w stosunku do ubezpieczyciela oznaczałoby, iż w istocie wyłącznie poszkodowany decyduje, czy odszkodowanie ma zapłacić ubezpieczony sprawca, czy też ubezpieczyciel. Tymczasem sens i cel obowiązkowych ubezpieczeń odpowiedzialności cywilnej sprawcy polega właśnie na tym, aby w ostatecznym rozrachunku koszt naprawienia szkody – w granicach określonych w ustawie i umowie – pokrył ubezpieczyciel w zamian za składkę zapłaconą przez ubezpieczonego sprawcę.

Cytowana uchwała SN z 13 lipca 2011 roku dotyczy obowiązku naprawienia szkody wynikającego z treści art. 46 § 1 k.k. ( nawiązki) , nie mniej jednak w mojej ocenie brak jest podstaw by przyjąć, iż stanowisko wyrażone przez Sąd Najwyższy w omawianym orzeczeniu nie odnosi się do nawiązki, orzeczonej na podstawie art. 46 § 2 k.k.

Na poparcie powyższego stanowiska przytoczyć można choćby wyrok Sądu Najwyższego z 27 stycznia 2014 roku WA 29/13 lex 1433729) zgodnie z którym nawiązkę z art. 46 § 2 k.k. traktuję się jako tożsamą z naprawieniem szkody „ jeżeli pokrzywdzony złożył wniosek o zasądzenie zadość uczynienia w trybie art. 46 k.k., to wydając wyrok skazujący sąd był zobowiązany do uwzględnienia takiego wniosku, wybierając pomiędzy zasądzeniem zadośćuczynienia a nawiązki”. Nawiązka ma analogiczny, kompensacyjny charakter jak środek karny w postaci obowiązku naprawienia szkody i orzekana jest w jego miejsce w szczególności w sytuacji istnienia utrudnień dowodowych w ścisłym określeniu wysokości szkody.

Powyższe stanowisko stało się ugruntowane w orzecznictwie nie tylko Sądu Najwyższego ale także sądów apelacyjnych i okręgowych w całej Polsce. Tytułem przykładu wskazać można na wyroki: Sądu Apelacyjnego w Wrocławia z dnia 3 kwietnia 2014 r., sygn. akt I ACa 196/14, Sądu Okręgowego w Kielcach z dnia 26 stycznia 2015 r., sygn. akt I C 937/14 czy Sądu Okręgowego w Krakowie z dnia 18 kwietnia 2014 r., sygn. akt II Ca 552/14. W szczególności Sąd Okręgowym w Kielcach w swoim wyroku z 26 stycznia 2015 r. powołując się bezpośrednio na uchwałę Sądu Najwyższego z 13 lipca 2011 r. zasądził na rzecz powoda kwotę zapłaconej wcześniej przez niego dla pokrzywdzonego nawiązki, akcentując zbieżny charakter środka karnego w postaci obowiązku naprawienia szkody i nawiązki.

Podsumowując jeżeli kierowca został skazany, albo umorzono wobec niego warunkowo postępowanie nakładając jednocześnie na jego osobę obowiązek zapłaty nawiązki lub zadośćuczynienia, to po jego zapłacie przysługuje mu uprawnienie do żądania zwrotu zapłaconych kwot od swojego ubezpieczyciela.

Koszty parkowania powypadkowego a odszkodowanie

Manhattan_New_York_City_2009_PD_20091130_205 (1)
Autor zdjęcia: By Sterilgutassistentin (Own work) [CC BY-SA 3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)%5D, via Wikimedia Commons

Wypadek komunikacyjny może wiązać się także z poniesieniem kosztów związanych z koniecznością przechowania pojazdu na parkingu, tzw. opłatą parkingową. Konieczność parkowania najczęściej występuje przy szkodzie całkowitej – gdy oszacowane koszty naprawy przewyższają wartość auta sprzed szkody i wówczas należy sprzedać auto.

W tej sytuacji, do czasu zbycia wraku, należy pojazd zabezpieczyć przed kradzieżą czy dalszym zniszczeniem, bowiem samochód posiada wartość rynkową, a odszkodowanie przy szkodzie całkowitej ustalane jest m.in. w oparciu o wartość pozostałości. Jeżeli poszkodowani nie posiadają własnego garażu, to może okazać się niezbędnym odstawić pojazd na przechowanie na płatny parking.

Pozostaje pytanie, czy można domagać się pokrycia opłaty parkingowej od zakładu ubezpieczeń, a jeśli tak, to w jakim zakresie i w jakiej wysokości?

W przypadku ubezpieczenia autocasco, należności za przechowanie na parkingu mogą być zrefundowane, jeżeli przewidują tak ogólne warunki umowy. Na ogół takich postanowień nie ma. Więc sprawa przy autocasco jest raczej prosta.

W przypadku ubezpieczenia OC, jeśli zaistniała szkoda całkowita, a poszkodowany nie ma gdzie odstawić pojazdu, to odszkodowanie co do zasady się należy.

Okres trwania parkowania, za którą może zapłacić ubezpieczyciel, trwa nie dłużej, niż do dnia zbycia wraku. Stanowisku to popierają również sądy powszechne. Niemniej warto pamiętać, że sprzedaż pojazdu nie może ciągnąć się w nieskończoność. Należy w tym czasie przejawiać pewną aktywność przy zbyciu pojazdu, w przeciwnym razie można zostać obciążonym częścią wygenerowanych kosztów. Niezależnie od tego, nagminnym jest, że zakłady ubezpieczeń pokrywają koszty parkingu jedynie na okres do 7 lub 14 dni od dnia uzyskania informacji od ubezpieczyciela o szkodzie całkowitej. Stanowisko to jest błędne i kwestionowane w orzecznictwie.

Zdarza się bowiem, że uzasadnione parkowanie trwa nawet kilka miesięcy!

Nie można także wykluczyć powstania uzasadnionych kosztów parkowania w szkodzie częściowej. Ma to na przykład miejsce w sytuacji, gdy poszkodowanego nie stać na naprawę auta, a ubezpieczyciel nie śpieszy się z wypłatą odszkodowania. Warsztaty nie zawsze akceptują darmowe przechowywanie pojazdu, zwłaszcza jeżeli nie wiadomo, kiedy pojazd ma być naprawiony. Sytuacja ta może wymagać odstawienia auta na płatny parking, czego koszt z kolei winien być refundowany przez zakład ubezpieczeń.

Na koniec warto jeszcze powiedzieć o zasadnych kosztach parkingu. Rozpiętość opłat parkingowych jest naprawdę spora i wynosi od kilku do kilkudziesięciu złotych za dobę. Z pewnością inne ceny będą w wielkich aglomeracjach, a inne niewielkich miejscowościach. Pomocny do określenia maksymalnej zasadnej opłaty za parkowanie dostarcza obwieszczenie Ministra Finansów w sprawie ogłoszenia obowiązujących maksymalnych stawek opłat za usunięcie pojazdu z drogi i jego przechowywanie na parkingu strzeżonym oraz akty prawa miejscowego.

Wskazuje się w nich opłaty parkingowe, jakie mogą nakładać organy administracji. Opłaty te wynoszą ponad 30 zł za dzień. Mająca na uwadze zasadę równości, trudno innym podmiotom nakazywać stosowanie niższej opłaty administracyjnej.

Mam nadzieję, iż moja praca w jakikolwiek sposób pomogła w twojej sprawie odszkodowawczej, czy w ocenie twoich szans na uzyskanie należytego zadośćuczynienia od zakładu ubezpieczeń. Jeżeli tak, to się cieszę. Możesz zostawić komentarz lub poszperać po blogu w poszukiwaniu innych tematów związanych z dochodzeniem odszkodowań. Jeżeli nie czujesz się na siłach by prowadzić samemu spor z ubezpieczalnią zapraszam do kontaktu z moją osobą.

Z wyrazami szacunku

Bartosz Kowalak

Kancelaria Prawna

795777519

ul. Mickiewicza 18a/3 Poznań

www.prawnikpoznanski.pl

Zadośćuczynienie z przymrużeniem oka

Dino_Harikalar_Diyari_Flintstones_06028_nevit
Nevit Dilmen [GFDL (http://www.gnu.org/copyleft/fdl.html) lub CC-BY-SA-3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/)%5D, Wikimedia Commons

Zadośćuczynienie z przymrużeniem oka

W zasadzie prowadząc procesy o zapłatę odszkodowania czy jego specyficznej formy jaką jest zadośćuczynienie adwokat, czy radca prawny przyzwyczajony jest do dość jednolitego rodzaju spraw, z którymi idzie się do Sądu.

Najczęściej wnosząc pozew reprezentujemy osobę, które uległa wypadkowi, w wyniku którego doznała np. złamania kości piszczelowej i pęknięcia żeber, czy też członków rodziny osoby bliskiej, która poniosła śmierć w wypadku.

Rzadziej zdarzają się sytuacje, w których dochodzone zadośćuczynienie dotyczy naruszenia innych dóbr osobistych niż stricte zdrowie osoby będącej powodem.

Czasami są to sprawy związane z obrażeniem naszego Klienta np. na facebooku, czy w kłótni między sąsiadami. Niekiedy winna jest instytucja, która nie respektowała praw osoby poszkodowanej. Sam kiedyś prowadziłem proces o zapłatę zadośćuczynienia za bezczynność banku, który nie wykreślał klienta z tzw. BIK-u, mimo iż nie był od dłużnikiem, a dług został zaciągnięty przez przestępce posługującego się jego numerem PESEL.

Natomiast zdarzają się na wokandach Sądu sytuacje dające podstawę, i to często skuteczną, do dochodzenia roszczeń związanych z zadośćuczynieniem, które jednocześnie budzą uśmiech na twarzy postronnego obserwatora. Kilka takich procesów, a raczej przyczyn, które stały się podstawa dochodzonego roszczenia przedstawię.

Skoro już poruszyłem temat banku, to warto tutaj wskazać na jeden z dziwniejszych procesów, zakończonych sukcesem klienta a sporze z bankiem. Otóż cała historia działa się kilka lat temu w jednym z stołecznych placówek bankowych. Klient starszy Pan po załatwieniu swoich potrzeb finansowych przy bankowych okienkach poczuł, iż ma także inne potrzeby do załatwienia, natury nawet pilniejszej niż finansowe. Poprosił on pracowników banku o udostępnienie mu toalety, lecz ku jego zdziwieniu spotkał się z odmową, a bank wskazał iż nie prowadzi takowej dla odwiedzających go klientów.

Nie wnikając w dalszy rozwój wypadków stwierdzić należy, iż klient w wyniku tego zdarzenia poczuł się poniżony, a jego godność została tym mało ludzkim zachowaniem poniżona. Zdecydował się więc na dochodzenie swoich racji przed Sądem i wygrał 7,5 tyś złotych zadośćuczynienia.

( więcej na: http://prawo.rp.pl/artykul/834053.html )

Jeden z dzienników jakiś czas temu opublikował artykuł, o dość ciekawym tytule” Zadośćuczynienie za ryk dinozaura”. Również w tej opisywanej sytuacji osoba poszkodowana uzyskała zadośćuczynienie. Poszkodowaną była natomiast dlatego, iż obok jej miejsca zamieszkania ulokował się modny w naszym kraju park dinozaurów, który siłą rzeczy, z uwagi na zapewniane atrakcje i masę odwiedzających go gości emitował znaczne pokłady hałasu.

( więcej: http://prawo.rp.pl/artykul/1180667.html )

Inną medialną sprawą, tym razem zakończoną oddaleniem powództwa, media żyły kilkanaście miesięcy temu. Przebywającemu w śpiączce pacjentowi został udzielony sakrament ostatniego namaszczenia przez wizytującego szpital kapelana. Pacjentowi sakrament okazał się na ten czas jednak zbędny, gdyż wyzdrowiał, a dowiedziawszy się post factum o jego udzieleniu poczuł, iż jego światopogląd ateisty został naruszony poprzez poddanie jego osobie praktykom religijnym, których sobie nie życzył.

( więcej: http://www.wprost.pl/ar/433521/Niewierzacy-nie-dostanie-odszkodowania-za-ostatnie-namaszczenie/ )

O innej jeszcze sprawie doniosły media w Portugalii, otóż tam proces został wytoczony przez surfera, który zażądał zadośćuczynienia od kolegi, który rzekomo swoją techniką jazdy miał „ukraść” mu morską falę i doprowadzić do kolizji na morzu.

Jak się można domyśleć również to żądanie nie spotkało się z uznaniem Sądu.

(więcej:http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Sadowy-proces-o-kradziez-morskiej-fali-w-Portugalii,wid,16188659,wiadomosc.html?ticaid=11581b )

Jaki morał z powyższych historii, otóż pewnie taki, iż czując iż nasze poczucie godności, sprawiedliwości, czy jakiekolwiek inne zostało naruszone może warto się zastanowić, czy ktoś za to nie powinien ponosić odpowiedzialności.

Mam nadzieję, iż moja praca w jakikolwiek sposób pomogła w twojej sprawie odszkodowawczej, czy w ocenie twoich szans na uzyskanie należytego zadośćuczynienia od zakładu ubezpieczeń. Jeżeli tak, to się cieszę. Możesz zostawić komentarz lub poszperać po blogu w poszukiwaniu innych tematów związanych z dochodzeniem odszkodowań. Jeżeli nie czujesz się na siłach by prowadzić samemu spor z ubezpieczalnią zapraszam do kontaktu z moją osobą.

Z wyrazami szacunku

Bartosz Kowalak

Kancelaria Prawna

795777519

ul. Mickiewicza 18a/3 Poznań

www.prawnikpoznanski.pl

Wartość rzeczywista a wartość odtworzeniowa

FARMER(1884)_Detroit,_p425_THE_CAMPAU_HOUSE
„FARMER(1884) Detroit, p425 THE CAMPAU HOUSE” by Image extracted from page 425 of The history of Detroit and Michigan or, the metropolis illustrated …, by FARMER, Silas.. Original held and digitised by the British Library. Copied from Flickr.Note Licensed under Public Domain via Wikimedia Commons

Wartość rzeczywista a wartość odtworzeniowa

Pojęciami, które pojawiają się przy ubezpieczeniach majątkowych, a które mają istotny wpływ na wysokość składki a dalej na wysokość uzyskanego odszkodowania są pojęcia ubezpieczenia mienia według tzw: wartości odtworzeniowej (nowa) lub wartości rzeczywistej.

O co chodzi w tym rozróżnieniu? Wiadomo, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Prawda ta ma jak najbardziej zastosowanie do tego problemu.

Otóż udając się do agenta celem ubezpieczenia naszego mienia chcemy je ubezpieczyć na jak najwyższą sumę, za jak najmniejsze pieniądze. Gdy przyświeca nam taki cel, to ubezpieczyciel przygotował dla nas pewne warianty ubezpieczenia, o których skutkach warto pamiętać wybierając model ubezpieczenia się.

Załóżmy, iż przedmiotem ubezpieczenia jest nieruchomość, dom jednorodzinny. Powiedzmy wybudowany i zamieszkały jakieś 20 lat temu, którego wyposażenie miało miejsce na przestrzeni tych dwudziestu lat. Są tu więc i elementy nowe jak i elementy wyposażenia o większym stażu lat.

Jaka jest więc wysokość naszej szkody, w sytuacji gdy dajmy na to los sprowadził na naszą nieruchomość pożar w wyniku, którego majątek ten utraciliśmy?

Nie mając domu należałoby go od nowa wybudować, wówczas potrzebujemy np. miliona złotych na taką inwestycję, ale dom który zasiedliliśmy był już częściowo zużyty, zamortyzowany- gdybyśmy go więc sprzedawali, to dostalibyśmy jedynie połowę tej kwoty.

Na przeciw temu dylematowi wyszli ubezpieczyciele, którzy proponują ubezpieczenie w dwóch wariantach, tańszym- w opcji wartości rzeczywistej i znacznie droższym- wartości odtworzeniowej.

W przypadku wyboru wariantu droższego ( znacznie wyższa składka ubezpieczeniowa, bo i ryzyko ubezpieczyciela większe) odszkodowanie powinno odpowiadać kosztom, które zostały poniesione w celu przywrócenia ubezpieczonego mienia do stanu sprzed powstania szkody. Czyli ubezpieczyciel powinien pokryć całość kosztów takich jak naprawa, remont czy odbudowa, w tym samym miejscu uwzględniając dotychczasowy charakter nieruchomości.

W podanym wyżej przypadku mimo iż nasza nieruchomość warta jest jedynie 500 tyś zł, to wysokość odszkodowania, które otrzymamy może być znacznie większa, bo uwzględniać będzie koszty odtworzenia nieruchomości do stanu sprzed zdarzenia.

Gdybyśmy jednak ubezpieczyli się w opcji wartości rzeczywistej, to sumą ubezpieczenia jest wartość nieruchomości uwzględniająca zużycie eksploatacyjne. W tym przypadku odszkodowanie jakie uzyska poszkodowany nie będzie obejmowało kosztów naprawy i innych podobnych, lecz będzie ustalone jako wartość tej nieruchomości przed wypadkiem przy uwzględnieniu jej zużycia.

I na koniec można odwołać się do przykładu z OWU największego polskiego ubezpieczyciela:

OGÓLNE WARUNKI UBEZPIECZENIA PZU Dom ustalone uchwałą Zarządu Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Spółki Akcyjnej nr UZ/354/2013 z dnia 18 grudnia 2013 r.

§ 2

120) wartość nowa – wartość odpowiadająca kosztom przywrócenia mienia do stanu nowego, lecz nie ulepszonego:

a) w przypadku mieszkania, domu, budynku niemieszkalnego lub budynku niemieszkalnego w stadium budowy, budowli, obiektu specjalistycznego oraz nagrobka cmentarnego – wartość odpowiadająca kosztom naprawy lub odbudowy określona zgodnie z zasadami kalkulacji i ustalania cen robót budowlanych, elektrycznych i instalacyjnych stosowanych w budownictwie z uwzględnieniem dotychczasowej konstrukcji, wymiarów i standardu wykończenia, przy zastosowaniu takich samych lub najbardziej zbliżonych materiałów,

b) w przypadku stałych elementów – wartość odpowiadająca kosztom naprawy lub odbudowy określona zgodnie z zasadami kalkulacji i ustalania cen robót budowlanych, elektrycznych i instalacyjnych stosowanych w budownictwie z uwzględnieniem dotychczasowej konstrukcji, wymiarów i standardu wykończenia, przy zastosowaniu takich samych lub najbardziej zbliżonych materiałów, lub nabycia (wytworzenia) nowego przedmiotu tego samego lub najbardziej zbliżonego rodzaju, tej samej lub najbardziej zbliżonej marki przy uwzględnieniu średnich cen obowią zujących na danym terenie oraz kosztów montażu,

c) w przypadku ruchomości domowych – wartość odpowiadająca kosztom naprawy lub nabycia (wytworzenia) nowego przedmiotu tego samego lub najbardziej zbliżonego rodzaju, tej samej lub najbardziej zbliżonej marki przy uwzględnieniu średnich cen obowiązujących na danym terenie oraz kosztów montażu;

122) wartość rzeczywista – wartość nowa pomniejszona o wartość stanowiącą iloczyn stopnia zużycia technicznego i wartości nowej;

 

Podatek od zadośćuczynienia

Reymerswaele_Two_tax_collectors_(detail)_04
„Reymerswaele Two tax collectors (detail) 04” by Marinus van Reymerswaele – Own work. Licensed under Public Domain via Wikimedia Commons

Prowadząc proces o zadośćuczynienie ( np. za utratę zdrowia, czy utratę bliskiego w wypadku drogowym), który kończy się pomyślnie dla reprezentowanego Klienta często po pierwszym wybuchu euforii jaki towarzyszy wygraniu często mozolnego procesu pada pytania, czy od tak zasądzonej i zapłaconej przez ubezpieczyciela kwoty należy zapłacić podatek? Wiadomo konieczność podzielenia się często niemałymi kwotami nie budzi już identycznego entuzjazmu na twarzy osoby poszkodowanej.

Odpowiedź na tak postawione pytanie jest odpowiedzią typowo prawniczą, tzn: i tak i nie ! 🙂

Stosownie do treści art. 9 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, opodatkowaniu podatkiem dochodowym podlegają wszelkiego rodzaju dochody, z wyjątkiem dochodów wymienionych w art. 21, 52, 52a i 52c oraz dochody, od których na podstawie przepisów Ordynacji podatkowej zaniechano poboru podatku.

Przedstawiony przepis ustanawia zasadę powszechności opodatkowania dochodów osób fizycznych podatkiem dochodowym. Pytanie jakie się pojawia, to czy otrzymane zadośćuczynienie pojawia się w jednym z wyżej wymienionych katalogów zwolnień podatkowych?

Sięgając do treści art 21 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych możemy ustalić, iż

Nie podlegają opodatkowaniu:

otrzymane odszkodowania lub zadośćuczynienia, jeżeli ich wysokość lub zasady ustalania wynikają wprost z przepisów odrębnych ustaw lub przepisów wykonawczych wydanych na podstawie tych ustaw

Oznacza to zatem, iż prowadząc proces o zapłatę zadośćuczynienia, którego podstawę normuje Kodeks cywilny, a więc podstawą ta jest np..: uszkodzenie ciała, rozstrój zdrowia, utrata członka rodziny w wyniku czynu niedozwolonego- jakim jest np. wypadek samochodowy, albo tez prowadząc proces o zapłatę zadośćuczynienia z uwagi na naruszenie innych dóbr osobistych podatku od zasądzonej kwoty zadośćuczynienia nie mamy obowiązku płacić.

Jednak tak jak napisałem na wstępie nie jest to pełna odpowiedź, otóż określony w art. 21 katalog zwolnień przedmiotowych jest wyjątkiem od zasady sprawiedliwości podatkowej, dlatego też wykładnia przepisów ustanawiających te zwolnienia powinna być wykładnią ścisłą.

Skoro zatem Ustawodawca uznał, iż zwolnieniu spod obowiązku podatkowego podlega kwota zadośćuczynienia, to nie podlegają inne roszczenia zasądzana przy okazji tej kwoty. Takim roszczeniem są odsetki ustawowe.

Urzędy Skarbowe i dalej Sądy Administracyjne stanęły na stanowisku, iż skoro słowo odsetki nie pojawiło się w katalogu wyłączeń, to od odsetek płaconych przez ubezpieczyciela, a liczonych od kwoty przyznanego zadośćuczynienia należy Skarbowi Państwa zapłacić podatek.

Co za tym idzie liczyć się należy z tym, iż kwota odpowiadająca wartości odsetek od zasądzonej kwoty zadośćuczynienia podlegać będzie opodatkowaniu.

Warto przy tym wskazać, iż ostatnio pojawiły się wyroki, które uznają odsetki za to samo źródło przychodu jak zadośćuczynienie, co za tym idzie mogą one nie stanowić podstawy opodatkowania.

Wybór co w takiej sytuacji zrobić należy do podatnika. Oczywiście nie ujawniając tych kwot w w zeznaniu podatkowym trzeba mieć na względzie konieczność ewentualnego boju z skarbówką, którego rezultat nie jest w tym przypadku pewny.

Niedoubezpieczenie- małe zamieszanie w sporach z ubezpieczycielami dzięki Sądowi Najwyższemu.

512px-Burning_house,_Bekonscot
MichaelMaggs (Praca własna) [CC BY-SA 2.5 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.5)%5D, Wikimedia Commons

W zasadzie odkąd pamiętam jednym z pierwszych zarzutów branych pod uwagę przez ubezpieczyciela przy ocenie wysokości należnego poszkodowanemu odszkodowania było ustalenie, czy w danej szkodzie zachodzi niedoubezpieczenie. Co za tym idzie, czy zakład ubezpieczeń może zastosować tzw. zasadę proporcji przy wypłacie odszkodowania.

Ale po kolei, co to jest to niedoubezpieczenie?

Otóż idąc do naszego agenta z chęcią ubezpieczenia naszego mienia, możemy to zrobić w trojaki sposób. Możemy ustalić sumę ubezpieczenia w wysokości idealnie odpowiadającej wartości naszego ubezpieczanego mienia. Możemy ustalić wartość sumy ubezpieczenia w wartości wyższej jak to mienie- ale to nam nic nie daje poza koniecznością zapłaty wyższej składki. Odszkodowanie z reguły ograniczone jest pułapem szkody, stąd wyższa suma ubezpieczenia nie przekłada się w tej sytuacji na wyższe odszkodowanie.

Wreszcie możemy się ubezpieczyć na sumę mniejszą niż wartość ubezpieczanego mienia. I w tej sytuacji wystąpi tzw. niedoubezpieczenie- a więc sytuacja, w której suma ubezpieczenia jest niższa jak wartość ubezpieczanego mienia.

Przekładając powyższe na język przykładów, można to zobrazować w następujący sposób.

Dom wart na milion, możemy ubezpieczyć polisą opiewającą na a) milion, b) półtora miliona (nadubezpieczenie), c) pół miliona (niedoubezpieczenie).

W zasadzie z tak określonym poziomem naszego ubezpieczenia nie byłoby większego problemu, gdyby nie pewna sztuczka, którą ubezpieczyciela wprowadzili do swoich ogólnych warunków ubezpieczenia (OWU).

Otóż wydawałoby się, iż nawet gdy mamy dom ubezpieczony na pół miliona, to w sytuacji, w której szkoda wyniosłaby dajmy na to 100 tyś, to taką kwotę jako nieprzekraczającą sumy pół miliona powinniśmy byliby otrzymać. Nasze ryzyko ograniczałoby się natomiast do sytuacji, gdy szkoda przekroczyłaby pół miliona. I np. w sytuacji spalenia się domu w całości i straty na poziomie 1 mln i tak otrzymalibyśmy jedynie sumę ubezpieczenia, w kwocie pół miliona.

Jednakże ogólne warunki ubezpieczenia (OWU) w zasadzie chyba wszystkich ubezpieczycieli zawierają pewną klauzulę odnoszącą się do sytuacji niedoubezpieczenia. Klauzula ta sprowadza się do wprowadzenia zasady proporcji w wypłacie odszkodowania.

Według większości zapisów w sytuacji niedoubezpieczenia i wystąpienia szkody, wysokość odszkodowania ustalana jest w proporcji do stosunku niedoubezpieczenia.

Żeby nie być gołosłowny sięgnijmy do przykładowego zapisu z Ogólnych warunków ubezpieczenia mienia od ognia i innych żywiołów dla małych i średnich przedsiębiorców ustalonych uchwałą nr UZ/562/2008 Zarządu Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Spółki Akcyjnej z dnia 6 listopada 2008 r. ze zmianami ustalonymi uchwałą nr UZ/430/2010 z dnia 8 grudnia 2010 r. oraz uchwałą nr UZ/411/2011 z dnia 22 grudnia 2011 r.:

„W sytuacji, kiedy wskazana w umowie ubezpieczenia

suma ubezpieczenia jest niższa, niż wartość mienia

1) w przypadku zaistnienia szkody częściowej odszkodowanie zmniejsza się w takim stosunku, w jakim pozostaje zadeklarowana suma ubezpieczenia do wartości odtworzeniowej albo rzeczywistej mienia w zależności od wartości mienia zadeklarowanej do ubezpieczenia z zastrzeżeniem 23ust.2. W takim samym stosunku zmniejszane są koszty, o których mowa w § 6, również w przypadku, gdy poniesione zostały na polecenie PZU SA;

2) w przypadku zaistnienia szkody całkowitej – odszkodowanie ogranicza się do wysokości sumy ubezpienia mienia będącego przedmiotem szkody”

W praktyce wygląda to tak, odwołując się do naszego przykładu. Ubezpieczyliśmy mienie warte milion na kwotę 500 tys złotych, a więc połowę jego wartości. Czyli mamy polisę z sumą ubezpieczenia na kwotę 500 tys zł.

Gdy doszło do powstania szkody wyliczonej na kwotę 100 tys złotych ubezpieczyciel porówna wartość sumy ubezpieczenia do wartości mienia- w naszym przykładzie wyjdzie mu 50%. I tak ustaloną wartość podstawi do ustalonej wartości szkody.

W konsekwencji zakład ubezpieczeń w tym konkretnym przykładzie wypłaci nam jedynie 50 tys złotych, a więc połowę szkody.

Taka praktyka Ubezpieczycieli spotkała się jednak z brakiem zrozumienia z strony Sądu Najwyższego, który w wyroku pod sygn. akt III CSK 302/13 zapadłym w dniu 16 października 2014 r. nie uznał stosowania zasady proporcji w stosunkach ubezpieczyciel-konsument jako dopuszczalnej.

Sąd doszedł do wniosku, iż stosowanie zasady proporcji naruszałoby zasadę ekwiwalentności świadczeń. Ubezpieczony płaciłby bowiem składkę od wartości sumy ubezpieczenia, a otrzymywałby nieekwiwalentnie pomniejszone odszkodowanie.

Oddając głos Sądowi:

„W przypadku ubezpieczeń majątkowych składka ta, co do zasady odpowiada ryzyku ubezpieczeniowemu wyrażającemu się sumą ubezpieczenia. Skoro zatem ubezpieczyciel pobrał składkę odpowiadającą ryzyku ubezpieczeniowemu do określonej kwoty (suma ubezpieczenia), to w razie wystąpienia szkody na skutek zdarzenia objętego ubezpieczeniem (wypadek ubezpieczeniowy) powinien ponosić odpowiedzialność będącą równowartością świadczenia (składki), które otrzymał od ubezpieczającego (art. 805 § 1 i § 2 pkt 1 k.c.). …. Kontrahenci ci nie powinni wyłącznie ponosić skutków określenia przez siebie sumy ubezpieczenia, która może nie odpowiadać wartości przedmiotu ubezpieczenia (tak nadubezpieczenia jak niedoubezpieczenia), skoro nie wartość a suma ubezpieczenia decyduje o wysokości składki, w której nie uwzględnia się przecież żadnych późniejszych, możliwych proporcji rzeczywistej wysokości świadczenia.”

Podsumowując ubezpieczyciel nie może zmniejszać świadczenia proporcjonalnie do niedoubezpieczenia, jeśli szkoda nie przekracza kwoty ubezpieczenia. Co jest dla każdego ubezpieczonego konsumenta bardzo dobrą wiadomością.

Jeszcze raz o najmie pojazdów zastępczych

TOYOTA_ist_Pikachu_Car
„TOYOTA ist Pikachu Car” by Gnsin. Licensed under CC BY-SA 3.0 via Wikimedia Commons

Dzisiejsza Rzeczypospolita doniosła o kolejnych postępach prac nad zmianami dotyczącymi spraw związanych z wynajmem pojazdów zastępczych z OC sprawcy.

Projekt zmian po pracach w Komisji Finansów Publicznych trafi teraz do drugiego czytania. Zgodnie z planowana nowelizacją ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych dojdzie do zmiany w przepisach regulujących właściwość Sądów w sprawach związanych z dochodzonym odszkodowaniem za najem pojazdu zastępczego.

Zgodnie z nowelą pozew o odszkodowanie z ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych będzie można wytoczyć wyłącznie przed sądem miejsca zamieszkania albo siedziby poszkodowanego albo przed sądem miejsca zdarzenia.

Wykluczona będzie możliwość- wydawałoby się najbardziej naturalna, wytoczenia powództwa przed Sąd siedziby pozwanego.

Ma to oczywiście na celu odciążenie Sądów warszawskich, gdzie w wydziałach gospodarczych około 30% spraw to sprawy związane z najmem.
Jednocześnie upadł pomysł proponowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości, by wprowadzić ustalenie stawek ryczałtowych regulowanych rozporządzeniem.

Cytując dziennik: „Wstępna wersja zakładała również, że odszkodowanie za szkodę polegającą na poniesieniu kosztów najmu pojazdu zastępczego wypłaca się wg. stawek określonych przez Ministra Finansów, a jeśli okres najmu pojazdu przekracza 14 dni, odszkodowanie pomniejsza się wydatki w wysokości określonej w rozporządzeniu Ministra Finansów, które poszkodowany poniósłby, gdyby do szkody nie doszło”

Żadne z tych rozwiązań nie jest rozwiązaniem moim zdaniem dobrym. Szerzej o tym pisałem w wpisie z 5 sierpnia dostępnym pod tym linkiem: https://blogoodszkodowaniach.wordpress.com/2015/08/05/poselskie-pomysly-na-powodz-pozwow-o-najem-pojazdu-zastepczego/

Ale cóż wygląda na to, iż zmiany procedury pewnie zostaną przyjęte. Nie do końca podoba mi się takie doraźne „grzebanie” w przepisach, ale z punktu widzenia prawnika spoza stolicy ma to i swoje plusy.

 

O sprzecznym z prawami rynku wynajmie pojazdów zastępczych.

Berlin_Wall_Trabant_grafitti
„Berlin Wall Trabant grafitti”. Licencja: Domena publiczna na podstawie Wikimedia Commons

Jakiś czas temu popełniłem wpis na blogu dotyczący pomysłów jakie pojawiają się wśród parlamentarzystów na ukrócenie nienormalnej, by nie powiedzieć patologicznej sytuacji związanej z rozkwitem branży wynajmu pojazdów zastępczych z OC sprawcy.

Wczoraj dość nieoczekiwanie temat ten do mnie wrócił, otóż oglądając mecz Polska Gibraltar poza kanonadą goli w wykonaniu Roberta Lewandowskiego i spółki można było zaobserwować także serie reklam pojawiających się na bandach okalających boisko Stadionu Narodowego w Warszawie. Poza tradycyjnymi produktami typu spożywczego, czy bramami garażowymi niewątpliwie najchojniejszym reklamodawcą tego wieczoru była firma, której reklama brzmiała: „samochód zastępczy z OC sprawcy”.

W zasadzie co w tym złego można by się zapytać? Nie ulega wątpliwości, iż osobie poszkodowanej w wypadku samochodowym, w którym to zdarzeniu doszło do zniszczenia jej pojazdu należy się odszkodowanie, na czas podczas którego z tego pojazdu korzystać by nie mogła. O ile z tego tytułu poniosła szkodę.

Na tej jednak słusznej idei wyrosła jednak grupa przedsiębiorstw, które nie tyle odpowiadają na zapotrzebowanie rynku dostarczając produktu, na który jest popyt, ale które same tworzą popyt i podaż na swoje dobra. Moim zdaniem nie ma wolnorynkowego uzasadnienia dla istnienia przedsiębiorstw, których modelem biznesowym jest wynajmowanie pojazdów, za które obowiązana jest zapłacić osoba trzecia- w tym wypadku sprawca wypadku i jego ubezpieczyciel. Co więcej za stawkę, która nie jest negocjowana przez osobę zainteresowaną czyli klienta, bo płatnikiem jest jak wyżej wskazałem podmiot trzeci.

Jedynym uzasadnieniem dla istnienia tego typu przedsiębiorstw jest bowiem wykorzystanie istniejących regulacji prawnych, które to regulacje nie poradziły sobie jednak z tym zjawiskiem. Zjawisko to polega na tym, iż do osoby poszkodowanej w wypadku, która nie koniecznie byłaby skłonna wynająć pojazd zastępczy, bo albo nie czułaby takiej potrzeby, bo te kilka dni może pojeździć autobusem, albo nie chciałaby wydawać pieniędzy na pokrycie kosztów najmu, zgłasza się wypożyczalnia pojazdów. Klient od niej dostaje w ofercie wynajem pojazdu zastępczego z zapewnieniem, iż osoba która będzie obowiązana płacić będzie ubezpieczyciel, a ona może w zasadzie korzystać do woli z tego pojazdu bez ryzyka płatności z swojej strony. Znika więc za tym podstawowy regulator wzajemnej interakcji popytu podaży jakim jest cena. Cena wynajmu nie ma bowiem znaczenia dla osoby poszkodowanej.

W efekcie w niektórych sądach około 30 % wokand okupowanych jest sprawami o zapłatę kosztów najmu pojazdów zastępczych. Nie żebym jakoś żałował zakładów ubezpieczeń, które w zasadzie poprzez swoją politykę minimalizacji odszkodowań, doprowadziły do powstania tego biznesu.

Co mi się nie podoba, to oderwanie podstaw tego biznesu od kryteriów wolnorynkowych. Tutaj bowiem nie decyduje wolny rynek. Co więcej sytuacja ta nie tyle prowadzi do naprawienia szkody osób poszkodowanych, co raczej prowadzi do nabicia portfeli właścicielom wypożyczalni.

W zasadzie analogii można się trochę doszukać w rynku podręczników szkolnych, gdzie niektóre wydawnictwa grzmią, iż wprowadzenie darmowych podręczników spowoduje zamknięcie szeregu wydawnictw i księgarni. Tylko w zasadzie czy powinniśmy się tym przejmować, skoro funkcjonowanie tych podmiotów nie było odpowiedzią na popyt społeczeństwa, ale było uprzywilejowaniem tych podmiotów, poprzez zmuszenie rodziców do zakupu ich produktów przez wadliwie funkcjonujący system edukacji.

Zderzenie z dzikiem- czy mamy szansę na odszkodowanie

V0021303EL An elk (moose) standing on the grassy verge of a forest. Col Credit: Wellcome Library, London. Wellcome Images images@wellcome.ac.uk http://wellcomeimages.org An elk (moose) standing on the grassy verge of a forest. Colour halftone. 1926 Published: 1926 Copyrighted work available under Creative Commons Attribution only licence CC BY 4.0 http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
V0021303EL An elk (moose) standing on the grassy verge of a forest. Col
Credit: Wellcome Library, London. Wellcome Images
images@wellcome.ac.uk
http://wellcomeimages.org
An elk (moose) standing on the grassy verge of a forest. Colour halftone.
1926 Published: 1926
Copyrighted work available under Creative Commons Attribution only licence CC BY 4.0 http://creativecommons.org/licenses/by/4.0/

Jedną z najczęstszych przyczyn kolizji komunikacyjnych w Polsce, kolizji w których także giną ludzie, są zderzenia z dziko żyjącą zwierzyną. Dzik, łoś, sarna wbiega na drogę tuż przed maskę pojazdu- w zasadzie zdarzenie nie do uniknięcia.

Sytuacje te są dość częste, co mogę potwierdzić po dość sporej ilości zapytań jakie pojawiają się od poszkodowanych w ten sposób klientów. Pytanie jakie wówczas się nasuwa, to czy ktoś nam zapłaci za rozbity samochód, czy połamane kości.?

Niestety przyglądając się tego typu zdarzeniom prze lata mogę stwierdzić, iż szansę są na to wysoce iluzoryczne, i o ile nie mieliśmy autocasco, to rozsądniej sobie dochodzenia odszkodowania odpuścić niż narażać się na dość wysokie koszty prowadzenia procesu, Oczywiście zawsze decyzja co do takiego kroku winna być wydana po dokładnej analizie sprawy.

Taką też decyzję podejmowała większość moich klientów, która po poinformowaniu o ewentualnych kosztach jakie mogą ponieść i bardzo wysokim ryzyku procesowym sprawę sobie odpuszczała.

Dlaczego tak ta sprawa wygląda w praktyce. Po pierwsze dzika zwierzyna jako tak jest dzika i nie ma podmiotu, który miałby ponosić odpowiedzialność za jej zachowanie. Co wydaje się być truizmem.

Teoretycznie jednak mogą zdarzyć się sytuacje, w których można by się dopatrywać czyjejś winy za wybiegnięcie dzika, czy łosia na jezdnie pod koła auta.

Pierwszą taką dość oczywistą przesłanką, która mogłaby prowadzić do przypisania winy jest prowadzenie nagonki na polowaniu w wyniku, której spłoszone zwierze wybiega pod koła. Wówczas mielibyśmy odpowiedzialność koła łowieckiego lub organizatora polowania. Praktycznie jednak nigdy się z taką sytuacją nie spotkałem. Nie wiem, czy polowania nie są prowadzone w pobliżu dróg, czy też raczej poszkodowany przjeźdźając lasem po prostu nie miał wiedzy, iż dzik uciekał akurat przed sforą psów.

Drugim podmiotem, któremu teoretycznie można by przypisać winę jest właściwy zarządca drogi.

Wskazać przy tym należy, iż tej winy nie domniemujemy, a musimy wykazać konkretnie, który z swoich obowiązków naruszył, a w wyniku tego naruszenia doszło do kolizji. Podstawowym obowiązkiem zarządcy jest ostrzeganie o potencjalnym niebezpieczeństwie, a więc najczęściej zamieszczenie odpowiedniego znaku drogowego informującego o ryzyku spotkania na drodze dzikiej zwierzyny. Zgodnie bowiem z treścią art. 20 ustawy z dnia 21 marca 1985 r. o drogach publicznych (tekst jedn. Dz. U. z 2007 r., nr 19, poz. 115 z późn. zm.) do zarządcy drogi należy w szczególności utrzymanie nawierzchni drogi, chodników, drogowych obiektów inżynierskich, urządzeń zabezpieczających ruch i innych urządzeń związanych z drogą. Przez utrzymanie drogi natomiast należy rozumieć wykonywanie robót konserwatoryjnych, porządkowych i innych zmierzających do zwiększenia bezpieczeństwa i wygody ruchu. W tym także do stawiania znaków informacyjnych.

Co za tym idzie teoretycznie można by w sytuacji, w której znaku takiego by w miejscu zdarzenia nie było zastanawiać się nad winą zarządcy. Przy czym nie wątpliwie do zdarzenia może dojść także poza miejscem gdzie zwierzęta normalnie jezdnie przekraczają. Trudno oczekiwać ustawienia znaku uwaga zwierzęta w mieście,a do którego to miasta wtargnął dzik lub łoś.

Wreszcie nawet gdybyśmy doszli do sytuacji, w której znaku nie ma, a jest to miejsce zwykłego występowania zwierzyny, to pojawia się pewien problem orzecznicy.

Sądy przyjmowały bowiem także, iż nawet w takiej sytuacji wobec nagłego wtargnięcia zwierzyny znak by nic nie dał i nie pozwolił na uniknięcie wypadku.

Zresztą i tu pojawia się kolejny problem, zwykle w praktyce znak jest, albo poszkodowany nie ma żadnej wiedzy na temat tego czy on był.

Podsumowując, mimo iż niekiedy można by poszukiwać odpowiedzialności osoby trzeciej za zdarzenie z dzikim zwierzęciem, to na poszkodowanym spoczywa obowiązek wykazania winy, co w praktyce redukuje szanse na uzyskanie odszkodowania do minimum.

Tak więc przezornie lepiej wykupić autocasco a widząc znak ostrzegający o dzikiej zwierzynie zwolnić i wypatrywać rogów czy szabel wyłaniających się z lasu.