Czy sprawca wypadku obowiązany do zapłaty zadośćuczynienia lub nawiązki w postępowaniu karnym może żądać jej zwrotu od zakładu ubezpieczeń?

 

 

Czy sprawca wypadku może odzyskać od ubezpieczyciela nawiązkę lub zadośćuczynienie zapłacone pokrzywdzonemu?

Niniejszy artykuł ma charakter informacyjny i nie stanowi porady prawnej.


Tak – sprawca wypadku komunikacyjnego, który zapłacił pokrzywdzonemu nawiązkę lub zadośćuczynienie orzeczone w wyroku karnym, może żądać zwrotu tych kwot od swojego ubezpieczyciela OC. Sąd Najwyższy przesądził tę kwestię uchwałą z 13 lipca 2011 r. (sygn. akt III CZP 31/11), zmieniając wcześniejsze restrykcyjne podejście. Jak jednak wiadomo, tylko „krowa nie zmienia poglądów” – a Sąd Najwyższy krową nie jest.


Spis treści

  1. Na czym polega problem ze środkami karnymi?
  2. Co orzekł Sąd Najwyższy?
  3. Dlaczego zmieniono podejście?
  4. Czy dotyczy to także nawiązki?

Na czym polega problem ze środkami karnymi?

Powodując wypadek drogowy, w którym ktoś zostaje ranny lub ginie, kierowca ponosi nie tylko odpowiedzialność cywilną (odszkodowanie, zadośćuczynienie), ale także karną. W wyroku karnym sąd może – a często musi na wniosek pokrzywdzonego – orzec środek karny w postaci:

  • obowiązku naprawienia szkody (art. 46 § 1 k.k.),
  • nawiązki (art. 46 § 2 k.k.),
  • zadośćuczynienia za doznaną krzywdę.

Sprawca płaci te kwoty z własnej kieszeni. I tu pojawia się pytanie: czy może je odzyskać od swojego ubezpieczyciela OC?

Przez długi czas odpowiedź była negatywna. Sądy uznawały, że środki karne mają charakter stricte penalny – są karą dla sprawcy, nie formą naprawienia szkody. Skoro to kara, ubezpieczyciel nie powinien jej pokrywać, bo oznaczałoby to „ubezpieczenie się od kary”.


Co orzekł Sąd Najwyższy?

Przełom nastąpił w 2011 roku.

Uchwała Sądu Najwyższego z dnia 13 lipca 2011 r., sygn. akt III CZP 31/11:

„Sprawca wypadku komunikacyjnego, wobec którego zastosowano środek karny polegający na obowiązku naprawienia szkody (art. 46 § 1 w związku z art. 39 pkt 5 k.k.), może domagać się od ubezpieczyciela – na podstawie umowy ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej posiadaczy pojazdów mechanicznych za szkody powstałe w związku z ruchem tych pojazdów – zwrotu świadczenia zapłaconego na rzecz pokrzywdzonego.”

Sąd Najwyższy jednoznacznie potwierdził: sprawca ma roszczenie regresowe do ubezpieczyciela po zapłaceniu środka karnego.


Dlaczego zmieniono podejście?

W uzasadnieniu uchwały SN wskazał kluczowe argumenty:

1. Środek karny ma funkcję kompensacyjną, nie tylko penalną

Sama nazwa „obowiązek naprawienia szkody” wskazuje, że istotą jest naprawienie szkody, nie tylko ukaranie sprawcy. Sąd karny nie orzeka tego środka, jeśli szkoda została już naprawiona – co potwierdza jego kompensacyjny charakter.

2. Pokrzywdzony może dochodzić roszczeń bezpośrednio od ubezpieczyciela

Zgodnie z art. 19 ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych poszkodowany ma actio directa – może pozwać ubezpieczyciela z pominięciem sprawcy. Gdyby sprawca nie miał regresu, o tym kto płaci decydowałby wyłącznie poszkodowany (czy wystąpi do ubezpieczyciela, czy poczeka na wyrok karny).

3. Sens ubezpieczenia OC

„Sens i cel obowiązkowych ubezpieczeń odpowiedzialności cywilnej sprawcy polega właśnie na tym, aby w ostatecznym rozrachunku koszt naprawienia szkody – w granicach określonych w ustawie i umowie – pokrył ubezpieczyciel w zamian za składkę zapłaconą przez ubezpieczonego sprawcę.”

4. Nie ma znaczenia, czy świadczenie było dobrowolne czy orzeczone wyrokiem

Skoro sprawca naprawił szkodę – może domagać się zwrotu. Forma (dobrowolna zapłata czy wykonanie wyroku) nie zmienia charakteru świadczenia.


Czy dotyczy to także nawiązki?

Uchwała z 2011 r. dotyczyła wprost obowiązku naprawienia szkody z art. 46 § 1 k.k. Co jednak z nawiązką orzekaną na podstawie art. 46 § 2 k.k.?

Moim zdaniem – i potwierdza to późniejsze orzecznictwo – stanowisko SN odnosi się również do nawiązki.

Wyrok Sądu Najwyższego z 27 stycznia 2014 r., sygn. akt WA 29/13:

„Nawiązkę z art. 46 § 2 k.k. traktuje się jako tożsamą z naprawieniem szkody.”

Nawiązka ma analogiczny, kompensacyjny charakter jak obowiązek naprawienia szkody. Orzekana jest w jego miejsce, gdy istnieją utrudnienia dowodowe w ścisłym określeniu wysokości szkody.

Stanowisko to ugruntowało się w orzecznictwie:

  • Wyrok SA we Wrocławiu z 3 kwietnia 2014 r., sygn. akt I ACa 196/14
  • Wyrok SO w Kielcach z 26 stycznia 2015 r., sygn. akt I C 937/14
  • Wyrok SO w Krakowie z 18 kwietnia 2014 r., sygn. akt II Ca 552/14

W szczególności SO w Kielcach, powołując się bezpośrednio na uchwałę SN z 2011 r., zasądził zwrot nawiązki od ubezpieczyciela.


Praktyczne wskazówki

Jeśli jako sprawca wypadku:

  • zostałeś skazany i nałożono na Ciebie obowiązek naprawienia szkody, nawiązkę lub zadośćuczynienie, lub
  • warunkowo umorzono postępowanie z takim obowiązkiem,

to po zapłaceniu tych kwot pokrzywdzonemu przysługuje Ci roszczenie regresowe do ubezpieczyciela OC.

Co zrobić:

  1. Zachowaj dowód zapłaty (przelew, potwierdzenie).
  2. Zgłoś roszczenie do ubezpieczyciela – pisemnie, z powołaniem na uchwałę SN III CZP 31/11.
  3. Załącz kopię wyroku karnego i dowód wykonania środka karnego.
  4. W razie odmowy – rozważ drogę sądową (roszczenie jest dobrze ugruntowane w orzecznictwie).

FAQ – Najczęściej zadawane pytania

Czy sprawca wypadku może żądać od ubezpieczyciela zwrotu nawiązki? Tak. Po zapłaceniu nawiązki lub zadośćuczynienia orzeczonego w wyroku karnym sprawca ma roszczenie regresowe do swojego ubezpieczyciela OC. Potwierdził to Sąd Najwyższy w uchwale z 13 lipca 2011 r. (III CZP 31/11).

Czy dotyczy to tylko obowiązku naprawienia szkody, czy także nawiązki? Dotyczy obu. Nawiązka z art. 46 § 2 k.k. ma taki sam kompensacyjny charakter jak obowiązek naprawienia szkody i podlega zwrotowi od ubezpieczyciela.

Kiedy mogę wystąpić z roszczeniem do ubezpieczyciela? Po zapłaceniu środka karnego pokrzywdzonemu. Dopiero wtedy powstaje roszczenie regresowe.

Co jeśli ubezpieczyciel odmówi zwrotu? Orzecznictwo jest jednoznacznie korzystne dla sprawców. Warto dochodzić roszczenia sądownie, powołując się na uchwałę SN III CZP 31/11.

Czy ubezpieczyciel może podnieść zarzut, że to „kara” a nie odszkodowanie? Może próbować, ale argument ten został odrzucony przez Sąd Najwyższy. Środki karne mają przede wszystkim funkcję kompensacyjną, nie tylko penalną.


Podsumowanie

Sprawca wypadku komunikacyjnego, który zapłacił pokrzywdzonemu nawiązkę, zadośćuczynienie lub wykonał obowiązek naprawienia szkody orzeczony w wyroku karnym, może żądać zwrotu tych kwot od swojego ubezpieczyciela OC. Sąd Najwyższy przesądził to w uchwale z 2011 r., a stanowisko zostało ugruntowane w orzecznictwie sądów powszechnych. Sens ubezpieczenia OC polega właśnie na tym, że w ostatecznym rozrachunku koszt naprawienia szkody pokrywa ubezpieczyciel.


Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl.

Masz pytanie o roszczenia regresowe do ubezpieczyciela? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl


Źródła:

  • Uchwała Sądu Najwyższego z dnia 13 lipca 2011 r., sygn. akt III CZP 31/11
  • Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 27 stycznia 2014 r., sygn. akt WA 29/13
  • Wyrok SA we Wrocławiu z dnia 3 kwietnia 2014 r., sygn. akt I ACa 196/14
  • Wyrok SO w Kielcach z dnia 26 stycznia 2015 r., sygn. akt I C 937/14
  • Wyrok SO w Krakowie z dnia 18 kwietnia 2014 r., sygn. akt II Ca 552/14
  • Art. 46 § 1 i 2 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny
  • Art. 822 § 1 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny
  • Art. 19 i 34 ustawy z dnia 22 maja 2003 r. o ubezpieczeniach obowiązkowych, UFG i PBUK

Koszty parkowania powypadkowego a odszkodowanie

Koszty parkingu po wypadku – czy ubezpieczyciel musi je zwrócić?

Czy ubezpieczyciel powinien pokryć koszty przechowywania uszkodzonego samochodu na parkingu? Tak – jeśli parkowanie było konieczne i uzasadnione. Problem w tym, że ubezpieczyciele nagminnie ograniczają refundację do 7-14 dni, co często nie wystarcza. Tymczasem uzasadnione parkowanie może trwać nawet kilka miesięcy.

Wypadek komunikacyjny to nie tylko uszkodzenie pojazdu. To również szereg kosztów dodatkowych: holowanie, najem pojazdu zastępczego, a także – o czym często się zapomina – opłaty za przechowywanie auta na parkingu. Szczególnie dotkliwe staje się to przy szkodzie całkowitej, gdy trzeba czekać na sprzedaż wraku.

Kiedy powstaje konieczność parkowania pojazdu?

Najczęściej potrzeba płatnego parkowania pojawia się przy szkodzie całkowitej – gdy oszacowane koszty naprawy przewyższają wartość auta sprzed wypadku. W takiej sytuacji poszkodowany musi sprzedać pozostałości pojazdu (tzw. wrak).

Do czasu zbycia wraku pojazd trzeba gdzieś przechowywać. I to nie byle gdzie – samochód należy zabezpieczyć przed kradzieżą czy dalszym zniszczeniem. Dlaczego? Bo wrak ma wartość rynkową, a odszkodowanie przy szkodzie całkowitej oblicza się jako różnicę między wartością pojazdu sprzed wypadku a wartością pozostałości.

Jeśli poszkodowany nie ma własnego garażu ani zamykanego podwórka – a wielu mieszkańców bloków nie ma – jedynym rozwiązaniem jest płatny parking strzeżony.

Czy ubezpieczyciel zwróci koszty parkingu z OC sprawcy?

Tak, co do zasady koszty uzasadnionego parkowania podlegają refundacji z polisy OC sprawcy wypadku. Wynika to z art. 361 § 2 k.c. – odszkodowanie obejmuje wszystkie normalne następstwa zdarzenia szkodzącego.

Konieczność zabezpieczenia uszkodzonego pojazdu na parkingu jest takim normalnym następstwem wypadku. Poszkodowany nie może przecież zostawić wraku na ulicy.

Jak długo może trwać refundowane parkowanie?

Okres, za który ubezpieczyciel powinien pokryć koszty, trwa co najmniej do dnia zbycia wraku. Stanowisko to potwierdzają sądy powszechne.

Jest jednak pewien warunek: poszkodowany musi wykazać aktywność w sprzedaży pozostałości. Nie może trzymać wraku na parkingu miesiącami, nie podejmując żadnych działań. W takiej sytuacji część kosztów może zostać uznana za nieuzasadnioną.

Praktyka ubezpieczycieli vs rzeczywistość

Tu zaczyna się problem. Ubezpieczyciele nagminnie stosują sztywne limity – pokrywają koszty parkingu tylko za 7 lub 14 dni od poinformowania poszkodowanego o szkodzie całkowitej.

To stanowisko jest błędne i kwestionowane w orzecznictwie.

Dlaczego 7-14 dni to za mało? Bo w tym czasie często nie da się:

  • otrzymać decyzji ubezpieczyciela o wysokości odszkodowania,
  • przeanalizować wyceny i ewentualnie ją zakwestionować,
  • znaleźć kupca na wrak,
  • sfinalizować sprzedaży i wyrejestrować pojazd.

W praktyce uzasadnione parkowanie może trwać kilka tygodni, a w skomplikowanych sprawach – nawet kilka miesięcy.

Koszty parkingu przy szkodzie częściowej

Choć rzadziej, koszty parkowania mogą powstać również przy szkodzie częściowej. Dzieje się tak, gdy:

  • poszkodowanego nie stać na naprawę auta z własnych środków,
  • ubezpieczyciel zwleka z wypłatą odszkodowania,
  • warsztat nie zgadza się na bezpłatne przechowywanie pojazdu do czasu naprawy.

W takiej sytuacji poszkodowany może być zmuszony odstawić auto na płatny parking. Koszty te również powinny być refundowane przez ubezpieczyciela – to przecież jego zwłoka w wypłacie odszkodowania generuje dodatkowe wydatki.

Jaka stawka za parking jest uzasadniona?

Rozpiętość opłat parkingowych jest spora – od kilku do kilkudziesięciu złotych za dobę. Ceny różnią się w zależności od lokalizacji: inne są w dużych aglomeracjach, inne w małych miejscowościach.

Pomocne w określeniu maksymalnej uzasadnionej stawki jest obwieszczenie Ministra Finansów w sprawie maksymalnych stawek opłat za usunięcie pojazdu z drogi i przechowywanie na parkingu strzeżonym. Stawki te wynoszą ponad 30 zł za dobę.

Skoro organy administracji publicznej mogą pobierać takie opłaty – trudno wymagać od prywatnych parkingów stosowania niższych stawek. Zasada równości przemawia za akceptacją porównywalnych cen rynkowych.

Jak odzyskać koszty parkingu od ubezpieczyciela?

Jeśli ubezpieczyciel odmawia zwrotu kosztów parkingu lub ogranicza je do kilku dni:

  • Zachowaj faktury – dokumentuj każdy poniesiony wydatek.
  • Wykaż konieczność – uzasadnij, dlaczego nie mogłeś przechowywać pojazdu we własnym zakresie.
  • Udokumentuj aktywność – pokaż, że podejmowałeś działania zmierzające do sprzedaży wraku (ogłoszenia, kontakty z kupcami).
  • Złóż odwołanie – powołaj się na orzecznictwo kwestionujące sztywne limity czasowe.
  • Rozważ drogę sądową – jeśli kwota jest istotna, warto walczyć o jej zwrot w sądzie.

FAQ

Czy ubezpieczyciel musi zwrócić koszty parkingu przy szkodzie całkowitej?

Tak, jeśli parkowanie było konieczne (brak własnego garażu) i uzasadnione (do czasu sprzedaży wraku). Ubezpieczyciele często ograniczają refundację do 7-14 dni, ale sądy uznają takie limity za nieuzasadnione.

Jak długo mogę trzymać wrak na parkingu na koszt ubezpieczyciela?

Do czasu sprzedaży pozostałości, pod warunkiem że aktywnie podejmujesz działania zmierzające do zbycia wraku. Bierne czekanie przez wiele miesięcy może skutkować odmową refundacji za część okresu.

Czy koszty parkingu podlegają zwrotowi z autocasco?

To zależy od ogólnych warunków ubezpieczenia (OWU). W większości polis AC nie ma postanowień o refundacji kosztów parkingu. Warto sprawdzić swoją umowę.

Jaka maksymalna stawka za parking jest akceptowana przez sądy?

Sądy akceptują stawki rynkowe, porównywalne z opłatami administracyjnymi określonymi w obwieszczeniu Ministra Finansów – czyli ponad 30 zł za dobę. Stawki znacznie wyższe mogą być zakwestionowane jako nieuzasadnione.


Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na http://www.prawnikpoznanski.pl.

Masz problem z odzyskaniem kosztów parkingu od ubezpieczyciela? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl

Wartość rzeczywista a wartość odtworzeniowa

 

Wartość rzeczywista czy odtworzeniowa? Która opcja ubezpieczenia jest lepsza?

Niniejszy artykuł ma charakter informacyjny i nie stanowi porady prawnej.


Wartość rzeczywista czy wartość odtworzeniowa – to wybór, który podejmujemy przy ubezpieczeniu domu, mieszkania czy ruchomości. Tańsza składka kusi, ale w razie pożaru czy zalania różnica w wypłacie odszkodowania może wynieść setki tysięcy złotych. Wiadomo, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. I ta stara prawda ma tu pełne zastosowanie.


Spis treści

  1. Na czym polega różnica między wartością rzeczywistą a odtworzeniową?
  2. Przykład: pożar domu sprzed 20 lat
  3. Co mówią OWU największego ubezpieczyciela?
  4. Którą opcję wybrać?

Na czym polega różnica między wartością rzeczywistą a odtworzeniową?

Udając się do agenta, chcemy ubezpieczyć mienie na jak najwyższą sumę za jak najmniejsze pieniądze. To naturalne. Ubezpieczyciele przygotowali więc dwa warianty, o których skutkach warto pamiętać przy wyborze polisy.

Wariant Składka Sposób wyliczenia odszkodowania
Wartość rzeczywista Niższa Wartość mienia pomniejszona o zużycie (amortyzację)
Wartość odtworzeniowa (nowa) Wyższa Pełny koszt przywrócenia mienia do stanu sprzed szkody

Wartość odtworzeniowa oznacza, że ubezpieczyciel pokryje koszty naprawy, remontu czy odbudowy – tak, byś mógł przywrócić mienie do stanu sprzed zdarzenia. Bez potrąceń za zużycie.

Wartość rzeczywista to wartość odtworzeniowa pomniejszona o stopień zużycia technicznego. Innymi słowy: dostajesz tyle, ile Twoje mienie było warte na rynku wtórnym, a nie ile kosztuje jego odtworzenie.


Przykład: pożar domu sprzed 20 lat

Wyobraźmy sobie dom jednorodzinny wybudowany i zamieszkały 20 lat temu. Wyposażenie gromadzone przez dwie dekady – część elementów nowych, część z większym stażem.

Los sprowadza pożar. Dom spłonął. Jaka jest wysokość szkody?

Parametr Wartość
Koszt wybudowania nowego domu (odtworzenie) 1 000 000 zł
Wartość rynkowa domu przed pożarem (po amortyzacji) 500 000 zł

Przy ubezpieczeniu według wartości odtworzeniowej: Odszkodowanie może wynieść nawet 1 000 000 zł – tyle, ile kosztuje odbudowa domu do stanu sprzed pożaru.

Przy ubezpieczeniu według wartości rzeczywistej: Odszkodowanie wyniesie ok. 500 000 zł – tyle, ile dom był wart na rynku wtórnym, z uwzględnieniem 20-letniego zużycia.

Różnica: pół miliona złotych.

I to przy założeniu, że suma ubezpieczenia była wystarczająca. Bo jeśli ubezpieczyłeś dom na 600 000 zł, a koszt odbudowy to milion – nawet wartość odtworzeniowa nie pokryje całości.


Co mówią OWU największego ubezpieczyciela?

Dla jasności – zobaczmy, jak te pojęcia definiuje PZU w swoich Ogólnych Warunkach Ubezpieczenia (OWU PZU Dom, uchwała Zarządu PZU SA nr UZ/354/2013 z 18 grudnia 2013 r.):

§ 2 pkt 120 – Wartość nowa (odtworzeniowa):

„Wartość odpowiadająca kosztom przywrócenia mienia do stanu nowego, lecz nie ulepszonego:

  • w przypadku mieszkania, domu (…) – wartość odpowiadająca kosztom naprawy lub odbudowy określona zgodnie z zasadami kalkulacji i ustalania cen robót budowlanych (…) z uwzględnieniem dotychczasowej konstrukcji, wymiarów i standardu wykończenia, przy zastosowaniu takich samych lub najbardziej zbliżonych materiałów;
  • w przypadku ruchomości domowych – wartość odpowiadająca kosztom naprawy lub nabycia (wytworzenia) nowego przedmiotu tego samego lub najbardziej zbliżonego rodzaju (…)”

§ 2 pkt 122 – Wartość rzeczywista:

„Wartość nowa pomniejszona o wartość stanowiącą iloczyn stopnia zużycia technicznego i wartości nowej.”

Mówiąc prościej: wartość rzeczywista = wartość nowa minus amortyzacja.


Którą opcję wybrać?

To zależy od Twojej sytuacji i akceptowalnego ryzyka. Kilka wskazówek z praktyki:

Wybierz wartość odtworzeniową, gdy:

  • ubezpieczasz nieruchomość, w której mieszkasz i którą w razie szkody musisz odbudować,
  • nie dysponujesz środkami na pokrycie różnicy między wartością rzeczywistą a kosztami odbudowy,
  • mienie ma wysoką wartość użytkową, ale niską rynkową (stary, ale funkcjonalny dom).

Wartość rzeczywista może wystarczyć, gdy:

  • ubezpieczasz mienie o niskiej wartości lub krótkim okresie użytkowania,
  • akceptujesz ryzyko, że odszkodowanie nie pokryje pełnych kosztów odtworzenia,
  • zależy Ci przede wszystkim na niższej składce.

Moja rada: Przy ubezpieczeniu domu czy mieszkania różnica w składce między oboma wariantami jest zwykle kilkaset złotych rocznie. Różnica w odszkodowaniu może wynieść setki tysięcy. Oszczędność na składce rzadko się opłaca.


FAQ – Najczęściej zadawane pytania

Czym jest wartość odtworzeniowa (nowa) w ubezpieczeniu? To wartość odpowiadająca kosztom przywrócenia mienia do stanu sprzed szkody – bez potrąceń za zużycie. Ubezpieczyciel pokrywa pełne koszty naprawy lub odbudowy.

Czym jest wartość rzeczywista w ubezpieczeniu? To wartość odtworzeniowa pomniejszona o stopień zużycia technicznego (amortyzację). Odszkodowanie odpowiada wartości rynkowej mienia, nie kosztom jego odtworzenia.

Która opcja jest droższa? Ubezpieczenie według wartości odtworzeniowej ma wyższą składkę, bo ryzyko ubezpieczyciela jest większe – w razie szkody wypłaca więcej.

Czy przy wartości rzeczywistej dostanę pieniądze na odbudowę domu? Niekoniecznie. Odszkodowanie odpowiada wartości rynkowej, która przy starszych nieruchomościach może być znacznie niższa niż koszt odbudowy.

Jak sprawdzić, którą opcję mam w polisie? Informacja powinna być w polisie lub OWU. Szukaj określeń: „wartość nowa”, „wartość odtworzeniowa”, „wartość rzeczywista”. W razie wątpliwości – zapytaj agenta lub ubezpieczyciela.


Podsumowanie

Wybór między wartością rzeczywistą a odtworzeniową to jedna z najważniejszych decyzji przy ubezpieczeniu mienia. Tańsza składka przy wartości rzeczywistej może oznaczać dramatycznie niższe odszkodowanie w razie szkody. Przy ubezpieczeniu domu czy mieszkania – gdzie różnica może wynieść setki tysięcy złotych – warto dopłacić za opcję odtworzeniową. Bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.


Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl.

Masz pytanie o ubezpieczenie mienia? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl


Źródła:

  • Ogólne Warunki Ubezpieczenia PZU Dom, ustalone uchwałą Zarządu PZU SA nr UZ/354/2013 z dnia 18 grudnia 2013 r. (§ 2 pkt 120 i 122)
  • Art. 805 i nast. ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (przepisy o umowie ubezpieczenia)

 

 
 
 
 
 

Niedoubezpieczenie i zasada proporcji – czy ubezpieczyciel może obniżyć odszkodowanie?

Czy ubezpieczyciel może wypłacić Ci tylko połowę odszkodowania, bo ubezpieczyłeś dom na połowę jego wartości? Przez lata odpowiedź brzmiała: tak, może – na podstawie tzw. zasady proporcji. Sąd Najwyższy w wyroku z 2014 roku powiedział jednak wyraźnie: nie w relacjach z konsumentami. I to jest bardzo dobra wiadomość dla każdego ubezpieczonego.

Odkąd pamiętam, jednym z pierwszych zarzutów branych pod uwagę przez ubezpieczycieli przy ocenie wysokości odszkodowania było ustalenie, czy w danej sprawie zachodzi niedoubezpieczenie. A jeśli tak – czy można zastosować zasadę proporcji.

Czym jest niedoubezpieczenie?

Kiedy idziemy do agenta ubezpieczeniowego, żeby ubezpieczyć nasze mienie, możemy to zrobić na trzy sposoby:

Wariant A – ubezpieczenie na pełną wartość: Suma ubezpieczenia odpowiada wartości mienia. Dom wart milion ubezpieczamy na milion.

Wariant B – nadubezpieczenie: Suma ubezpieczenia przewyższa wartość mienia. Dom wart milion ubezpieczamy na półtora miliona. To nam nic nie daje – odszkodowanie i tak ograniczone jest wysokością szkody. Płacimy tylko wyższą składkę.

Wariant C – niedoubezpieczenie: Suma ubezpieczenia jest niższa od wartości mienia. Dom wart milion ubezpieczamy na pół miliona.

I właśnie ten trzeci wariant stał się źródłem problemów dla ubezpieczonych.

Jak powinna działać logika niedoubezpieczenia?

Wydawałoby się, że sprawa jest prosta. Mamy dom ubezpieczony na pół miliona. Jeśli szkoda wyniesie 100 tysięcy złotych – a więc kwotę nieprzekraczającą sumy ubezpieczenia – powinniśmy otrzymać pełne 100 tysięcy.

Nasze ryzyko ograniczałoby się do sytuacji, gdy szkoda przekroczy sumę ubezpieczenia. Gdyby dom spłonął całkowicie i strata wyniosła milion – otrzymalibyśmy „tylko” pół miliona, czyli sumę ubezpieczenia.

To logiczne. To uczciwe. I tak właśnie powinno być.

Sztuczka ubezpieczycieli – zasada proporcji

Tyle że ubezpieczyciele wprowadzili do swoich ogólnych warunków ubezpieczenia (OWU) pewną klauzulę, która tę logikę całkowicie wywraca.

Oto przykładowy zapis z OWU PZU dotyczących ubezpieczenia mienia od ognia i innych żywiołów:

„W sytuacji, kiedy wskazana w umowie ubezpieczenia suma ubezpieczenia jest niższa, niż wartość mienia – w przypadku zaistnienia szkody częściowej odszkodowanie zmniejsza się w takim stosunku, w jakim pozostaje zadeklarowana suma ubezpieczenia do wartości odtworzeniowej albo rzeczywistej mienia.”

Co to oznacza w praktyce? Wróćmy do naszego przykładu:

  • Wartość domu: 1.000.000 zł
  • Suma ubezpieczenia: 500.000 zł (50% wartości)
  • Szkoda: 100.000 zł

Ubezpieczyciel stosuje proporcję: skoro suma ubezpieczenia stanowi 50% wartości mienia, to wypłaca 50% szkody. Zamiast 100.000 zł otrzymujemy tylko 50.000 zł.

I to mimo że nasza szkoda w żaden sposób nie przekracza sumy ubezpieczenia.

Co na to Sąd Najwyższy?

Ta praktyka spotkała się z brakiem akceptacji ze strony Sądu Najwyższego. W wyroku z dnia 16 października 2014 r. (sygn. akt III CSK 302/13) SN uznał, że stosowanie zasady proporcji w stosunkach ubezpieczyciel–konsument jest niedopuszczalne.

Sąd stwierdził, że zasada proporcji narusza zasadę ekwiwalentności świadczeń. Jak to ujął SN:

„Skoro ubezpieczyciel pobrał składkę odpowiadającą ryzyku ubezpieczeniowemu do określonej kwoty (suma ubezpieczenia), to w razie wystąpienia szkody na skutek zdarzenia objętego ubezpieczeniem powinien ponosić odpowiedzialność będącą równowartością świadczenia (składki), które otrzymał od ubezpieczającego.”

Innymi słowy: ubezpieczony płaci składkę od sumy ubezpieczenia, a nie od wartości mienia. Skoro zapłacił za ochronę do kwoty pół miliona – to do tej kwoty powinien być chroniony w pełni, bez żadnych proporcjonalnych obniżek.

Co to oznacza dla ubezpieczonych?

Jeśli jesteś konsumentem i Twoja szkoda nie przekracza sumy ubezpieczenia – ubezpieczyciel nie może obniżyć odszkodowania, stosując zasadę proporcji.

W naszym przykładzie: przy szkodzie 100.000 zł i sumie ubezpieczenia 500.000 zł – należy Ci się pełne 100.000 zł, niezależnie od tego, że dom był wart milion.

Oczywiście ubezpieczyciele nadal próbują stosować zasadę proporcji. Ale teraz masz argument – orzeczenie Sądu Najwyższego, które jasno mówi: to niedopuszczalne.


FAQ

Czy zasada proporcji jest całkowicie zakazana?

Nie całkowicie. Wyrok Sądu Najwyższego dotyczy relacji z konsumentami. W ubezpieczeniach dla przedsiębiorców sytuacja może być oceniana inaczej. Niemniej coraz więcej sądów kwestionuje zasadę proporcji również w stosunkach B2B.

Co zrobić, gdy ubezpieczyciel obniżył odszkodowanie, stosując zasadę proporcji?

Złóż odwołanie od decyzji, powołując się na wyrok Sądu Najwyższego z 16 października 2014 r. (III CSK 302/13). Jeśli ubezpieczyciel podtrzyma stanowisko – rozważ drogę sądową.

Czy warto ubezpieczać mienie na pełną wartość?

Zawsze warto. Po pierwsze – unikasz jakichkolwiek wątpliwości. Po drugie – przy szkodzie całkowitej (np. pożarze) otrzymasz pełne odszkodowanie. Różnica w składce często nie jest tak znacząca, jak mogłoby się wydawać.

Skąd ubezpieczyciel wie, ile warte jest moje mienie?

Przy zawieraniu umowy to Ty deklarujesz wartość mienia. Ubezpieczyciel może ją zweryfikować dopiero przy likwidacji szkody – wtedy rzeczoznawca ustala rzeczywistą wartość. Jeśli okaże się wyższa niż suma ubezpieczenia – powstaje niedoubezpieczenie.


Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl.

Masz pytanie o niedoubezpieczenie lub zasadę proporcji? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl

Zderzenie z dzikiem- czy mamy szansę na odszkodowanie

Zderzenie z dzikiem, sarną lub łosiem – czy można uzyskać odszkodowanie?

Dzik, sarna, łoś wybiega na drogę tuż przed maskę pojazdu. Zdarzenie praktycznie nie do uniknięcia. Rozbity samochód, czasem połamane kości, w najgorszych przypadkach – ofiary śmiertelne.

To jedna z częstszych przyczyn kolizji komunikacyjnych w Polsce. Wiem to nie tylko ze statystyk, ale z liczby zapytań od poszkodowanych, którzy trafiają do kancelarii z tym samym pytaniem: czy ktoś mi za to zapłaci?

Odpowiedź jest brutalna: szanse są minimalne. Jeśli nie masz autocasco, w większości przypadków rozsądniej odpuścić niż narażać się na koszty przegranego procesu.

Dlaczego tak trudno uzyskać odszkodowanie?

Dzika zwierzyna jest dzika – to truizm, ale ma konsekwencje prawne. Nie istnieje podmiot odpowiedzialny za zachowanie wolno żyjących zwierząt. Sarna nie ma właściciela, który odpowiadałby za jej wtargnięcie na jezdnię.

Żeby uzyskać odszkodowanie, trzeba znaleźć kogoś, komu można przypisać winę za zdarzenie. A to wyjątkowo trudne.

Kto teoretycznie mógłby odpowiadać?

Koło łowieckie lub organizator polowania – gdyby zwierzę wybiegło na drogę w wyniku nagonki. Teoretycznie możliwe, praktycznie niemal niespotykane. Kierowca przejeżdżający przez las zwykle nie ma pojęcia, że dzik uciekał akurat przed sforą psów. Nigdy nie prowadziłem sprawy opartej na takiej podstawie.

Zarządca drogi – to częstsza linia argumentacji, ale równie trudna do wykazania.

Odpowiedzialność zarządcy drogi

Zgodnie z art. 20 ustawy z dnia 21 marca 1985 r. o drogach publicznych do zarządcy drogi należy m.in. utrzymanie urządzeń zabezpieczających ruch i innych urządzeń związanych z drogą. Obejmuje to także stawianie znaków ostrzegawczych – w tym znaku A-18b „zwierzęta dzikie”.

Można więc argumentować: jeśli w miejscu zdarzenia nie było znaku ostrzegającego o dzikiej zwierzynie, a powinien tam być, to zarządca drogi zaniedbał swój obowiązek.

Problem w tym, że:

  1. Winy zarządcy nie domniemujemy – to poszkodowany musi udowodnić, że brak znaku stanowił zaniedbanie i przyczynił się do szkody.
  2. Zwierzęta nie czytają znaków – do zdarzenia może dojść w miejscu, gdzie zwierzyna normalnie nie występuje. Trudno wymagać znaku „uwaga dziki” w centrum miasta, do którego wtargnął dzik.
  3. Sądy są sceptyczne – nawet jeśli znaku nie było, sądy często przyjmują, że przy nagłym wtargnięciu zwierzęcia znak i tak by nie pomógł uniknąć wypadku. Kierowca nie zdążyłby zareagować, nawet gdyby wiedział o potencjalnym zagrożeniu.
  4. W praktyce znak zwykle jest – albo poszkodowany po prostu nie pamięta, czy go widział. A brak pewności co do stanu oznakowania drogi kończy sprawę.

Co z tego wynika?

Większość moich klientów, po przedstawieniu im kosztów procesu i realnych szans na sukces, decydowała się nie dochodzić odszkodowania. To rozsądna decyzja w większości przypadków – choć każda sprawa wymaga indywidualnej analizy.

Zdarzenia z udziałem dzikiej zwierzyny to jeden z tych obszarów, gdzie prawo odszkodowawcze oferuje niewiele. Nikt nie ponosi odpowiedzialności za to, że sarna postanowiła przebiec przez drogę.


Praktyczna rada: wykup autocasco i traktuj znak A-18b poważnie. Zwolnij, wypatruj ruchu na poboczu. To jedyna skuteczna ochrona przed finansowymi skutkami spotkania z dzikiem czy łosiem na drodze.


Powyższy wpis ma charakter informacyjny i nie stanowi porady prawnej. Każda sprawa wymaga indywidualnej analizy. Stan prawny na dzień publikacji.

Bartosz Kowalak radca prawny

Poselskie pomysły na powódź pozwów o najem pojazdu zastępczego

Niniejszy artykuł ma charakter informacyjny i nie stanowi porady prawnej.


Czy wiesz, że nawet 20–40% spraw rozpatrywanych przez wydziały gospodarcze sądów w Warszawie to pozwy o najem pojazdu zastępczego? Od kilku lat, odkąd Sąd Najwyższy poluzował orzecznictwo w tym zakresie, sądy w dużych miastach przeżywają istną inwazję takich spraw. Posłowie próbują temu zaradzić zmianą przepisów o właściwości sądu. Moim zdaniem to rozwiązanie chybione i pomyślane od złej strony.


Spis treści

  1. Skąd wzięła się lawina pozwów o pojazd zastępczy?
  2. Co proponują posłowie?
  3. Dlaczego zmiana właściwości sądu to złe rozwiązanie?
  4. Jak robią to Niemcy – i czy warto się uczyć?

Skąd wzięła się lawina pozwów o pojazd zastępczy?

Przez lata orzecznictwo Sądu Najwyższego było restrykcyjne – koszty najmu pojazdu zastępczego uznawano za element szkody bardzo ostrożnie. Potem nastąpiła liberalizacja. SN jasno stwierdził, że poszkodowany ma prawo do zwrotu kosztów najmu pojazdu zastępczego na czas naprawy uszkodzonego auta.

Co do zasady – słusznie. Problem w tym, że liberalizacja otworzyła furtkę dla pewnej patologii.

Dziś pojazdy zastępcze są często „wciskane” poszkodowanym niejako na siłę – przez warsztaty, które następnie cesją przejmują roszczenia i masowo pozywają ubezpieczycieli. Poszkodowany w wielu przypadkach tego pojazdu wcale by nie potrzebował. Zwłaszcza gdyby miał sam za niego płacić lub chociażby ponosić ryzyko dochodzenia roszczeń we własnym imieniu.

Efekt? Wydziały gospodarcze sądów w Warszawie, Poznaniu czy Wrocławiu toną w dziesiątkach tysięcy niemal identycznych spraw. A to rzutuje na terminowość rozpatrywania wszystkich innych postępowań.


Co proponują posłowie?

Posłowie PSL zgłosili projekt dodania przepisu do ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych, UFG i PBUK (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 392), który wprowadzałby właściwość wyłączną dla spraw o odszkodowanie z OC posiadaczy pojazdów.

Proponowane brzmienie przepisu:

„Powództwo o odszkodowanie z ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych wytacza się wyłącznie przed sąd miejsca zamieszkania albo siedziby poszkodowanego zdarzeniem powodującym szkodę albo przed sąd miejsca zaistnienia tego zdarzenia. Przelew wierzytelności nie wpływa na właściwość sądu.”

Idea jest prosta: skoro warsztat z Warszawy skupuje roszczenia od poszkodowanych z całej Polski, to niech nie pozwuje wszystkich w Warszawie, tylko w sądach właściwych dla miejsca zamieszkania poszkodowanego lub miejsca zdarzenia.


Dlaczego zmiana właściwości sądu to złe rozwiązanie?

Nie twierdzę, że pomysł jest całkowicie pozbawiony sensu. Faktycznie – odciążyłby sądy w metropoliach, spychając ciężar orzekania na mniejsze jednostki.

Ale to rozwiązanie doraźne, które:

  1. Nie eliminuje problemu – tylko go rozmywa geograficznie. Zamiast 40% spraw w Warszawie, będzie 5% spraw w każdym mniejszym sądzie. Łączna liczba pozwów pozostanie ta sama.
  2. Wprowadza nieuzasadniony wyjątek w procedurze – przepis pisany pod konkretny problem organizacyjny sądów, a nie pod logikę systemu prawnego.
  3. Jest uzasadnione wyłącznie wygodą – i to wygodą sądów w metropoliach, a właściwie tego jednego w Warszawie.

Moim zdaniem to grzebanie w Kodeksie postępowania cywilnego w złym miejscu.


Jak robią to Niemcy – i czy warto się uczyć?

Zamiast manipulować przepisami o właściwości, można pomyśleć o rozwiązaniu systemowym, które eliminowałoby większość tych pozwów u źródła.

W Niemczech funkcjonuje ryczałtowy dodatek za utratę używania pojazdu (Nutzungsausfallentschädigung):

Element Rozwiązanie niemieckie
Gdy poszkodowany nie wynajmuje pojazdu zastępczego Otrzymuje 30–40% uśrednionych kosztów najmu jako odszkodowanie za „utratę używania pojazdu”
Gdy poszkodowany wynajmuje pojazd Może dochodzić pełnych kosztów najmu, o ile wykaże jego konieczność
Bez konieczności wynajmu Dodatek przysługuje automatycznie

Efekt: Racjonalnie myślący poszkodowany, który może przez jakiś czas funkcjonować bez auta, woli otrzymać dodatkową gotówkę niż wynajmować na siłę pojazd zastępczy. A warsztaty tracą motywację do masowego „wciskania” pojazdów i skupowania roszczeń.

Wprowadzenie takiego rozwiązania do polskiego systemu praktycznie zastopowałoby powódź pozwów o zwrot za najem.


Dlaczego tego nie mamy?

Podejrzewam – choć to tylko moja hipoteza – że takie rozwiązanie pozostawałoby w sprzeczności z interesami zakładów ubezpieczeń.

Dlaczego? Bo ubezpieczyciele z mocy prawa, bez konieczności procesu, musieliby zwiększyć wysokość wypłacanych odszkodowań. Dziś mogą liczyć na to, że część poszkodowanych nie będzie dochodzić kosztów najmu. Przy ryczałcie – musieliby płacić wszystkim.

Paradoksalnie więc obecny system – generujący tysiące procesów – może być dla ubezpieczycieli korzystniejszy niż automatyczny dodatek do każdego odszkodowania.


FAQ – Najczęściej zadawane pytania

Czy poszkodowanemu należy się pojazd zastępczy z OC sprawcy? Tak. Zgodnie z utrwalonym orzecznictwem Sądu Najwyższego, koszty najmu pojazdu zastępczego na czas naprawy stanowią element szkody podlegający naprawieniu z OC sprawcy.

Dlaczego tyle spraw o pojazd zastępczy trafia do sądów? Warsztaty naprawcze często przejmują roszczenia poszkodowanych (cesja wierzytelności) i masowo pozywają ubezpieczycieli. Spory dotyczą głównie stawek najmu i długości uzasadnionego okresu.

Co to jest cesja wierzytelności w kontekście pojazdu zastępczego? To przeniesienie roszczenia o zwrot kosztów najmu z poszkodowanego na warsztat lub wypożyczalnię. Poszkodowany dostaje auto „za darmo”, a firma dochodzi należności od ubezpieczyciela.

Czy w Polsce funkcjonuje ryczałt za utratę możliwości korzystania z pojazdu? Nie. W Polsce poszkodowany może dochodzić tylko faktycznie poniesionych kosztów najmu. Nie ma automatycznego dodatku jak w systemie niemieckim.

Co zmieni proponowana nowelizacja przepisów? Wprowadzi właściwość wyłączną sądu dla spraw z OC – pozwy będą kierowane do sądów właściwych dla poszkodowanego lub miejsca zdarzenia, nie siedziby warsztatu. Nie zmieni jednak liczby spraw.


Podsumowanie

Lawina pozwów o pojazd zastępczy to realny problem polskiego sądownictwa. Proponowana zmiana właściwości sądu rozłoży ciężar na mniejsze jednostki, ale nie rozwiąże problemu systemowo. Warto spojrzeć na rozwiązanie niemieckie – ryczałtowy dodatek za utratę używania pojazdu, który eliminuje motywację do masowego dochodzenia roszczeń i jednocześnie uczciwie rekompensuje poszkodowanym niedogodność braku auta.


Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl.

Masz własne zdanie na temat problemu pojazdów zastępczych? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl


Źródła:

  • Ustawa z dnia 22 maja 2003 r. o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 392)
  • Projekt poselski klubu PSL dot. zmiany właściwości sądu w sprawach z OC
  • Orzecznictwo Sądu Najwyższego w sprawach o zwrot kosztów najmu pojazdu zastępczego

Dziura w drodze, uszkodzony samochód – jak uzyskać odszkodowanie od zarządcy drogi?

Najechanie na dziurę w jezdni, wyrwę w asfalcie czy uszkodzoną studzienkę to jedna z najczęstszych przyczyn szkód komunikacyjnych. I jedna z najtrudniejszych do uzyskania odszkodowania – przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Schemat jest zazwyczaj taki: zgłaszasz szkodę zarządcy drogi, ten kieruje Cię do swojego ubezpieczyciela, a ubezpieczyciel w 90% przypadków odmawia wypłaty. Standardowe uzasadnienie? „Nie wykazał Pan winy zarządcy drogi”.

Ale jest sposób, żeby to odwrócić.

Standardowa linia obrony ubezpieczyciela

Ubezpieczyciel powołuje się na art. 415 Kodeksu cywilnego – odpowiedzialność na zasadzie winy. Twierdzi, że zarządca drogi odpowiada tylko wtedy, gdy poszkodowany udowodni jego winę: że wiedział o dziurze i jej nie naprawił, że zbyt rzadko patrolował drogi, że zlekceważył zgłoszenie.

To postępowanie dowodowe nie jest niemożliwe, ale bywa trudne. Skąd masz wiedzieć, kiedy ostatnio zarządca kontrolował tę ulicę?

Kiedy ciężar dowodu przechodzi na zarządcę?

Jest kategoria szkód, przy których to zarządca drogi musi udowodnić, że nie ponosi odpowiedzialności – nie odwrotnie. Chodzi o odpowiedzialność na zasadzie ryzyka z art. 434 Kodeksu cywilnego:

„Za szkodę wyrządzoną przez zawalenie się budowli lub oderwanie się jej części odpowiedzialny jest samoistny posiadacz budowli, chyba że zawalenie się budowli lub oderwanie się jej części nie wynikło ani z braku utrzymania budowli w należytym stanie, ani z wady w budowie.”

Klucz tkwi w pojęciu „oderwanie się części budowli”.

Sprawa ze studzienką – z mojej praktyki

Sam prowadziłem sprawę, w której klient wjechał kołem w źle zabezpieczoną studzienkę drogową. Właz podskoczył i uszkodził pojazd. Sąd I instancji oddalił powództwo. W apelacji przekonałem sąd, że mamy do czynienia z „oderwaniem się części budowli” – a więc odpowiedzialnością na zasadzie ryzyka.

Argumentacja była następująca:

Czy droga i studzienka to „budowla”? Tak. Kodeks cywilny nie definiuje tego pojęcia, więc sięgamy do art. 3 pkt 3 Prawa budowlanego. Budowla to m.in. „obiekty liniowe”, a te obejmują „drogę wraz ze zjazdami” oraz „kanalizację”. Studzienka jest częścią kanalizacji lub drogi – w obu przypadkach częścią budowli.

Czy podskoczenie właza to „oderwanie się części”? Tak. Właz oderwał się od studzienki i uderzył w pojazd. To klasyczne „oderwanie się części budowli”.

Konsekwencja: To zarządca drogi musiał udowodnić, że szkoda nie wynikła z braku utrzymania studzienki w należytym stanie ani z wady w budowie. Nie udowodnił – sprawę wygraliśmy.

Czy dziura w jezdni to też „zawalenie się budowli”?

Można argumentować, że tak. Wyrwa w asfalcie to miejsce, gdzie nawierzchnia drogi (czyli część budowli) przestała istnieć – „zawaliła się”. W takim ujęciu ciężar dowodu również powinien spoczywać na zarządcy.

To interpretacja, która wymaga przekonania sądu, ale ma solidne podstawy w wykładni systemowej.

Kiedy zasada ryzyka nie zadziała?

Nie uda się przerzucić ciężaru dowodu przy szkodach spowodowanych przez przedmioty porzucone na jezdni: kamień, oponę, deskę. Trudno tu mówić o „zawaleniu się budowli” czy „oderwaniu jej części” – to obcy przedmiot, nie element drogi.

W takich przypadkach pozostaje klasyczne wykazywanie winy zarządcy: że wiedział o przeszkodzie, że nie patrolował drogi z należytą starannością, że zignorował zgłoszenie.


Podsumowanie: zasada winy vs. zasada ryzyka

Rodzaj szkody Podstawa odpowiedzialności Kto musi udowodnić?
Dziura w jezdni Art. 434 KC (można argumentować) Zarządca – że nie zawinił
Uszkodzona studzienka, właz Art. 434 KC Zarządca – że nie zawinił
Przedmiot na drodze (kamień, opona) Art. 415 KC Poszkodowany – winę zarządcy

Powyższy wpis ma charakter informacyjny i nie stanowi porady prawnej. Każda sprawa wymaga indywidualnej analizy okoliczności. Stan prawny na dzień publikacji.

Bartosz Kowalak radca prawny

Rzecznik Ubezpieczonych o stawkach za robociznę blacharską i lakierniczą

Stawki za roboczogodzinę w naprawach powypadkowych – dlaczego ubezpieczyciele je zaniżają?

Czy ubezpieczyciel może obniżyć stawkę za roboczogodzinę w Twoim kosztorysie naprawy, powołując się na „średnie stawki rynkowe”? Robi to nagminnie – ale niekoniecznie ma do tego prawo. Rzecznik Ubezpieczonych przyjrzał się tej praktyce i wnioski są jednoznaczne: ubezpieczyciele systematycznie zaniżają odszkodowania, stosując stawki, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością rynkową.

W raporcie opublikowanym w Monitorze Ubezpieczonych (nr 61/2015) Rzecznik Ubezpieczonych przeanalizował skargi poszkodowanych i dostrzegł nieprawidłowości w rozliczaniu szkód komunikacyjnych. Warto przyjrzeć się tym ustaleniom bliżej.

Na czym polega problem ze stawkami za roboczogodzinę?

Ubezpieczyciele permanentnie obniżają stawki za robociznę blacharską, lakierniczą i mechaniczną w kosztorysach napraw. Argumentacja jest zawsze podobna: stawki warsztatu, który ma naprawić samochód, są rzekomo wyższe od „przeciętnych” lub „średnich” obowiązujących na rynku.

Innymi słowy – ubezpieczyciel weryfikuje wartość roboczogodziny, posiłkując się kryterium makroekonomicznym, czyli ogólną sytuacją na rynku. I tu tkwi zasadniczy błąd tego podejścia.

Dlaczego uśrednianie stawek jest nieuczciwe?

Serwis serwisowi nie jest równy. Nie można wrzucać do jednego worka wszystkich warsztatów i wyliczać wspólnej średniej stawki. Na rynku działają przecież:

  • firmy jednoosobowe i wieloosobowe,
  • warsztaty garażowe i duże specjalistyczne hale,
  • zakłady z flotą pojazdów zastępczych, pomocą drogową, salonem, parkingiem strzeżonym,
  • serwisy autoryzowane i nieautoryzowane,
  • warsztaty działające w sieciach, współpracujące z ubezpieczycielami lub działające indywidualnie.

Wszystkie te różnorodne cechy kreują inne koszty prowadzenia działalności. To oznacza, że adekwatna stawka za robociznę nie może być identyczna dla każdego zakładu naprawczego. Dla wielu firm stawka „uśredniona” przez ubezpieczyciela po prostu nie pozwala na rentowne prowadzenie działalności.

Co na to Sąd Najwyższy?

Rzecznik Ubezpieczonych słusznie przywołuje uchwałę Sądu Najwyższego z dnia 13 czerwca 2003 r. (sygn. akt III CZP 32/03). W orzeczeniu tym SN jednoznacznie uznał, że zakłady ubezpieczeń mają obowiązek pokryć cały koszt robocizny – nawet jeżeli stawki warsztatu przewyższają średnie wartości rynkowe.

W orzecznictwie sądów powszechnych rozwinięto to stanowisko: korekta stawek przez ubezpieczyciela może nastąpić dopiero wówczas, gdy wysokość stawki danego serwisu przekroczy średnie stawki rynkowe w sposób rażący – czyli o około 20-30 złotych na roboczogodzinie.

To nie jest rozwiązanie idealne, bo nadal odwołuje się do kryterium makroekonomicznego. Ustalenie rzeczywiście adekwatnej stawki dla konkretnego warsztatu wymagałoby przeprowadzenia audytu – co jest kosztowne i znacznie wydłuża postępowanie.

Jak ubezpieczyciele manipulują danymi o stawkach?

Rzecznik Ubezpieczonych zwrócił uwagę na jeszcze jedną nieprawidłowość: ubezpieczyciele dowolnie żonglują wysokościami „uśrednionych” stawek. Inne stawki podają:

  • gdy pojazd naprawiono, inne gdy nie,
  • przy szkodzie częściowej, inne przy całkowitej,
  • z polisy OC sprawcy, inne z autocasco.

Ta arbitralność sama w sobie potwierdza nieuczciwość stosowanych praktyk.

Co najważniejsze – Rzecznik dostrzegł, że podawane przez ubezpieczycieli „średnie” stawki wcale nie są średnie ani przeciętne. Są minimalne. Wskazywane przez ubezpieczycieli wartości odpowiadają stawkom obowiązującym w 2009 roku – są więc mocno nieaktualne.

Co możesz zrobić, gdy ubezpieczyciel obniża stawki?

Jeśli ubezpieczyciel w kosztorysie naprawy zastosował stawkę niższą niż ta obowiązująca w warsztacie, który ma naprawić Twój samochód:

  • Nie musisz się na to godzić – masz prawo do naprawy w wybranym przez siebie warsztacie.
  • Zażądaj uzasadnienia – poproś ubezpieczyciela o wskazanie źródła „średnich stawek rynkowych”.
  • Porównaj z rzeczywistością – sprawdź, jakie stawki stosują warsztaty w Twojej okolicy.
  • Odwołaj się od decyzji – jeśli różnica jest istotna, złóż reklamację.
  • Rozważ drogę sądową – w postępowaniu sądowym biegły ustali, czy stawka warsztatu rażąco odbiega od średnich rynkowych.

FAQ

Czy ubezpieczyciel może narzucić mi stawkę za roboczogodzinę?

Nie. Ubezpieczyciel nie może jednostronnie decydować o wysokości stawki za roboczogodzinę. Ma obowiązek pokryć rzeczywiste koszty naprawy. Może zakwestionować stawkę tylko wtedy, gdy rażąco – o 20-30 zł – odbiega ona od średnich stawek rynkowych.

Skąd ubezpieczyciele biorą „średnie stawki rynkowe”?

To dobre pytanie. Często są to dane nieaktualne, niekompletne lub po prostu zaniżone. Rzecznik Ubezpieczonych wykazał, że podawane przez ubezpieczycieli „średnie” stawki w rzeczywistości odpowiadają stawkom minimalnym sprzed kilku lat.

Czy muszę naprawiać auto w warsztacie wskazanym przez ubezpieczyciela?

Nie. Masz prawo do wyboru warsztatu naprawczego. Ubezpieczyciel nie może narzucić Ci konkretnego zakładu naprawczego ani uzależniać wysokości odszkodowania od naprawy w „sieci partnerskiej”.

Co jeśli różnica w stawkach jest niewielka – czy warto walczyć?

To zależy od zakresu naprawy. Przy rozbudowanych naprawach różnica kilku złotych na roboczogodzinie może przełożyć się na setki złotych niedopłaty. Warto policzyć i podjąć świadomą decyzję.


Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na http://www.prawnikpoznanski.pl.

Masz pytanie o zaniżone stawki w kosztorysie naprawy? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl

Kluczyki w płaszczu na krześle – rażące niedbalstwo czy nie? Dwa wyroki, dwa wnioski

Niniejszy artykuł ma charakter informacyjny i nie stanowi porady prawnej.


Czy trzymanie kluczyków od samochodu w kieszeni płaszcza przewieszonego przez krzesło to rażące niedbalstwo? Odpowiedź brzmi: to zależy. W ostatnim tygodniu media opisały dwa wyroki sądowe w niemal identycznych stanach faktycznych – z diametralnie różnymi rozstrzygnięciami. I właśnie to pokazuje, jak nieprzewidywalne potrafią być sprawy o odszkodowanie z autocasco.


Spis treści

  1. Dwa wyroki, dwa płaszcze, dwa różne wnioski
  2. Skąd bierze się problem z kluczykami i dokumentami?
  3. Czym jest rażące niedbalstwo w rozumieniu OWU?
  4. Czy warto iść do sądu z ubezpieczycielem AC?

Dwa wyroki, dwa płaszcze, dwa różne wnioski

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Lublinie (sygn. akt I ACa 718/12): Kierowca trzymał dokumenty pojazdu w kieszeni płaszcza przewieszonego przez krzesło. Sąd uznał, że nie można mu przypisać rażącego niedbalstwa w przechowywaniu dokumentów.

Wyrok Sądu Najwyższego (sygn. akt I CSK 479/14): Kierowcy skradziono auto po wcześniejszej kradzieży kluczyków. Kluczyki miał w płaszczu odwieszonym na wieszaku obok stolika. Sąd Najwyższy dopatrzył się rażącego niedbalstwa w zabezpieczeniu kluczyków.

Płaszcz na krześle – brak rażącego niedbalstwa. Płaszcz na wieszaku obok stolika – rażące niedbalstwo. Jak to możliwe?


Skąd bierze się problem z kluczykami i dokumentami?

Całe zagadnienie sprowadza się do treści ogólnych warunków ubezpieczenia (OWU) tworzonych przez zakłady ubezpieczeń. W przypadku polis autocasco standardem – od którego praktycznie nie ma odstępstwa – jest wprowadzenie warunku zabezpieczenia z należytą starannością kompletu kluczy i dokumentów pojazdu poza pojazdem.

Przykład z OWU PZU Auto (uchwała Zarządu PZU SA nr UZ/358/2014 z 5 grudnia 2014 r.):

§ 12 ust. 1 pkt 11 – Wyłączenia odpowiedzialności: AC nie są objęte szkody kradzieżowe, jeżeli: a) kierowca wysiadł z pojazdu, pozostawiając wewnątrz kluczyk lub sterownik (…) bez ich zabezpieczenia przed możliwością uruchomienia pojazdu przez osobę niepowołaną, lub b) po opuszczeniu pojazdu i pozostawieniu go bez nadzoru (…) nie dokonano zabezpieczenia poza pojazdem: dokumentów pojazdu, kluczyka lub sterownika (…)

Podobne zapisy znajdziemy w OWU praktycznie każdego ubezpieczyciela oferującego AC.


Czym jest rażące niedbalstwo w rozumieniu OWU?

Tu zaczyna się sedno problemu. Sam fakt, że dokumenty lub kluczyki zostały skradzione wraz z pojazdem, nie wystarczy do odmowy wypłaty odszkodowania.

Zakład ubezpieczeń może powołać się na wyłączenie odpowiedzialności tylko wtedy, gdy niezabezpieczenie kluczyków lub dokumentów miało postać co najmniej rażącego niedbalstwa – a nie zwykłej lekkomyślności czy nieuwagi.

Problem w tym, że granica między rażącym niedbalstwem a zwykłą niestarannością jest wysoce ocenna. Kryterium stanowi:

  • zdrowy rozsądek,
  • zasady doświadczenia życiowego,
  • okoliczności konkretnej sprawy.

I właśnie dlatego dwa różne sądy, w dwóch podobnych sprawach, mogą wydać całkowicie przeciwstawne wyroki.

Z mojego doświadczenia wynika, że ubezpieczyciele niemal automatycznie odmawiają wypłaty, gdy tylko stwierdzą kradzież kluczyków czy dokumentów przed kradzieżą auta. Liczą na to, że klient się nie odwoła. A tymczasem w sądzie sprawa wcale nie musi wyglądać tak jednoznacznie.


Czy warto iść do sądu z ubezpieczycielem AC?

Skoro nawet Sąd Najwyższy i Sąd Apelacyjny dochodzą do różnych wniosków w podobnych stanach faktycznych – co to oznacza dla poszkodowanego?

Wniosek praktyczny: Po oszacowaniu ryzyk procesowych często warto wejść z ubezpieczycielem na drogę sądową.

Argumenty za:

  1. Odmowa wypłaty oparta na zarzucie „rażącego niedbalstwa” to nie koniec sprawy – to dopiero początek dyskusji.
  2. Sąd bada okoliczności indywidualnie: gdzie leżał płaszcz, jak daleko od właściciela, czy miejsce było publiczne, czy prywatne.
  3. Ciężar dowodu spoczywa na ubezpieczycielu – to on musi wykazać rażące niedbalstwo.
  4. Orzecznictwo jest niejednolite, co daje pole do argumentacji.

Oczywiście nie namawiam do procesowania się za wszelką cenę. Ale automatyczna akceptacja odmowy ubezpieczyciela to błąd, który widuję zbyt często.


FAQ – Najczęściej zadawane pytania

Czy ubezpieczyciel może odmówić wypłaty AC, gdy skradziono mi kluczyki? Może powołać się na wyłączenie z OWU, ale tylko jeśli wykaże, że niezabezpieczenie kluczyków stanowiło rażące niedbalstwo. Zwykła nieuwaga nie wystarczy do odmowy.

Co to jest rażące niedbalstwo przy zabezpieczeniu kluczyków? To niezachowanie minimalnych, oczywistych reguł ostrożności – np. pozostawienie kluczyków w widocznym miejscu bez nadzoru w miejscu publicznym. Granica jest ocenna i zależy od okoliczności sprawy.

Czy muszę trzymać kluczyki zawsze przy sobie? OWU wymagają „zabezpieczenia z należytą starannością poza pojazdem”. Nie oznacza to obowiązku ciągłego trzymania kluczyków w kieszeni spodni, ale rozsądnego ich przechowywania.

Czy warto odwoływać się od decyzji ubezpieczyciela AC? Tak, szczególnie gdy okoliczności kradzieży nie są jednoznaczne. Orzecznictwo w tych sprawach bywa rozbieżne, co daje szansę na korzystne rozstrzygnięcie w sądzie.

Kto musi udowodnić rażące niedbalstwo? Ciężar dowodu spoczywa na zakładzie ubezpieczeń. To ubezpieczyciel musi wykazać, że sposób przechowywania kluczyków lub dokumentów był rażąco niedbały.


Podsumowanie

Dwa wyroki sądowe w niemal identycznych sytuacjach – płaszcz z kluczykami na krześle vs. na wieszaku – pokazują, jak nieprzewidywalne są sprawy o rażące niedbalstwo przy zabezpieczeniu kluczyków. Ubezpieczyciele chętnie powołują się na wyłączenia z OWU, ale automatyczna odmowa to nie wyrok ostateczny. Granica między zwykłą nieuwagą a rażącym niedbalstwem jest płynna, a sądy oceniają każdą sprawę indywidualnie. Warto rozważyć drogę sądową.


Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.pl.

Masz własne doświadczenia z odmową wypłaty AC? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl


Źródła:

  • Wyrok Sądu Apelacyjnego w Lublinie z dnia […], sygn. akt I ACa 718/12
  • Wyrok Sądu Najwyższego z dnia […], sygn. akt I CSK 479/14
  • OWU PZU Auto – uchwała Zarządu PZU SA nr UZ/358/2014 z dnia 5 grudnia 2014 r.

Nowy wspaniały Świat

Ubezpieczyciel monitoruje Twój styl jazdy – czy telematyka zmieni rynek OC?

Wrzuciłem wakacyjne zdjęcia na chmurę. Po chwili dostałem powiadomienie: system automatycznie utworzył prezentację, poprawnie identyfikując miejsca na fotografiach. Nie korzystam z geolokalizacji w aparacie. Algorytm sam rozpoznał, co widzę – albo śledził moje wcześniejsze wyszukiwania i rezerwacje noclegów.

Tego samego dnia przeczytałem, że Link4 wprowadza aplikację analizującą styl jazdy kierowców: pokonany dystans, przestrzeganie przepisów, płynność prowadzenia. Słowem – matrix wkracza do ubezpieczeń.

Jak działa telematyka ubezpieczeniowa?

Aplikacja zbiera dane o sposobie korzystania z pojazdu: prędkość, przyspieszanie, hamowanie, godziny jazdy, pokonywane trasy. Na tej podstawie ubezpieczyciel może ocenić, czy kierowca stwarza większe czy mniejsze ryzyko spowodowania szkody.

Na razie program Link4 jest dobrowolny i nie wpływa na wysokość składki. Ale kierunek jest jasny – to kwestia czasu.

Czy to sprawiedliwsze niż obecny system?

Przyznam, że widzę w tym logikę.

Obecny system bonus-malus opiera się na prostej zasadzie: nie miałeś szkody – dostajesz zniżkę. Ale brak szkody w przeszłości nie oznacza bezpiecznej jazdy. Można jeździć ryzykownie przez lata i mieć szczęście. Można jeździć wzorowo i trafić na pijanego kierowcę jadącego pod prąd.

Telematyka mierzy faktyczne zachowanie za kierownicą – to bardziej miarodajne niż procentowe zniżki za „lata bezszkodowe”. W gruncie rzeczy to ta sama idea, tylko dokładniejsza.

Gdzie leży granica?

Kontrowersje zaczynają się przy pytaniu: jak daleko może sięgać monitoring?

Analiza stylu jazdy dla celów OC komunikacyjnego – jeszcze akceptowalne. Ale co z ubezpieczeniami osobowymi? Czy ubezpieczyciel powinien mieć dostęp do danych o tym, jak często chodzisz do lekarza, co jesz, ile śpisz, jak się stresujesz? Smartwatch i telefon już to wszystko zbierają.

Granica między „sprawiedliwszą wyceną ryzyka” a „inwigilacją” jest cienka.

Co z tego wynika dla rynku odszkodowań?

Jeśli telematyka się upowszechni, zmieni się sposób likwidacji szkód. Ubezpieczyciel będzie dysponował precyzyjnymi danymi o przebiegu zdarzenia: prędkość w momencie kolizji, siła hamowania, trajektoria ruchu. To może ułatwić ustalanie odpowiedzialności – ale też da ubezpieczycielom potężne narzędzie do kwestionowania roszczeń.

A zaraz za rogiem czai się kolejne wyzwanie: samochody autonomiczne. Kto odpowiada za wypadek, gdy za kierownicą nie siedzi człowiek?


Powyższy wpis ma charakter informacyjny i przedstawia stan na dzień publikacji. Nie stanowi porady prawnej.

Bartosz Kowalak – radca prawny, wspólnik w KOWALAK JĘDRZEJEWSKA KONRADY I PARTNERZY ADWOKACI I RADCOWIE PRAWNI. Od lat zajmuję się prawem odszkodowawczym i spadkowym z pasją. Więcej o mojej praktyce znajdziecie na www.prawnikpoznanski.plwww.prawospadkowepoznan.pl oraz www.blogoodszkodowaniach.pl.

Masz pytanie lub chcesz podzielić się swoją historią? Zostaw komentarz lub napisz: kancelaria@prawnikpoznanski.pl